Nie wchodzę w tematy, które mnie nie kręcą
Z Martą Karalus-Kuszczak, animatorką w Domu Powstańca Wielkopolskiego i Starym Ratuszu – filii Miejskiego Ośrodka Kultury w Gnieźnie, a także współtwórczynią wydarzeń w Latarni na Wenei – o popularyzacji powstania, herstorycznych projektach, warsztatowej pasji, wycinance i znaczeniu różnych form kultury – rozmawia Kamila Kasprzak-Bartkowiak.
Kamila Kasprzak-Bartkowiak: Za nami kolejna rocznica powstania wielkopolskiego, które już od lat obchodzone jest z należytą uwagą także w Gnieźnie. A dla ciebie, które to obchody w gnieźnieńskim Domu Powstańca Wielkopolskiego i czy masz jakieś osobiste spojrzenie na ten zryw?
Marta Karalus-Kuszczak: Zeszłoroczne obchody związane z wybuchem powstania wielkopolskiego to dla mnie już piąta rocznica od momentu rozpoczęcia pracy w Miejskim Ośrodku Kultury i w Domu Powstańca Wielkopolskiego, nad którym pieczę sprawuje MOK. Zanim zaczęłam tu pracę, miałam mgliste pojęcie, czym dla naszego regionu był ów niepodległościowy zryw. Nie mam przodków, przodkiń zaangażowanych w powstanie, więc nie wyniosłam z domu szczególnej atencji dla tego wydarzenia historycznego.
Powstańcze rocznice były po prostu jedną z wielu uroczystości państwowych czy samorządowych, związanych z pamięcią lokalną i polityką historyczną. Dziś dla mnie powstanie wielkopolskie jest pięknym przykładem wspólnego i wspólnotowego działania, niesamowitej jedności i zgodności ludzi wszystkich stanów w imię idei wolności. Przelanej krwi było niewiele, a zwycięstwo pełne, więc cieszę się, że to powstanie mogę popularyzować.
K.K.-B.: Tymczasem w DPW, czyli sali pamięci w Starym Ratuszu, jesteś swoistą kustoszką pamięci i animatorką warsztatowych działań nie tylko z najmłodszymi. Opowiedz więcej o tym, co robisz.
M.K.-K.: Nie do końca czuję się „kustoszką pamięci”, jak mnie określasz, choć wiem, że jestem tak odbierana. Staram się sprostać oczekiwaniom, czyli pogłębiać wiedzę, orientować w sprawach, po które ludzie przychodzą do DPW, a przychodzą na przykład po informacje o swoich przodkach powstańcach.
Salę pamięci do życia powołała Marta Pacak, zastępczyni dyrektora MOK, która pozyskała środki, żeby to miejsce mogło powstać. Dała mi gotową wystawę, poza tym dużo zaufania i wolności w kreowaniu tego miejsca, choć startowałam w sensie merytorycznym właściwie od zera. Co prawda, wykorzystuję moje wieloletnie doświadczenie muzealnicze, ale w bardziej złożonych kwestiach mogę liczyć na życzliwość specjalistów w temacie, jak pan Wojciech Jędraszewski z Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego „Gniazdo”, dr Marek Szczepaniak z gnieźnieńskiego oddziału Archiwum Państwowego czy dr Michał Krzyżaniak z Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie.
Takich osób jest więcej, całkiem spora siatka znajomości, co jest dużym wsparciem w bardziej profesjonalnym prowadzeniu DPW. Naszym podstawowym zadaniem jest jednak działalność z zakresu edukacji kulturowej i popularyzacja. Kreuję, animuję i prowadzę tu zajęcia czy warsztaty dla dzieci w wieku przedszkolnym, szkolnym i dla młodzieży ze szkół ponadpodstawowych. Sporym zainteresowaniem cieszą się spotkania rodzinne. Poza tym organizujemy wydarzenia standardowe, jak prelekcje i wykłady, na przykład o udziale kobiet w powstaniu lub o fotografii powstańczej i z okresu Wojsk Wielkopolskich, ale też warsztaty dla dorosłych, oprowadzania, współpracujemy także z nauczycielami i metodykami. DPW jest częścią Miejskiego Ośrodka Kultury, więc czasami mają tu miejsce wydarzenia o innej optyce niż powstańcza.
K.K-B.: A jakbyś zaprosiła do odwiedzenia samego Domu? Bo tam mamy dość tradycyjną i ważną, stałą ekspozycję o powstaniu i powstańcach…
M.K.-K.: Dom Powstańca Wielkopolskiego to miejsce, w którym w nowoczesny i przyjazny sposób staramy się opowiedzieć o ważnym momencie z przeszłości Gniezna i regionu. Ponad 100 lat temu Polska odzyskała niepodległość, ale Wielkopolska nie, dlatego powstanie niejako musiało się wydarzyć. Nasze miasto odegrało w nim bardzo ważną rolę. Mamy starannie zaaranżowaną ekspozycję, artefakty w gablotach. Nie prowadzimy badań jak muzea, bo DPW to sala pamięci, a więc miejsce stworzone z zaangażowaniem społecznym.
Na wystawę składają się plansze z przystępnymi tekstami oraz ilustracjami autorstwa gnieźnieńskiego grafika Jarosława Grygucia, są multimedia które opracował poznański artysta Marek Straszak. Pomiędzy planszami są gabloty z pamiątkami. Część z nich pochodzi od gnieźnian – potomków uczestników i uczestniczek powstania, część wypożyczyliśmy od poszukiwaczy i kolekcjonerów. Programowo nie gromadzimy zbiorów, ale z chęcią przyjmiemy lub wypożyczymy powstańcze pamiątki. Lubię wizualną stronę naszej wystawy, bo jest bardzo dobrze zrobiona i komunikatywna. Opowieść o powstaniu snuta jest z zachowaniem chronologii, przywołane są najważniejsze wydarzenia i postacie, jak sytuacja w Wielkopolsce przed wybuchem powstania, strajk dzieci wrzesińskich, przyjazd Paderewskiego do Poznania czy sylwetki Taczaka i Dowbor-Muśnickiego.
Oczywiście są wydarzenia z ulicy Chrobrego z 28 grudnia 1918, kiedy powstanie rozpoczęło się w Gnieźnie. Pojawiają się też najważniejsze postacie z regionu, jak Paweł Cyms, Wiktor Pniewski czy Bolesław Kasprowicz. Ostatnie pomieszczenie to sala warsztatowa, a w niej dwie duże plansze poświęcone równie ważnemu i różnorodnemu zaangażowaniu kobiet. Bez kobiet powstanie wielkopolskie nie udałoby się, dlatego o nich także należy mówić odbiorcom od małego. Nie ma bowiem historii sprawiedliwej bez mówienia o roli, jaką odegrały matki, babki, prababki i praprababki.
K.K.-B.: W DPW pojawiają się również projekty kulturalno-edukacyjne, takie jak „Okulary Pelagii. O gnieźnieńskiej fotografce Pelagii Gdeczyk” zrealizowany w 2022 roku, czy zakończony w minionym „Kobiety Wolności. O bohaterkach Powstania Wielkopolskiego”. Czy w związku z tym zgodzisz się z refleksją, że przez te opowiedziane w końcu herstorie możemy mówić dziś o powstaniu, i nie tylko, pełnym głosem?
M.K.-K.: Dwa lata z rzędu przywołana już Marta Pacak wygrała projekty herstoryczne, w których pisanie byłam także zaangażowana. „Okulary Pelagii. O gnieźnieńskiej fotografce Pelagii Gdeczyk”, dofinansowany ze środków Muzeum Historii Polski z Programu „Patriotyzm Jutra” z 2022 roku był poświęcony kobiecie, która przez 42 lata prowadziła zakład fotograficzny w Gnieźnie i Wrześni.
Pelagia była też zaangażowana społecznie i politycznie, jednocześnie pracując zawodowo, co uwielbiała. Miała jedną córkę, z mężem rozwiodła się po wielu latach małżeństwa. W sumie żyła bardzo nietypowo jak na kobietę swojego czasu i stanu. Na sam projekt składała się wystawa planszowa, szereg zajęć dla przedszkoli i szkół, wykłady i warsztaty fotograficzne dla dorosłych. Lubimy wspominać ten projekt, bo był udany, a nikt przed nami nie zajął się szerzej tak ciekawą osobowością z Gniezna.
Natomiast w projekcie „Kobiety Wolności. O bohaterkach Powstania Wielkopolskiego” z 2023 roku, również dofinansowanym z MHP w ramach „Patriotyzmu Jutra”, zależało nam, aby odczarować słowo „bohater”. Właściwie „bohaterstwo” od początku towarzyszy działaniom edukacyjnym w DPW i kojarzy się głównie z męskimi dokonaniami na polu bitwy. W projekcie „Kobiety Wolności” chciałyśmy odejść od tego wąskiego rozumienia, a podkreślić wszystkie te miękkie kompetencje kobiece, które pomogły wygrać powstanie wielkopolskie. Te kompetencje to samoorganizacja, dyscyplina, odporność na stres czy umiejętność pracy w zespole. W praktyce przełożyło się to na konkrety, jak tajne domowe wychowanie patriotyczne, a w trakcie powstania m.in. przenoszenie rozkazów i zwiad, aprowizację, pomoc medyczną i opiekę nad rannymi.
W projekcie pojawiła się sprawdzona formuła, czyli mobilna wystawa planszowa, karty pracy dla uczestników zajęć, wykłady i warsztaty, w tym warsztat metodyczny dla nauczycieli z Babką od histy, poznańską historyczką Agnieszką Jankowiak-Maik, czy warsztaty wzmacniające dla nastolatek z Fundacją im. Julii Woykowskiej oraz dwa filmy i materiały online dla szkół. Wystawa wskazywała konkretne postacie z Gniezna lub w jakiś sposób z naszym miastem związane. Wspomnę choćby sanitariuszki Pelagię i Elżbietę Polus, pracujące w gnieźnieńskim lazarecie, Ewę Kasprowicz – społecznicę, bardzo zaangażowaną w struktury gnieźnieńskiego Czerwonego Krzyża, czy wspomnianą Pelagię Gdeczyk, prowadzącą powstańczą kuchnię na gnieźnieńskim dworcu kolejowym.
K.K.-B.: Wracając jednak do twojej pracy, to oprócz pomysłów realizowanych w DPW oraz Starym Ratuszu będącym filią MOK organizujesz też inne warsztaty tematyczne. Lubisz taki intensywny i sprawczy kontakt z odbiorcami?
M.K.-K.: To prawda. Formuła warsztatów o różnym charakterze jest dla mnie formą wymiany umiejętności, wiedzy, emocji, ale też energii. Kiedy wiele lat temu zaczęłam pracę w muzeum, odkryłam, że lubię kontakt z grupą. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego jakiś temat, na przykład historyczny, miałby ludzi zainteresować, i szukałam tej odpowiedzi najpierw w sobie, uczciwie i szczerze. Nie wchodzę w tematy, które mnie nie kręcą, do których nie jestem przekonana.
W Miejskim Ośrodku Kultury proponuję różnorodne warsztaty tematyczne, craftowe, plastyczne, ruchowe i łączące różne dziedziny dla młodszych i starszych odbiorców. Cykl rodzinnych warsztatów architektonicznych to jeden z tematów, którym zajmuję się ostatnio i który może bardziej rozwinę. Poza tym lubię włączać się w pomysły proponowane przez ekipę, z którą pracuję. Na przykład cykl „Kultura tego miasta to ludzie” wymyślony przez Dominikę Sochacką-Drzewiecką, albo jej projekt o Klemensie Waberskim. To przykłady projektów z zakresu edukacji kulturowej, bardzo wartościowe i potrzebne w Gnieźnie. Jest jeszcze wiele obszarów, którymi chciałabym się zająć, bliskich mi z racji wykształcenia i zainteresowań, jak sztuki wizualne i performatywne czy taniec i ruch.
Fot. Waldek Stube