Woś nie wyszedł na ulicę wymowne nie-wydarzenie. Tylko Pan Boguś
Jarmarki św. Wojciecha to wielowiekowa tradycja. Ta część odpustu – profanum, wpisana jest podobnie jak uroczystości i procesyjne sacrum w świadomość gnieźnian. Wystarczy powiedzieć, że to pierwszy raz od wielu lat nie ma rozstawionych bud jarmarcznych, przez lata zwłaszcza w rzeczywistości PRL-u, ta siermięga towarów sprzedawanych pod budami, mieszała się z pięknem drewnianych pukawek, szmacianych piłeczek na gumce i odgłosem korkowców i pistoletów na kapiszony.
Balony, lizaki, dziś też chińszczyzna. To wydarzenie wpisane jest w tkankę miejską. Tak jak nabożna, ale i patetyczna procesja z relikwiami św. Wojciecha.
W 1613 roku podczas Jarmarku św. Wojciecha od ognia na budach jarmarcznych rozwinął się ogromny pożar. Mocno ucierpiała Katedra, łącznie pożar dotknął 8 kościołów i 3 szpitale.
Brak procesji z relikwiami św. Wojciecha wydarza się pierwszy raz od wielu lat. To chyba oprócz pożaru z 1613 roku jedno z bardziej dramatycznych wydarzeń święto-wojciechowych.
Zapewne dla wielu to znak kulturowy. Procesja nie wychodzi, a uroczystości i jarmark sprowadzone do minimum – Gniezno tego nie pamięta. Covid 19 przyczynił się więc nie tylko do Wielkanocy w samotności i izolacji. Dla Gniezna to także brak odpustu św. Wojciecha, wydarzenia nie tylko duchowego, ale też kulturowego – jest bez precedensu.
Pytania, które się rodzą są różne.
Po pierwsze:
– czy nie mógł przejść sam Prymas, a za nim trumienka? Franciszek mógł odprawić Drogę Krzyżową na pustym placu.
Kolejne pytanie:
czy np. Królewski Prezydent nie mógł apelować byśmy byli ze sobą symbolicznie, by ci, którzy cenią tę tradycję zwyczajowo przybrali okna. Jeśli nie ma to dla nas znaczenia duchowego przybierzemy okna po prostu jak na imieniny miasta. Proste symboliczne gest, cholernie są nam potrzebne – zdaniem psychologów w czasie gdy dominują: stres, strach i lęk.
Trzecie:
Dlaczego Pan Boguś? Bo kocha to miasto, jest jego częścią, czy to sie komus podoba czy nie.
W tym wszystkim tak dziwnym i niepokojacym odnalazł się Pan Boguś.
Traktowany często jak błazen miejski, zwłaszcza przez żołnierzy władz z ul. Lecha (magistrat) – Bogdan Bentyn. To On przeszedł w symbolicznej procesji, umywszy najpierw nogi w Weneji, przybierając figurę Pielgrzyma.
Bez prowokacji, w spokoju, przeszedł od balkonu papieskiego i katedry – najpierw do Rynku, gdzie wypuścił w górę gołębia, by przywdziać maskę „doktora zarazy”. Od tego momentu szedł trasą procesji w masce „zarazy”: stukając kołatką, by zatrzymać się przy pomniku Bolesława Chrobrego, a potem zapalić znicz pod pomnikiem św. Wojciecha, Wojciecha, który wyjątkowo nie mógł wyjść na ulice, bo na jego relikwie nałożono kwarantannę Covid 19. Wymowne ujęcia na wymowną teatralną „maskę zarazy” i czarna kołatka robiły wrażenie przy podłożonym śpiewie procesji z lat ubiegłych: “św. Wojciechu patronie nasz” – to „zawodzenie” znają wszyscy w Gnieźnie.
Trochę surrealistyczny, ładny teatralnie koniec na mieczu Śmiałego, kończy procesję nie dochodząc do kościoła św. Michała, gdzie tradycyjnie kończy ją czuwanie.
Wymownym staje się także specyficzny „making of”. Bogdan Bentyn wraca po procesji jak mały chłopiec bawiąc się piłka na gumce. Tęsknota wielu wychowanych w miescie gdzie przez wiele lat „Wojciech” był jedyna atrakcją oprócz szlaki**, Recytuje przy tym wiersz Tuwima – Chrystusie. „Jeszcze się kiedyś rozsmucę, jeszcze do Ciebie powrócę…”
*Woś – w gwarze wielkopolskiej Wojciech
szlaka – żużel
Wymowne i proste. Dalekie od artystowskiego zadęcia. Ważne nie-wydarzenie, z którego mimo wszystko płynie jakaś nadzieja.
zobacz pod linkiem.