Postindustrialna pamięć Polanii
Jak opowiedzieć o przemysłowej historii miasta żeby nie zanudzić archiwaliami albo nie ulec nostalgii ze wspomnień? Jak pokazać, że jedna fabryka, która zbudowała całe osiedle, a po transformacji ustrojowej została zniszczona, jest równie ważna jak katedra czy opowieść o piastowskich władcach?
„Zastanawiałeś się kiedyś nad swoją pamięcią, ile rzeczy w niej pozostaje? Co i jak zapisujesz żeby pozostało z tobą? Wszystkie hasła, wydarzenia, rzeczy, które wydają się ważne. A co z miastem? Czy ono też ma swoją pamięć, swoje zapamiętanie, wspomnienia? Czy wszystko co powinno zapamiętać, zostało zapisane w pomnikach, nazwach ulic, tablicach? A może pamięć obejmuje tylko cześć heroiczną, może to co ważne czeka dopiero na wysłuchanie i upamiętnienie?” – tymi słowami narratorka filmu „Polania” Ola Banaszak, wprowadza nas w temat obrazu Pawła Bartkowiaka. Dzięki temu już wiemy, że dokument o Wielkopolskich Zakładach Obuwia „Polania”, który swoją premierę miał w ramach Festiwalu Fyrtel Czytelni Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna przy ul. Mieszka I, to nie kronika wydarzeń w tej fabryce ani wyłącznie sentymentalne wspomnienia pracujących tam osób, lecz o wiele bogatsza i ważniejsza opowieść.
Postindustrialna pamięć o deindustrializacji
Sam twórca w podziękowaniu widzkom i widzom za przybycie na premierę oraz osobom współtworzącym dzieło, zaznaczył, że swoim filmem chciał rozpocząć dyskusję o miejskiej pamięci i niepamięci. Patrząc od strony formalnej, można zaryzykować tezę, że ten plan został zrealizowany, bo znajdziemy w nim tylko dwa przykłady wspomnień pracujących w „Polanii” kobiet: Jadwigi John i Mirosławy Tomaszewskiej oraz Sławomira opowiadającego o swym ojcu, projektancie obuwia Eryku Kuszczaku. Natomiast pozostała część obrazu utkana została z refleksji „grzebiących w przeszłości” lub twórczo ją przetwarzających osób.
Wśród nich znajdziemy więc też pracownika Polanii i animatora kultury w przyzakładowym domu kultury Władysława Nielipińskiego, dla którego pamięć o pracy i odpoczynku, ale też integracji, najpełniej zdaje wyrażać się w pozostawionych fotografiach, w tym genialnej wystawie z 2015 roku pt. „Trzecia zmiana” (https://krytykapolityczna.pl/kraj/miasto/gniezno-trzecia-zmiana-po-transformacji/), którą też można było oglądać w murach Biblioteki. Dalej, o tym co do dziś pozostało po fabryce, mówił także kierownik Archiwum Państwowego w Poznaniu, oddziału w Gnieźnie Marek Szczepaniak, który wskazał na swą i Grażyny Tyrchan publikację pt. „Dzieje osiedla Winiary w Gnieźnie”, bo tytułowe osiedle, choć właściwie dzielnica, to najbardziej namacalny ślad po tym zakładzie. „Koło zamachowe” Polanii, nazywane też „nowym Gnieznem”. I wreszcie całość domyka refleksja tworzącego muzykę i teksty jako raper Szegetz, Pawła Bąkowskiego, który zastanawia się nad jeszcze inną, w tym przypadku muzyczną, formą pamięci.
Choć oglądając film, nie wiem czy bardziej nie chodzi o to, kto i jak (nie)pamięta o przemysłowej historii Gniezna. Dziejach, które tworzyły to miasto, a na pewno dały mu rozwój, bardziej niż hołubione dziś opowieści o królewskości, chrzcie i Piastach. Czy promowane obecnie „miasto turystyczne”, którego filarem mają być usługi, przyznaje się do „miasta robotniczego”, gdzie podstawą była produkcja? A może inaczej, czy postindustrialne Gniezno z kapitalistycznej rzeczywistości pamięta o tym przemysłowym z Polski Ludowej? Albo jeszcze głębiej i mocniej: czy w postindustrialnym świecie, jest miejsce na bolesną pamięć o dezindustrializacji? Odłożonej w czasie porażce, po niegdyś bezkrytycznie ocenianej transformacji ustrojowej? Paweł Bartkowiak w swoim filmie nie odpowiada na żadne z tych pytań wprost, lecz skupia się na konstruktywnej narracji, która jest kluczem do dyskusji.
Pamięć i przeciw-historia
„Zapominanie jest regułą, a pamiętanie wyjątkiem” – to słowa antropolożki Aleidy Assmann, które z kolei przywołuje socjolożka i niegdyś dziennikarka, a dziś pracowniczka Biblioteki Publicznej Monika Wierżyńska i dodaje: – Do kanonu pamięci zawsze wchodzi to, co pasuje do dominującej narracji. Na inne rzeczy w archiwum pamięci miejsca nie ma. Trzeba je zrobić. Bo przegapione i pominięte artefakty oraz ludzie zawsze mogą opowiedzieć przeciw-historię.
O tym, że zwycięzcy piszą historię wiadomo nie od dziś. Tak działo się w przypadku wojen, gdzie wygrani narzucali „całej reszcie” swą narrację czy różnych władców, którzy dzięki rozmaitym formom upamiętnienia, stali się nieśmiertelni. W dzisiejszych czasach pamięć nadal służy uprzywilejowanym, zarówno do narracyjnej hegemonii, jak i „sprawowania rządu dusz”, a nawet tworzenia fanatyków. Wystarczy spojrzeć na polską prawicę, która w pierwszej dekadzie XXI wieku, doskonale odrobiła lekcję z polityki historycznej, narzucając swą bogoojczyźnianą i martyrologiczną pamięć społeczeństwu. Jednak, jak powiadają, na akcję zawsze się znajdzie reakcja lub przeciw-historia o której dalej tak trafnie napisała Monika Wierżyńska:
Przeciw-historią będzie opowieść o tysiącach obuwiarek, robotnicach i robotnikach zamiast o pięciu królach.
Przeciw-historią będzie opowieść o kobietach pracy zamiast opowieści o wojach.
Przeciw-historią będzie opowieść o mieście z wiejską podszewką zamiast o stołeczności miasta.
Przeciw-historią będzie opowieść o robotniczym osiedlu zamiast o Katedrze.
Przeciw-historią będzie opowieść o ludowej rewolucji po II wojnie zamiast o piastowskich początkach.
Przeciw-historią będzie opowieść o mieście, w którym kiedyś była praca, zamiast opowieści o mieście, w którym jest turystyka.
Po wczorajszej premierze jasne jest jedno – ludzie czekają na przeciw-historię, bo mają ją w swojej pamięci. Jeszcze mają. Nie pamiętają Piastów, ale pamiętają robotniczy hotel, w którym wspólnie gotowali obiady w kuchni na piętrze.
Pamięć, a wiedza utracona
Z kolei z jeszcze innej perspektywy na pamięć, czy raczej jej utratę w znaczeniu technicznej wiedzy, w postindustrialnym świecie, patrzy filozof Andrzej W. Nowak. W swoim tekście pt. „Dezindustrializacja – wiedza utracona” (https://www.researchgate.net/publication/333632311_Dezindustrializacja_-_wiedza_utracona), pokazuje jak odchodzący od przemysłu kapitalizm, bezpowrotnie traci wiedzę „zdeponowaną w ciałach, kolektywach robotników i robotnic, fachowców, majstrów, inżynierów i inżynierek” na rzecz wiedzy rozumianej często jako przepływ informacji, gdzie informacja to odpowiednik kapitału, a poświęcona jej uwaga odbiorców to nowa waluta. Co ważne, ta „nowa wiedza”, bywa oderwana od aspektu naukowego, a już na pewno od wiedzy czy praktyki technicznej rzemieślnika lub robotniczego fachowca. Zresztą dalej autor pisze: „Zanik danej praktyki rzemieślniczej, fachowego robotniczego trudu, to zdestabilizowanie rzeczywistości. To nie tylko zniknięcie „młotka”, szybu, huty, ale zniszczenie całego świata wraz z jego metafizycznym wymiarem. Dezindustrializacja, to nie tylko zmiany w krajobrazie, gentryfikacja pofabrycznych dzielnic, ale utrata całych światów życia.”
Jednak, żeby nie było, nie ma w tym nostalgii piszącego za dawnym światem, ani westchnienia, że „kiedyś było lepiej”, lecz refleksja nad dwuznacznością uprzemysłowienia i „nowoczesnej wiedzy” oraz pytanie: czy jesteśmy w stanie zachować choć odrobinę tego, co w jednym i drugim jest pozytywne oraz dążyć do równowagi? Tak przynajmniej rozumiem przesłanie Andrzeja W. Nowaka, gdy m.in. argumentuje, że industrializacja z jednej strony przyczyniła się do „stworzenia potężnego potencjału produkcyjnego, co pomogło materialnie wyemancypować się milionom ludzi”, zaś z drugiej wytworzyła „nowe formy dyscyplinowania i wyzysku siły roboczej”. Natomiast w odniesieniu do wiedzy, że: „Nikt przytomny nie wierzy już w prostą modernistyczną opowieść o tym jak to religia, mity, zabobony, nierówności i bieda będą znikać dzięki rozpowszechnieniu się odkryć naukowych i zdobyczy techniki”. I o tej potrzebie szukania wspomnianej równowagi jest też „Polania”.
Fot. Monika Wierżyńska, archiwum Biblioteka Publiczna Miasta Gniezna i Klub KP w Gnieźnie.