O „niesamowitej Słowiańszczyźnie” w literaturze i jej wpływie na polską tożsamość pisała już Maria Janion. Jednak dawne dzieje można eksplorować na wiele różnych sposobów, w tym jeszcze bardziej namacalnie, bo przez odtwórstwo historyczne czy muzykę.
I właśnie te dwie ostatnie rzeczy już po raz drugi przeplatały się w gnieźnieńskim Młynie, gdzie na folkowy wieczór zaprosił Zespół Muzyki Dawnej Huskarl. Co ciekawe, formuła tego wydarzenia dopiero się rodzi i poza naturalną chęcią zaprezentowania się rodzimego Huskarla, który powstał w 2016 roku i wprost przyznaje, że pochodzi z grodu Lecha i królewskiego miasta Gniezna, zaczyna mieć ambicję szerszej popularyzacji muzyki dawnych epok czy bardziej folkowych kompozycji. W tym roku więc gospodarze imprezy zaprosili do wspólnego grania wrocławski duet Żniwa, a także takich muzyków jak Anton Korolev i Adam Jakubowski z Poznania czy Tomasz Kiciński z Bukówca Górnego.

Jako pierwsze przed całkiem sporą publicznością, pokazały się więc Żniwa, czyli małżeństwo w życiu i para także na scenie albo po prostu Lidia i Paweł Ulatowscy. Co ważne, artyści od samego początku starali się złapać kontakt z widownią i przed każdą piosenką wprowadzić w jej temat. Ten narracyjny zabieg udał się im znakomicie, bo faktycznie przykuł uwagę i pokazał, że wykonywana przez parę muzyka jest jej prawdziwą pasją. Wokalistka Lidia grająca też na flecie czy skrzypcach i Paweł ze swoją lutnią romantyczną oraz instrumentem perkusyjnym, opowiedzieli więc zebranym o tym co nie zmienia się od wieków, czyli miłości – tej spełnionej i nieszczęśliwej, a także m.in. przenieśli się z publiką do zielonej Irlandii dzięki współczesnej kompozycji „Trawa”. Ich twórczość to bowiem wypadkowa zainteresowań oryginalnymi kawałkami z okresu średniowiecza czy renesansu i własnych inspiracji. Natomiast sami muzycy, którzy wystąpili, podobnie zresztą jak wszyscy tego wieczoru na scenie w tzw. strojach słowiańskich, mają spory potencjał na rozwój, tylko szkoda, że nagłośnienie tego wieczoru zamiast pomagać, to bardziej przeszkadzało.

Natomiast Huskarl wkroczył już na scenę niczym gwiazda, czyli pewny swej wartości i umiejętności wraz z charyzmatycznym Mikołajem Woźniakiem, który przywitał wszystkich słowami: – Przyjechaliśmy z daleka, bo z Gniezna. Czym się zajmujemy? Podróżami w czasie – a następnie czteroosobowa ekipa zagrała na początek… francuską kompozycję z XVI wieku znaną jako „Praczki”. Jednak ta „zdrada” średniowiecznych, renesansowych czy tradycyjnych rytmów z naszego regionu, nie była niczym nadzwyczajnym, gdyż zespół stara się szerzej rekonstruować kulturę muzyczną dawnej Europy. W tym wszystkim zaś pomaga mu na pewno niecodzienne instrumentarium jak różnego rodzaju dudy, szałamaja czy flety na których m.in. gra Mikołaj, bęben średniowieczny czy kielichowy Aleksandra Basińskiego, skrzypce Reginy Borkowskiej-Kędzierskiej oraz bouzuki irlandzkie Filipa Skitka. Można więc powiedzieć, że był to niezwykle energetyczny i bogaty w brzmienia występ okraszony oczywiście śpiewem.

Jednak najpiękniejszym momentem okazała się chwila, gdy najpierw słuchacze zaczęli skandować „Sława Huskarlowi”, a nieco później rozstąpili się tworząc krąg do wspólnych tańców. Ten gest, podobny do euforycznych emocji miłośników pogo podczas punkowych czy metalowych koncertów, udowodnił, że ta dawna muzyka jest wbrew pozorom całkiem bliska i trafiająca do serca. Warto dodać, że po zasadniczej części imprezy, rozpoczęło się z kolei wspólne „jamowanie”, które tylko potwierdziło umiejętności wszystkich występujących muzyków i autentycznie przywołało dźwiękowy klimat sprzed wieków.
Fot. Sebastian Uciński