Zanim opadnie kurtyna. Esej pisany wierszem
Egzystencjalizm w wymiarze ideowym i wolność jako święta konieczność usprawiedliwiają egzegezę. Czy jednak wyjaśnienie płynie z antiocheńskiego intelektu czy czy może jednak aleksandryjska duchowa nabożność? Jest jeszcze Augustyn z Hippony.
Rabiniczne czytanie teatru i wolności, pomimo hellenistycznych źródeł drugiej, byłoby wyjaśnieniem może i adekwatnym, ciekawszym jest jednak stanie w rozkroku.
Egzystencjalizm pociąga nie mniej niż złe moce, choć trudno zrównać Sartre z Lucyferem.
Przestaliśmy dziś pytać o naturę rzeczy. To nie dotyczy jedynie filozofii. Nawet herbatę patrzymy z papierka, a nie z esencji. Tłumacząc sobie, że tak łatwiej egzystować. Dziś nie robimy nic więcej jak tłumaczenie egzystencjalizmu. Kazimierz Grochmalski człowiek teatru i słowa – opowiada o nowym egzystencjalizmie. Potrzeba egzegezy nie jest jednak naiwnością, a raczej płynie ze świadomości i być może poczucia lub przeczucie bezsensu. Jeśli nie ma esencji, którą zdaje się wyrzuciliśmy do kubła na śmieci niesegregowane, to góruje mieć nad być. Rzecz jasna Grochmalski nie jest epigonem Na Przełajowych “Wolębyćków”, choć może ich pamiętać.
Sam jednak we wstępie diagnozuje “Nikto staje na czele narodu, a Bezktoś wyznacza plany rozwoju państw. Anonim staje się Ktosiem. Sezon na Ktosiów trwa.”
Diagnoza, z którą boleśnie chyba trzeba się zgodzić. Dziś trudno o „Kogoś na miarę”, za to „bezmiar Ktosiów” co może lepiej gdyby byli bezimienni. Bezimienni naszej epoki, mają aspiracje, to Oni chcą błysnąć; choćby jak karaś za powietrzem skaczący nad taflę.
To oni dyktują nam instant i compact „świat natychmiast zdziałany” i pozłacany tanią farbą w sprayu, byle był zaraz i błyszczał jak brokat na twarzy magika.
“Aktorzy nie pracują w pocie czoła w laboratorium teatru. Nie wykuwają sensu przekazu. Oni się prezentują”
Jesteśmy pokoleniem Power Pointa – nie chodzi o wiedzę i treści, a o dobór czcionki. W tym wstępie o egzystencjalizmie nowym na początku tomiku, eseju poetyckiego jest też o pisaniu. Odważnie napisać o pisarzu w dziele pisarskim, chyba, że poeta pisarzem nie jest. “Pisarze nie żłobią słowem sensu istnienia. Oni przede wszystkim się komunikują. Sensem pisania staje się przynęta komunikacji. A w zasadzie oznajmienie o chęci komunikacji (konsumpcji)”.
Nie liczy się kompozycja, walor, faktura – tu chodzi o skuteczność, efektywność zastąpiliśmy efektywnością. Czy taką przestrogę czytamy w “Zanim opadnie kurtyna”? Na szczęście autorowi chodzi w jego wierszach o kompozycję, walor, fakturę o efektywność, choć efektownie też bywa w tych wierszach.
Propozycja “egzystencjalizmu nowego” to „wolność od”. To pisze, tak twierdzi Kazimierz Grochmalski. Wolność “w”, którą postulowali jeszcze wczoraj egzystencjaliści prowadzi do napisów typu “Nur für“ – zawiera zarówno prymat “ja” jaki i czas. Jeszcze Heidegger w “Sein und Zeit” prowadzi nas w kierunku egzystencji wsobnej i “literatury jajecznej”, gdzie każde zdanie podobnie jak ojciec Jan Góra zaczynamy od “ja”…Wstęp jednak czytelnik odnajdzie sam – piszący ten szkic uwalnia go “od” wyjaśnień, od egzegezy Grochmalskiego.
Pożegnania – pierwszy rozdział zbudowany jedynie z czterech wierszy. Premiera, Z Hamleta, To już jest koniec, Na księżycu. Poza słowem, specyficzną zabawą góruje tu pozornie ukryty rytm. To on jest tempem. Rymy jeśli te niedokładne, nie dadzą się wyskandować w oldschoolowym rapie są w brzmieniu współczesne. Kazimierz Grochmalski pisze z obrazu ale i ze słuchu z brzmienia bo taki jest teatr. Już premiera jest świadectwem rezygnacji, zmian i poprawek. “Teatr to nieustający upadek” Od Premiery zmierza spektakl nieuchronnie do zejścia z afisza. Taka jest egzystencja pozbawiona esencji.
“Tak się zaczyna,
trwa
i kończy
cały ten spektakl
pod tytułem Życie”.
I chociaż życie poety Kazimierza to jest teatr i tak o życiu pisze, nie jest to na szczęście piosenka nadużywana kiedyś przez Różańskiego – tego przyjaciela Steda, którego lubię ale…Grochmalski pisze o życiu poezję, a nie życiopisanie.
Z Hamleta lubi to co da się obronić. Rozmowa grabarzy trochę poza Szekspirem, bez dylematu o chrześcijańskim pochówku Ofelii.
Cztery trupy w tym tygodniu
kupę forsy nazbieramy
pewnie starczy do opery
tam to ładnie umierają”
Zabawnie a jednak wiersz o odchodzeniu.
W To już jest koniec, polubić da się dwuwers:
“Teatr to jeden wielki KABOTYN
Nawet śmierć się go boi”
Dziesięć cudów przemienienia tytuł drugiego rozdziału, sugeruje, że jednak nie tylko nowy i nie tylko egzystencjalizm. Rozdział dość genetyczny. Słowo to bywa kluczem egzystencji tych wierszy. Gen w Bibliotece co usiadł na parapecie, obowiązku gen szarpie do telefonu. Czy jednak te cuda nie są cudami przemijania miast przemienienia? Karaluchy, Kurdupel, Firma Radosne Pożegnanie Non Stop no i nagrobek przewoźny. Wiersze zanurzone w komedii, jak sugeruje autor, są raczej blisko Pierścienia Wielkiej Damy C.K. Norwida lub Burzy wspomnianego Szekspira. W tym zestawie uderza jeszcze humorem dość czarnym Stołówka:
“Różnice tworzą wielkość
Upadki czynią pamięć
A ten makaron konstatuje jakość”
Zakład – wiersz niezwykle egzystencjalny, w którym mało wolności ani tu od przeszczepu ani w przeszczepie nie jest się wolnym. Jeśli nawet rytm, tempo nie porywają w tych wierszach bez przerwy, a specyficzne zdystansowane do siebie, życia i sensów poczucie humoru bo to chyba nie dowcip nie pobudza jak łaskotki jest w nich jakaś osobista a potencjalnie i uniwersalna prawda i wrażliwość:
“Wszystko jest niby za szybko
a toczy się powoli.
Pies ziewa w bramie, ptak skubie swe ramię,
Bóg jak zamilkł, tak milczy, proroków przybywa”
Jest więc i ta powszechna dziś w poezji błyskotliwość głębsza nie krótkotrwała jak ta modna slamowa.
I ten ostatni w rozdziale wiersz Łóżko. Tak pesymistycznie niesie nadzieję.
Dziesięć czyli rozdział trzeci, niesie kilka pięknych wersów, dla których warto czytać “Zanim opadnie kurtyna”. Bywa episko, jak mawiają dziś młodzi:
“Pachnie macierzanka, porzeczki czerwienieją
kultury wzajemnie się dopełniają”
A w następnym wierszu takie piękne oczywistości:
“Wszystko łatwiejsze jest, gdy ma się klasę”
Wiersz niezwykle lekki, trochę poezja naiwna i sentymentalna, a jednak kto z nas nie gubił klasy gdy palił papierosy w cuchnącej szkolnej ubikacji?
Moja przyjaciółka – mimowolnie ten piękny wiersz o miłości do przyjaciółki muchy prowadzi skojarzenia w stronę pisarstwa Mo Yan’a i jego opowieści o hodowaniu muchy. Pointa zaskakuje bardziej niż jajko z niespodzianką. Pewna czułość, wzruszenie w wierszu Punkt Honoru dopełnia rozdział, to jest poezja bez cienia wątpliwości.
Cztery pytania – przedostatni rozdział, niepokojący, echa wspomnień nieoczywistych i jakiś lęk o moment, w którym znalazł się autor, nie zapominajmy jednak, że to jest poezja, konwencja, że podmiot nie musi być aż tak liryczny. To jednak istotne pytania niezależnie od kontekstu, bo warto by wiedzieć co z tą pamięcią czy będzie namacalna? Czy pozwoli dotknąć? A ostatnie z tych czterech wydaje się każdemu istotne. Zatem egzystencjalne.
Jeszcze został rozdział: Cztery oznajmienia, że żyję. Tu też jest nikiforowate albo ludycznie abstrakcyjne:
“Jeszcze tyka zegar w kącie
Jeszcze myszka serek taszczy
Jeszcze kurz w gardle osiada…”
Wartkie, szukanie słów dla znaczeń i sensów nie pozbawione też poszukiwania brzmień poszczególnych słów. Metafora nie jest tu istotą, choć pojawia się trafnie. Odrobina podniosłości miesza się z odpustową frazą, bez zgrzytu, tworząc zwartą niekiedy błyskotliwie celną w treści, czasem graniczącą z mądrością świętych i nieświętych starców.
To tomik, który podobnie jak przytoczona wolność od może być trampoliną; nie tylko do nowej karty poezji Grochmalskiego, ale też czytania zagadnień metaetycznych. Co wydawać się może nie istotne, a jest niezwykle ważne, jak każdy szczegół w tomiku nie tylko tytuł jest teatralny, a jednak nie ma tu odcinania kuponów od Teatru z DS Hanka. Teatr Maya był, teraz bywa wspomnieniem, tomik jest jednak bliżej Pana Mirka aktora bez roli.
Skromna szata edytorska nie odbiera przyjemności czytania z namysłem. Jeśli dziś jeszcze poezja się broni to “Zanim opadnie kurtyna” jest pośród tomików zwycięskich.