Listy o akuratnej gnieźnieńskiej robocie
Nowy cykl, właściwie temat. Równie dobrze mógłby się nazwać Listy o gospodarce. Mógłby tyle, że naczelny Popcentrali to nie redaktor Andrzej Bober. Do tego jesteśmy portalem dedykowanym kulturze. Czy jednak działalność rzemieślnicza nie jest częścią kultury? To sztuczne oddzielenie rzemiosła i kultury pracy od w domniemania wzniosłości, sztuki i twórczości jako kultury, wyrządziło już wiele szkody. Zarówno etos pracy, jak i działalność kulturalna na tym ucierpiały.
Organicznicy, trudno ich działalności skierowanej przecież często na rozwój rzemiosła i rolnictwa nie łączyć z kulturą. Kulturowo zresztą i tu zachodzą zmiany, nareszcie też zaczyna się mówić o organiczniczkach. Rzecz jasna bywa różnie z tym mówieniem o organiczniczkach. W takim np. pszczelarstwie. Niestety pszczelarstwo trochę jak pozostałe cechy pozostaje w swoich władzach i strukturach mentalnie w XV wieku. „Leśne dziadki” z kół pszczelarskich niezbyt chętnie godzą się na pszczelarki. Nie chodzi jedynie o zacofanie językowe i społeczne, problem nie tyle w feminatywie. – E tam panie baba i pszczoły, kto to widział. Chłop musi doglądać pszczoły, kobieta przy pniach to jakieś fanaberie-usłyszałem kiedyś na zebraniu panów w garniturach z PRL-u, na zebraniu przy jakimś jubileuszu koła w Gnieźnie. Zapewne nie wszędzie tak jest Nie wszyscy doświadczeni starzy pszczelarze to „Leśne dziadki”.
Zostawmy jednak ten problem, który ze swoim przerośniętym ego miewają w ulach trutnie. Listy o akuratnej robocie w zamyśle mają mieć aspekt pozytywny, raczej chwalić, inspirować, motywować. Wiemy, że Miasteczko lubi swoich, a Miasto raczej obcych.
W temacie Apis Culture kontra Cultura officialium Urbis Gniezno wiele mówi wszechobecność wsparcia pszczelarstwa i miodu z ościennych powiatów.
Popcentrala, choć ewidentnie coraz mocniej wykracza poza Miasteczko, zawsze z troska i miłością przyjmuje każdy przejaw dobrego akuratnego działania, w przestrzeni naszego dalekiego od metropolii Gniezna. Rzecz nie w myśleniu globalnym a działaniu lokalnym. Ten paradygmat dawno się nie sprawdził. Naczelny na ten przykład woli myśleć lokalnie a działać globalnie. Zawsze można ubrać najpierw portki potem gacie tylko po co tej? Pyta zaprzyjaźniony z nami Szczun z Kareji w jednym ze swoich felietonów.
Tak jak cieszy nasze serca piękno, które rozsiewa coraz mocniej Orkiestra Miła Gniezno, tak każdy przejaw ludzkiej porządnej szczerej i pełnej pasji w działalności. Rzemiosło, jako najmniej odczłowieczona forma produkcji to fragment naszej tożsamości, dziedzictwa i kultury. Choć niestety te piękne słowa ostatnimi czasy nadużywane mogą się wydać dziś paździerzowe, dla wielu mają jeszcze znaczenie.
Tyle przeczytaliśmy już deklaracji, że rodzinne interesy są ważne, że tworzą tkankę miasta, a nadal jarmarki, kiermasze wypełnia cepelia Podhala, czy egzotyczna włoszczyzna. Rozumiemy, że smagli faceci sprzedający szynkę w cenie jedzenia NASA dla astronautów, pociągają część urzędniczek a może urzędników. A jednak fajnie byłoby obok tego Parmezanu, Oscypków, ser z Ruchocina znaleźć, albo dobry miód pitny z Róży zamiast grzańca-gotowca z plastikowej butelki. Zastanawia operatywność naszych animatorów życia kiermaszowo-jarmarcznego. Bo im się medal należy, w osiem minut wyprzedali całe Chrobrego na jarmark Wosia. Jest to po uczciwości tak możliwe, jak miód słonecznikowy z polskich pszczół. Prawdę mówiąc, ten słonecznikowy miód bardziej, bo przecież jak Smaruj sprzeda matki na Ukrainę czy do Chin no to zrobią go polskie pszczoły.
Takie tylko tu pytanie: Czy podobnie do akcji radnego Tomasza Dzionka “Nasz Skład” nie można by tych super miejsc na Karei z pierwszeństwem dla rzemieślników stąd tak, przed tymi magicznymi ośmioma minutami, tak akuratnie po naszymu? Tylko proszę nie zasłaniamy się przepisami, twórzmy je. O tym, że już po 8 minutach od otwarcia słyszeliśmy od kilku osób. Sami nie doświadczyliśmy, bo się nie wystawiamy. Prawo, które interpretuje się inaczej w Powidzu i inaczej w Gnieźnie jest dziwnym prawem. W Powidzu np. nikt się w urzędach nie do pier…. czepia, że miód sprzedaje się na stronie w internecie. No ale Pierwsza Stolnica musi być chlubnym wyjątkiem. – Niezależnie od najnowszego, pozytywnego rozstrzygnięcia NSA, wyraźnie opowiadającego się za dopuszczalnością e-sprzedaży alkoholu, organy mogą albo się z nim nie zgadzać, albo po prostu go nie znać. Tak więc przy sprzedaży online wciąż istnieje ryzyko odebrania z tego powodu zezwolenia-pisze Izabela Rakowska-Boroń redaktor prowadząca Firma i Prawo. Tak naprawdę, rzecz w tym by forma sprzedaży przez internet. – Ważne jest więc, w mojej ocenie, aby warunki sprzedaży jasno określały, że w przypadku tej kategorii produktów sprzedawca nie ma obowiązku ich wysłania (doręczenia) do klienta. To kupujący powinien zlecić kurierowi dostawę towaru do wskazanego przez niego miejsca — tak konkluduje Izabela Rakowska-Boroń. Zostawmy jednak to nie będąc prawnikami, po prawdzie to odpowiedni organ powinien pokierować przedsiębiorcę, by mógł działać zgodnie z prawem. Nie chodzi tak naprawde o – sprzedaż alkoholu w internecie raczej o usługi urzędnicze i prawo.
Zatem Miodosytnia Łucjan, póki co, bo chce działać po prawie, niezgodnie z posiadanym prawem, a z lokalna interpretacją nie prowadzi sprzedaży swojego trunku przez internet. Jak to pyta jeden z bohaterów filmu Rejs, a kto za to płaci? odpowiadamy społeczeństwo płaci. Mniejszy obrót = mniejszy podatek. Miody z piękną adnotacją „Miody Rzemieślnicze z Pierwszej Stolicy i grafiką przedstawiającą wyobrażenie Grodu Gnieźnieńskiego, czy się nam podoba, czy nie promocja. A trunek zacny więc promocja.
W czasie gdy tyle mówi się o zagrożeniu pszczół, gdy co chwile ktoś wymyśla akcje pokazowe ze stawianiem uli na dachach urzędów — pokazówki dla poklasku, może warto po prostu wspierać tych, którzy wiedzą jak się z pszczołami robi. Może chociaż nie przeszkadzać?
Nie w tym jednak rzecz. Wróćmy do miodu pitnego. Dziwny to produkt, powstaje z pracowitości pszczół, które uwijają się bardziej niż Stasia Bozowska, o której pewnie mało kto dziś pamięta. Siłaczki z uli, to jednak nie wszystko. Potrzeba miodosytnika/miodosytniczki i miodosytni. Za tym wszystkim stoi pszczelarz albo pszczelarka, a czasem cała rodzina. I rzecz jasna pasieka i kilka milionów pszczół.
W niniejszym artykule nie promujemy spożywania miodu pitnego. Skupiamy się na kulturowym znaczeniu sycenia miodów oraz na lokalności i walorach kulturowych i tradycyjnych.
Po pierwsze interesuje nas pszczelarska pasja pani Małgorzaty Łucjan. Jej troska o dobrostan pszczół. Jeśli pszczoły mają mieć tyle pożytku ile potrzeba to dziś trzeba podróżować z nimi. Zatem Pasieka Rodzinna Łucjan stawia swoje pnie w różnych miejscach w kraju. W jednym rejonie pszczoły mają sporo do roboty przy Robinii akacjowej, w innym gdzie jest sporo lasów iglastych, mogą przynosić do uli spadź iglastą, której mimo, że bywają pszczelarze, twierdzą, że mają miód ze spadzi iglastej bez wywożenia uli u nas trudno szukać pod dostatkiem. Pszczoły, których większość to przecież robotnice na jeden ul jest ich średnio przynajmniej latem nawet do 80 tys. Królowa — matka jest jedna, choć bywa, że dwie, jednak wybierają wtedy jedną, zmuszając tę drugą do opuszczenia pnia. Trutni – samców jest do kilku tysięcy jednak jesienią zmuszane są do opuszczenia ula. Zresztą truteń żyje średnio 3 miesiące, kiedy Matka już nie czerwi — czyli nie składa jaj – jest po prostu nie potrzebny matriarchalnej społeczności. Robotnice, które wygryzają się z czerwiu w ciepłych miesiącach żyją do 40 dni.Te które wygryzą się jesienią żyją w ulu do wiosny dzięki temu zdarza im się żyć do 6 a nawet 9 miesięcy. Królowa żyje stosunkowo długo – średnio 3 do 5 lat. W okresach ciepłych Matka znosi dziennie do 2000 jaj. Natomiast aby zdać sobie sprawę z wartości miodu, warto wiedzieć, że aby powstał kilogram miodu pszczoły, muszą zapłacić kilka milionów kwiatów, a w ciągu swojego życia wytwarzają płaską łyżeczkę tego dobra.
Na gnieźnieńskiej Róży na start pasjonacko państwo Łucjan postawili 3 pnie. Powoli jednak, a raczej w szybkim tempie to co miało być odskocznia i dodatkiem rozrosło się do pokaźnego gospodarstwa pszczelego. Początkowo pasieka była głównie pod opieką Małgorzaty, dziś jest to juz niemozliwe by zajmowała się nią tylko jedna osoba. Kiedy powstała Miodosytnia stało się jasnym, że to będzie życie rodziny.
Produkcję, a raczej sycenie miodów pitnych poprzedziły poszukiwania zakorzenionych w tradycji a jednak własnych receptur. Nieustanne poszukiwanie smaku bliskiego ideału. Nie jest łatwym pozostanie ortodoksem jeśli chce się zbliżyć do piastowskiego sposobu sycenia.
W początkach Polski słowianie zamiast drożdży używali, różnych jagód, sycone w wielkopolsce miody na wiśniach i malinach, stosowano hyćkę i jałowiec te dwa ostatnie upodobniają nasze tradycyjne miody pitne do niektórych litewskich. Nie jest tajemnicą, że tzw. psia róża także służyła do moszczu który był zaczynem fermentacji. Kiedy próbujemy skupić się na odtwarzaniu miodu nieco późniejszego już XII i XIII wiecznego to dzięki temu, że Cystersi rozpropagowali wówczas sady jabłkowe, często moszcz był podobnie jak w przypadku cydru jabłkowy. Spora wiedza i coraz większe doświadczenie gospodarzy pasieki z ul. Zamiejskiej w Gnieźnie sprawia, że coraz częściej napoje otrzymują wyróżnienia i prestiżowe medale. Jak choćby:
Złoty medal zdobyty na 15. Konkursie Polskich Win i Cydrów
ENOEXPO® 2023 w Krakowie za miód Dzika Róża 2022
czy w Madrycie na Copa Reina Hidromiel w listopadzie 2023 r. złoto i brąz dla dwóch wytwarzanych przez gnieźnian trunków.
Kultura pracy, szacunek dla klientów niezależnie czy kupują miód klasyczny, czy świeczkę z wosku pszczelego, czy miód sycony, i ogromny szacunek do pszczół. To dziś wyznacza nowe myślenie o pszczelarstwie o łączeniu porządnej roboty z pasją.
W tej pasiece i miodosytni, myśli się szeroko, jednak pewna lokalność produktu to ona ma być towarem eksportowym. Nie sprowadza się tu wielkopolskości do stosowania Hyćki (czarnego bzu). Jest on wpisany w tradycję, równie dobrze jednak kwiat czarnego bzu może być składnikiem miodów syconych na Litwie. Ujmujące są poszukiwanie smaku, dbałość o detale. Rzecz nie dotyczy jedynie napojów ale także innych produktów w tym miodów klasycznych i kremowych. przede wszystkim jednak ta dbałosć o akuratność – to świadomość kontekstu kulturowego i tradycji oraz pewien sposób myślenia o pracy.
Jarek Mixer Mikołajczyk