Skip to main content

Metalowe zakończenie rocku w Latarni na Wenei

Metal najlepszy na wszystko!

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

Takiego spotkania jeszcze nie było! Afirmacji subiektywnej historii metalu według tworzącego mroczne brzmienia i piszącego o nich Jarka Szubrychta, wprawiającej się w ciężkim graniu rodzimej kapeli o wdzięcznej nazwie Gauguns czy porażającym śmiertelnym profesjonalizmem i charyzmą zespole R.I.P.

W niespełna tydzień po otwarciu najlepszego, nieinstytucjonalnego ośrodka kultury, jakim od 6 lat jest Latarnia na Wenei prowadzona przez osoby ze Stowarzyszenia Ośla Ławka i nie tylko, miało bowiem miejsce „Metalowe zakończenie rocku”. Najwyżej oceniony projekt w ramach Inicjatyw Oddolnych pn. „Rozczytana Koalicja”, które realizowała Biblioteka Publiczna Miasta Gniezna, a tak naprawdę jedyne w swoim rodzaju „święto metalu” w Gnieźnie od lat, z wymienionymi na wstępie uczestnikami.

Rozmowa o metalu

Wszystko zaczęło się więc od spotkania z Jarkiem Szubrychtem, dziennikarzem i pisarzem, a wcześniej wokalistą i tekściarzem, który od nastoletnich lat swą duszę zaprzedał metalowi. Po latach postanowił opisać związane z tym faktem przeżycia i zamknąć je w swojej subiektywnej opowieści pt. „Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu”. Subiektywnej, bo jak zauważył autor, na jakąś całościową monografię by się nie porwał, a gdyby nawet, to zaraz znaleźliby się krytycy z licznymi zarzutami, i poza tym uważa, że każdy zainteresowany może dorzucić swoją opowieść, którą sam chętnie przeczyta. Dalej, na dociekliwe pytania prowadzącego spotkanie Piotra Buratyńskiego, gość przyznał, że metal pomógł mu przeżyć końcówkę szarych lat 80. minionego stulecia, a następnie transformację ustrojową, która dla wielu jego kolegów często była dramatem związanym choćby z utratą pracy przez rodziców. I choć akurat jego rodziciele zachowali zatrudnienie, to metal stał się dla niego swoistą terapią, zarówno z uwagi na czasy jak i młodą psychikę. Co ciekawe, Szubrycht stwierdził wręcz, że gdyby nie zaczął słuchać metalu, to mógłby źle skończyć. Następnie oczywiście musiały pojawić się konkretne kapele, w tym własny epizod wokalny Jarka w blackmetalowej grupie o wdzięcznej nazwie Lux Occulta, ale też taka kwestia czy metal to gatunek muzyczny, gdzie okazało się, że… niekoniecznie, bo to o wiele szersze spektrum, a nawet styl życia, które niełatwo zaszufladkować. W końcu metalowe granie to jednocześnie Nocny Kochanek i Mgła, zaś długie pióra (włosy) i czarne koszulki, mogą zyskać szacunek nawet w korporacji. Ponadto można było się jeszcze dowiedzieć czym różni się skandynawskie podejście do metalu od polskiego, gdzie w takich krajach jak Norwegia czy Finlandia metal traktowany jest jak dobro narodowe, zaś u nas do dziś urządza się przeciw niemu krucjaty (ostatnio przy tegorocznym Mystic Festival), kończące się stresem, a czasem też problemami dla organizatorów koncertów. I wreszcie wisienką na tym mrocznym torcie było rozstrzygnięcie ogłoszonego wcześniej konkursu, w którym można było wygrać książki gościa, a także stoisko Left Hand Sounds, gdzie już odpłatnie była szansa na zdobycie merchu ulubionych kapel z Polski i zagranicy.

Metalowe granie

Natomiast po części teoretycznej przyszła pora na praktykę, czyli metalowe granie. Jako pierwszy zaprezentował się więc lokalny Gauguns, czyli młoda grupa, która mimo zmienionego składu wciąż ma duży z potencjał i póki co silne inklinacje do brzmień Metalliki. Zresztą utwory tej ostatniej takie jak „Enter Sandman” czy „From Whom The Bell Tolls” pojawiły się w czasie ich występu, ale to zagrane na koniec „Ace of Spades” Motorhead rozkręciło pod sceną żywiołowe pogo. Szkoda tylko, że Gaugunsi nie posiadają więcej swojego repertuaru, bo pomysł na siebie w postaci wychodzącego do publiki wokalisty oraz mocne inspiracje już mają.


Z kolei R.I.P. to zupełnie inna liga, na pewno z powodu pomysłu na siebie, rzemiosła i doświadczenia, ale też wieku. Kapela z charyzmatycznym frontmanem Gambitem na czele, który występuje też w Truchle Strzygi i którego aparycja w postaci szczupłej umięśnionej sylwetki oraz długich kręconych blond włosów wróży również sukcesy w świecie modelingu, od razu przyciągnęła do siebie słuchaczy. Natomiast wokalista swoim równie atrakcyjnym i czystym głosem nie szczędził rad dla poprzedników, ale też uwag do publiczności („Co to jest? Mam sczeznąć w grobie jak moja prababka” – wołał do uczestników, gdy ci niewystarczająco szaleli pod sceną) przerywając nimi rozdzierające mocą kawałki. Przemyślane soczyste riffy i chwilami opętańcze tempo okraszone „typowymi” i zarazem autorskimi tekstami, to znak rozpoznawczy R.I.P-ów, którzy jak na prawdziwych metalowców przystało, dali z siebie mnóstwo energii oraz empatycznego i antywojennego przekazu. Bo metal, mimo swego mrocznego anturażu, robiony jest dziś coraz częściej przez ludzi z klasą.

Fot. Mikołaj Stopczyński

Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak