Skip to main content

Recenzja koncertu Siksy w Poznaniu

Rozum, serce i kapitalizm oczekiwań

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

Porzućcie wszelkie nadzieje, przyzwyczajenia i oczekiwania. Bo nie będzie miło ani być może przyjemnie. Ale może właśnie w tej całej energii i ekspresji odnajdziecie siebie oraz niespodziewaną błogość. Jedno jest pewne – szczera i piękna do bólu Siksa was nie zawiedzie!

Na poznańskim Starym Rynku, mimo rozkopów, gwarno niemal przed każdym otwartym tego wieczora lokalu. Jednak wszystkie ścieżki, przynajmniej sporej i świadomej swego wyboru grupy, prowadzą do SARPu. To bowiem w tej miejscówce nie będącej siedzibą Stowarzyszenia Architektów Polskich, lecz związanej ze słynnym lokalem Dragon Social Club, który właśnie kończy 17 lat, rozpoczyna się urodzinowa inauguracja. I to ramach niej w pierwszy kwietniowy piątek pojawia się gnieźnieński duet. Tyle, że zanim to następuje, przybyli odbiorcy mają szansę wrzucić do puszki sympatycznych i wygadanych wolontariuszek, kilka złotych na PCK czy Fundację Mały Dom Kultury, która działa przy Dragonie i obecnie organizuje choćby zajęcia dla dzieci z Ukrainy.

Wszyscy, którzy znają Siksę, wiedzą, że jej występy to za każdym razem niepowtarzalne widowisko na granicy przedstawienia teatralnego i koncertu. Oprócz tego cechuje je zmienność sezonów, czyli aktualnie granego materiału oraz stałość pięknej i szczerej ekspresji. Tym razem Alex i Buri zaprezentowali jeszcze program pn. „Cudowne i pożyteczne”. Jeszcze, bo jak wyznała wokalistka, ten powstały ponoć z wypalenia sezon, który zainspirowały bajki, a wypełniły najróżniejsze żyjątka, też powoli zbliża się do końca. Jednak póki co widzowie otrzymują pełnowartościowe przedstawienie.

Główną bohaterką koncertu jest więc Mysza. Lękliwa i odważna zarazem wprowadza wszystkich w kreowany świat oraz po trosze zapowiada kolejne zwierzęta, całą tę neurotyczną i pokiereszowaną przez system i życie menażerię. Kiedy Alex staje się Myszą, ma w sobie sprawczość i niemoc jednocześnie do opowiadania o doświadczanej przez jej postać rzeczywistości. Powiedziałabym, że to „ból idealistki”, czyli osoby o głębokim poczuciu niesprawiedliwości i radykalnej empatii, która wyrwała się z sieci społecznych oczekiwań, w tym aktywistycznych. I choć osobiście nie podzielam wolności od zaangażowania w zmianę świata, to trudno nie rozumieć, że Siksa chce działać na własnych warunkach. Pamiętam jak duet wyznawał w wywiadzie, że „nie jesteśmy po to żeby spełniać oczekiwania”, więc dziś na scenie i w życiu, kiedy odbiorcy, ale też krytycy, aktywiści czy dziennikarze, wyobrażali sobie ich w określony sposób – powiedzieli nie i wygrali w ten sposób własną podmiotowość. Wolną od komercyjnego buntu i artystycznych szufladek, czyli tego całego kapitalizmu oczekiwań.

Wracając jednak do występu, to na scenie poza Myszą, pojawia się też koń Złotogrzywek czy Mole. Ten pierwszy mówiący głównie we własnym niepokornym imieniu, wymagał także od Alex niezwykłych umiejętności aktorskich, bo gdy Złotogrzywek rży opowiadając swoją historię, to znów robi to całym sobą ponad głowami publiczności. Z kolei Mole mają w sobie moc kolektywu, czyli siłę i zaangażowanie, a do tego zdają się mądrzejsze od ludzi wytykając im m.in. że jak mogą znać ich gatunki, skoro nie potrafią nazwać własnych płci albo, że konsumują ponad miarę. To wszystko oczywiście zostało okraszone basem Buriego, który w żadnym wypadku nie był tłem czy dodatkiem, lecz właściwym dopełnieniem. Piotr Buri Buratyński, który także w jednej z rozmów wyznawał, że „takiej muzyki jak Siksa nie robi się uchem, tylko rękoma i mózgiem”, wspina się podczas tego koncertu na wyżyny swych umiejętności. Chwilami bowiem jego bas zbliża się do brzmień Black Country New Road, innym razem przechodzi w bardziej rozbudowane formy znane z jazzowych improwizacji albo znów skłania się ku ascezie, ale zawsze współgra z głosem, a nawet ruchem Alex.

Siksa to dziś fenomen nie tylko na skalę krajową, ale też międzynarodową. Zresztą zaraz po poznańskim występie miała grać zagranicą, ale tamtejszą falę koncertów w pierwszej połowie kwietnia spowolniły niestety perturbacje zdrowotne. Jednak jej kunsztu i przesłania odwołującego się także do rozumu i serca czy jak mówią młodzi RiGCZu – już nic nie zatrzyma! Ba, grupy oczarowanych będą rosły i jeszcze zmienią w najlepszy dla siebie sposób świat.

Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak

#Tagi