To co zachwyca i porusza
O tym jak żyć z pasją i według własnych zasad oraz szukać recepty na wypalenie, ale też czynić dobro w miarę swoich możliwości i pielęgnować w sobie ideały, opowiadał w Latarni na Wenei aktor Bartosz Bielenia. A poza tym oczarował słuchaczy niezwykłym ciepłem i poczuciem humoru.
Bartosz Bielenia to aktor i kolejny gość gnieźnieńskiej Latarni na Wenei, który stał się znany szerszej publiczności dzięki roli Daniela, czyli księdza Tomasza w nominowanym do Oscara filmie Jana Komasy „Boże Ciało”, ale też popularności przysporzyło mu wcielenie w Sebastiana z „Prime Time” Jaku Piątka. Dzięki prowadzonemu ze swadą spotkaniu, tym razem przez Alex Freiheit, na pewno można było zaspokoić ciekawość co do artystyczno-zawodowych dokonań gościa i to nie tylko tych związanych z „Bożym Ciałem”, ale też poznać go jako człowieka.
Tymczasem wracając do początków, Bartosz wyznał na przykład, że był takim dzieckiem, które lubiło samo z siebie „mówić wiersze” i które to bardzo chciało wziąć udział w castingu na tytułową rolę w „Małym Księciu” i oczywiście tę rolę dostało w wieku siedmiu lat. Jak się okazało, aktorskie fascynacje nie minęły bohaterowi spotkania, bo z późniejszych doświadczeń przywołał m.in. maglowanie przez Krzysztofa Globisza podczas egzaminu do szkoły aktorskiej oraz specyfikę teatralnej i filmowej pracy, z której nie mógłby zrezygnować, bo zarówno jedna jak i druga, daje mu zupełnie inny rodzaj kreatywności i wolności. A skoro już pojawił się temat filmowy, to musiało oczywiście zostać wspomniane „Boże Ciało”, gdzie co ciekawe, realizatorów nie interesowała instytucja kościoła, a główny bohater bardziej niż księdzem, był człowiekiem podążającym za ideami z Nowego Testamentu. Sam Bielenia zauważył, że trudno nie dać się porwać przykazaniu miłości, które głosił Jezus, czyli też niepasujący do świata niebinarny (bo występujący w trzech osobach) komunista (bo kazał się wszystkim dzielić).
Pozostając jeszcze przy filmowych tematach, to nie zabrakło też wspomnienia oscarowej gali, która stała się udziałem aktora dzięki nominacji „Bożego Ciała”, a także słynnego zdjęcia z toalety. Jak się okazało, ta pierwsza to średni teatr i słaby musical, który nie stwarza okazji do spotkań, choć to podczas niej Bartosz poznał Quentina Tarantino, Pedro Almodovara czy twórców „Jokera”. Natomiast fotka z WC powstała jako swoisty komentarz do obawy, że podczas 3,5 godzinnej gali nie będzie możliwości załatwienia potrzeb fizjologicznych, co na szczęście okazało się nieprawdą. I wreszcie było też o najnowszych działaniach, czyli realizowanym filmie „Kos”, w którym to na kilka dni przed końcem zdjęć zmieniono zakończenie, bo Bartoszowi… przyśnił się inny finał przedstawionej tam historii.
Jednak życie bohatera spotkania to nie tylko praca będąca pasją, ale też przynosząca radość uprawa warzyw w ogródku, bo jak sam powie „nie ma nic lepszego niż wyhodowany przez siebie pomidor i zebrany pod koniec lata, na kanapce”, a także „zaangażowanie w ważne sprawy”. Pod tym ostatnim określeniem, tym razem użytym przez rozmawiającą z Bartkiem Alex, kryje się nic innego jak społeczno-polityczne działanie. Jak wyznał aktor, miał przyjemność poznać i wspierać białoruską performerkę i aktywistkę Janę Shostak, która m.in. przez krzyk nagłaśnia sytuację w swoim kraju. W związku z tym na przykład, kiedy ona nie mogła krzyczeć pod polską siedzibą Parlamentu Europejskiego w Boże Ciało, to wsparł ją dwa tygodnie później, kiedy to odbierał nagrodę w tym samym Parlamencie i po krótkim wprowadzeniu w kontekst, sam zaczął… krzyczeć.
Choć najbardziej dramatycznym i wzruszającym przykładem zaangażowania, stało się dla latarniowego gościa łagodzenie kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy, gdzie nadal w nieludzki sposób traktowani są tam uchodźcy próbujący przekroczyć granicę. Sam Bielenia, który wraz z zaprzyjaźnionymi osobami wpierał tych ludzi koczujących w lasach lub przerzucanych barbarzyńsko przez granicę, przyznał: – Pomoc jest trudna, pomoc jest uzależniająca, a najtrudniej pomaga się długofalowo. Jednak to wszystko powinno odbywać się systemowo, bo to straszne, że ci co chcą pomagać muszą walczyć z systemem, użerać się z ośrodkami zamkniętymi, Strażą Graniczną czy Wojskami Obrony Terytorialnej.
Całe to niezwykłe spotkanie, bo pełne zachwytów nad możliwościami spełnienia przez człowieka oraz poruszeń nad tym co dobre, ale też niesprawiedliwe, zakończyła przywracająca wiarę w ludzkość odpowiedź aktora na pytanie jednego z słuchaczy, że budowany na granicy mur, podobnie jak wiele tego typu pomysłów z przeszłości, nie tylko jest bez sensu, lecz w końcu upadnie…
Natomiast drugą częścią zakończenia była niezwykle udana licytacja głównie wielkoformatowych zdjęć Sebastiana Ucińskiego na rzecz Schroniska dla Zwierząt w Gnieźnie, na które, także z pomocą Bartosza Bieleni i jego suczki Ryby, udało się zebrać ponad 1400 złotych. Bo ludzi dobrej woli jest więcej…
Fot. Sebastian Uciński