Tides From Nebula byli niczym epickie preludium zapraszające do eksploracji scenicznego wszechświata dźwięków, zaś BOKKA emanowała międzyplanetarnym, melodyjnym poruszeniem, jakby naprawdę nie mogła się nadziwić ludzkiemu gatunkowi.
Wspólne trasy koncertowe niemal równych sobie artystów, nie są sprawą zbyt częstą ani łatwą, bo w wielu przypadkach to po prostu hierarchia – mniej znany support i rozpoznawalna „gwiazda”. Tyle, że od każdej reguły mamy wyjątki i tak też zadziało się w tym przypadku, gdzie obchodząca dekadę istnienia BOKKA, zaprosiła do wspólnego świętowania pokrewnych muzycznie i nie tylko, artystów z TFN, którym z kolei „stuknęło” 15 lat.
Sobotni koncert w Sali Wielkiej Centrum Kultury Zamek otworzyli więc Tidesi, występujący obecnie jako trio, czyli Maciej Karbowski (gitara, instrumenty klawiszowe), Przemek Węgłowski (gitara basowa) i Tomasz Stołowski (perkusja), zaczynając od nieco relaksacyjnej, ale po chwili podbijającej tempo perkusją kompozycji „These days, glory days” z krążka „Earthshine”. Zresztą z każdym kolejnym utworem „machina z mgławicy” coraz bardziej się rozkręcała, a przekrojowy dobór materiału tylko temu sprzyjał. Najbardziej reprezentowana podczas występu płyta „From Voodoo to Zen” (cztery utwory), nie zawiodła swym brzmieniem, choć wypadła tylko odrobinę lepiej niż materiał zapisany na krążku. Gdyby jednak pokusić się o wskazówki tudzież miłe zaskoczenia, to z pewnością TFN nabiera kosmicznego przyspieszenia i blasku przy bardziej energetycznych i cięższych kawałkach jak „Dopamine” czy cudownie podkręconym gitarowo „Tragedy of Jospeh Merrick”, ale też świeżutkim, bo z listopada tego roku, i dynamicznym singlem „Haunting”. Sami muzycy zaś nic nie stracili ze swego zaangażowania w majestatyczny wymiar dźwięków, które od lat poruszają ich fanów i nie tylko. Trudno też nie zauważyć, że zespół scala artystycznie Maciej Karbowski, który w słowach do licznej publiczności przyznał, że TFN „najlepiej wyraża się przez muzykę”, co z uwagi na brak wokalu zdaje się podwójnie trudne, zaś na koniec dodał, że on i koledzy z BOKKĄ dogadują się nie tylko muzycznie, ale też towarzysko. Potwierdziło to tylko fakt, że ta jubileuszowa trasa, to w istocie spotkanie równych sobie twórców.
Jeżeli Tides From Nebula byli wspomnianym preludium i ekscytacją z powodu kosmicznej wyprawy, to BOKKA okazała się wspaniałym dopełnieniem międzyplanetarnych wrażeń. Już samo wejście grupy na scenę i płynące z głośnika „elektroniczne” powitanie w postaci słów, które brzmiały mniej więcej tak: „Cześć ludzie! Jak się macie?”, zwiastowały, że dalej będzie tylko ciekawiej. Wszak BOKKA to niemal od początku istnienia zjawiskowa grupa, której członkowie skrywają twarze za różnymi maskami, odważnie bawią się stylistyką swych strojów czy wreszcie gatunkiem tworzonej przez siebie muzyki. Tę ostatnią bowiem, mimo elektro-rockowej proweniencji trudno zaszufladkować, co też potwierdził koncert. Zagrane na początek w nowej aranżacji „Town of Strangers” od razu wprowadziło wszystkich w melancholijno-taneczny i kosmiczny klimat, który wzmocniły tym razem czarne siatkowe maski wykonawców oraz ich ciemne stroje z różowymi emblematami. Co więcej, magnetyzm to również w dużej mierze głos wokalistki, którego nie sposób zapomnieć, nawet jeśli nie jest się fanem kapeli. Tymczasem jednym z lepszych momentów, był dla mnie zagrany z iście garażowym nerwem utwór „Paper love”, będący krytyką fałszywych relacji w życiu i świecie. Choć tak naprawdę każdy kawałek to właściwie z pietyzmem przygotowana perełka, udowadniająca, że dbający o każdy detal członkowie BOKKI, po tych 10-latach dopiero się rozkręcają. Dlatego pewnie to oni okazali się godnymi pretendentami do sięgnięcia po dorobek kultowych już geniuszy z Joy Division, a dokładnie piosenkę „Love Will Tear Us Apart”, która również wybrzmiała w Zamku. Ciarry…
Fot. Paweł Bartkowiak
#Tagi
- Tides From Nebula | prog rock | koncert | muzyka | elektronika | Centrum Kultury Zamek | rock | BOKKA