Istnieją takie wystawy, że od razu wiesz, że masz do czynienia z geniuszem, bo talent i ważkie przesłanie, wytrącają cię ze strefy komfortu oraz zachwycają swym kunsztem. Tak jak surrealistyczne, pełne niepokojących i nieco mrocznych wizji obrazy Łukasza Kasperczyka.
Łukasz Kasperczyk to twórca urodzony w Gnieźnie, któremu udaje się żyć z malarstwa już blisko 25 lat, ale niestety nie wszystkim jest znany, bo pozostaje na uboczu, poza medialno-celebryckim szumem. Jednak jego talent i wizje nadrabiają ten brak, a prace szybko znajdują swoich nabywców, często poza granicami kraju. Dlatego też artysta miał do tej pory 3 wystawy: w Kolegium Europejskim w Gnieźnie w 2010 roku (obecny Instytut Kultury Europejskiej UAM), w Centrum Kultury Scena To Dziwna (2022) oraz w Instytucie Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich w Poznaniu (2023).
Obecna, czyli czwarta i ponownie zorganizowana w eSTeDe ekspozycja pt. „Obrazy 2X21-2X24”, to zatem zbiór najnowszych dzieł Kasperczyka, który na wernisaż w piątek 1 marca, przyciągnął tłumy. Wydarzenie, na którym obecny był oczywiście sam artysta, otworzyła dyrektorka centrum Lidia Łączny, a zgromadzona publiczność oglądała i dyskutowała o pracach twórcy długie godziny… Cóż bowiem jest w tych obrazach, że tak przyciągają?
Najkrócej można by powiedzieć, że to synergia stylów i inspiracji trzema innymi mistrzami malarstwa, na których zresztą Łukasz Kasperczyk się powołuje, czyli Salvadora Dalego, Zdzisława Beksińskiego czy Hansa Rudolfa Gigera. Od Dalego gnieźnianin zdaje się przejmować surrealistyczną precyzję przekazu i barwy, dzięki Beksińskiemu buduje mroczny klimat apokalipsy, zaś podobnie jak Giger, który nota bene stworzył słynną postać ksenomorfa z filmu „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”, sięga po podobnie „biomechaniczne” motywy. Jednak żadnego z wymienionych mistrzów nie kopiuje bezmyślnie, lecz przefiltrowuje te inspiracje przez własną wrażliwość i postrzeganie świata, które nigdy nie było proste ani optymistyczne. Dlatego pewnie tak uderza postać zapatrzona w telefon komórkowy, która ubrana jest w suknię złożoną z setek trybików, a zamiast twarzy ma trupią czaszkę… albo ogromne ryby-maszyny unoszące się niczym zeppelliny nad spękaną od suszy ziemią czy kobieta, ni to staruszka-nieboszczka, stojąca na tle podobnie zdegradowanej przestrzeni i trzymająca w dłoni wielkiego świerszcza… Krytyka tak powszechnego dziś „multimedialnego ego” i „kultu selfie”, który zdaje się wykraczać poza śmierć zaprzęgniętego w późnokapitalistyczne trybiki „wyznawcy” czy apokaliptyczna wizja świata po klimatycznej katastrofie, to tylko przykładowe tematy obecne w malarstwie gnieźnieńskiego twórcy.
Bo poza onirycznym pytaniem o człowieka i wizją rozpadu świata, równie przejmująco problematyzuje on także swoją chorobę i towarzyszące jej odczucia. Ba, można się tu nawet dopatrzeć odwagi i bolesnej bezpośredniości obrazowania właściwego dla Fridy Kahlo! Tak dzieje, się na przykład w pracy, gdzie widzimy leżącą na brzuchu i rozpiętą ponad pniami wyciętych drzew postać, która w miejscach łokci ma palące się jeszcze świeczki z korzeniami, a za sobą niby słoneczne światło i rząd żywych drzew. Kompozycja i symbolika tej pracy bowiem na długo zapada w pamięć, a poza autotematycznym wymiarem, można ją też interpretować jako odniesienie do relacji człowieka z przyrodą albo niemalże religijnego poświęcenia. Takich niepokojących i ciekawych obrazów jest oczywiście więcej, a wystawę można oglądać do 27 marca w galerii eSTeDe.
Fot. 1-3 Mikołaj Stopczyński