Alfabet szczuna z Kareji. Antrejka
Rzecz jasna w formie, w jakiej go używamy, czy raczej, używaliśmy jakieś dwadzieścia – trzydzieści lat temu – powszechnie, to nasz begryf. Wyrwany z najbardziej popularnego zdania gwary wielkopolskiej: “w antrejce na ryczce stoją pyrki w tytce” odarty z kontekstu tożsamościowego to, taki zwyczajny spadek po bytności wojsk napoleońskich w Wielkopolsce.

Antrejka. Kto z Wielkopolan nie słyszał tego słowa…
Rzecz jasna w formie, w jakiej go używamy, czy raczej, używaliśmy jakieś dwadzieścia – trzydzieści lat temu powszechnie, to nasz begryf. Wyrwany z najbardziej popularnego zdania gwary wielkopolskiej: “w antrejce na ryczce stoją pyrki w tytce” odarty z kontekstu tożsamościowego to taki zwyczajny spadek po bytności wojsk napoleońskich w Wielkopolsce.
Francuskie “entrée” – wejście – długo stawało się naszym przedsionkiem, czy przedpokojem.
To co ważne “On”, znaczy ten mały knypek, francuski wódz kakolud, był u nas osobiście.
Może to zresztą nie jest ważne.

W Gnieźnie ponoć przynajmniej w 1812 roku, kiedy zmierzał na Rosję zatrzymał się Napoleon, a mówią też, że wpadł z wizytą jeszcze wcześniej kiedy to Sułkowski tworzył tu swój I Regiment. Z tym I Regimentem Piechoty najpierw w 1806 roku Antoni Paweł Sułkowski wygrywał Powstanie Wielkopolskie, a potem rozstawiał redutę pod Kołobrzegiem. Anyway – pewnie dla tego „entrée” Doliny Pojednania w tym mieście zdobi królas w czapce Napoleona z marchewką w łapce z tyłu.
Słowo antrejka, jest też nieco podobne do antryju naszych przyjaciół Hanysów.
Wejście, pomieszczenie poprzedzające, korytarz, przedsionek, a właściwie w uproszczeniu przedpokój, czy może w tym akuratnym znaczeniu nawet „przed Pokój”.
Antrejka dla nas to takie pomieszczenie, które pozwala zdjąć trzewiki, nie nanieść błota do domu. Możemy tu też nieco ochłonąć, ostudzić emocje, strzepnąć deszcz, rozkojarzenie, złość czy nadmierną egzaltację, zdejmując jaczkę i myckę, zerknąć jeszcze ukradkiem w lustro czy włosy w ordnungu, szpycnąć czy bindka akuratnie, czy nie jest coś pomerdane. Babsztyki mogą sobie poprawić wieczną ondulancję. W antrejce można zostawić to co zbędne, co przykleiło się nam ze świata. A czasem przykleja się i gówno i chlabra. Smutek i głupota.
W antrejce prawie jak w śląskim kamerliku możemy mieć trochę nieładu i nadmiaru. Chociażby wspomniane “pyrki w tytce”.
Nie będzie to jednak nigdy graciarnia ani sklep* w końcu każdy, kto nas odwiedza przechodzi przez antrejkę.
W antrejce zdejmujemy też zazwyczaj lujówkę albo kapelinder i wieszamy na biglu. Wejście, albo otwarcie – gdyby próbować tłumaczyć, jednak ten zabieg translacji nie jest nam potrzebny. Antrejka to już nasz begryf i ma swoje, szerokie, metaforyczne znaczenie, to nie to samo co entrée, a jednak pomaga wejść, otwiera.
Zatem każde wejście do antrejki jest nowym otwarciem. Antrejka jest szansą. To nie jest jednak jedynie korytarz, nie jest też zwyczajny przedpokój. Tym wszystkim, co przypisują jej słowniki gwarowe, te wielkopolskie, rzecz jasna jest, lub bywa. Wspomnieliśmy, że jeśli już to jest „przed Pokojem”. Jak kto przyszedł poddenerwowany, znaczy jak jest nerwerwer ma tych kilkanaście sekund, by się oswoić, zostawić wojnę w antrejce. Zostawiamy tu nie tylko parasolkę, żeby nie kapała na dywan w salonie, zostawiamy ją by nie wnosić zamieszania czy nie-pokoju do salonu.
Dzięki antrejce unikamy wielu niepotrzebnych sytuacji. Gospodyni nie będzie walczyć ze sobą by nas nie obsztorcować, za błoto na dywanie. Wchodząc do akuratnego domu, jak na dworze jest chlabra, po prostu porządnie wytrzemy trzewiki, wyglancujemy. W nieco papudrackiej chacie no to zdejmiemy buty, może w antrejce będa jakieś papcie dla gości.
Wielkopolska antrejka chroni przed wtargnięciem, z pola na salon. Prawdę jednak powiedziawszy w Wielkopolsce nie wychodzi się “na pole”, tylko na dwór. Zatem wchodząc „z dworu do: dworu”, pokoju, salonu – przechodzimy przez antrejkę. Brak antrejki w wielkopolskiej chacie to nie tylko brak miejsca przejściowego, w którym można wyczyścić trzewiki z chlabry, przeczesać kudły na glacy, zawiesić katanę na ramiączku…

Brak antrejki to pozbawienie szansy na wyciszenie, oczyszczenie myśli, na wyłączenie wszystkich spraw, które nie dotyczą domu, do którego wchodzimy. Jeśli to nasz dom, jest domem bez antrejki, pozbawiamy siebie możliwości zostawienia np. roboczych lumpów, zrzucenia cajgowych portków i całego „zapachu” roboty przed wejściem na chatę. Te dwie trzy minuty w antrejce często zmieniają wiele. Pozwalają znaleźć w sobie siłę by się uśmiechnąć do knajdrów i ślubnej lub ślubnego, partnera, partnerki, może do rodziców…Odwiesić szuszfol na sztynder i nie wejść jak szuszfol, że, bo zupa była zasłona.
U babki Anny Mikołajczykowej mówiło się czasem na antrejkę – altana. To była jednak mimo tradycji famuły – prawdziwa antrejka.
Antrejka jest częścią naszej zagubionej tożsamości, myślenia, sposobu bycia akuratnym. Pozwala nie tylko wejść czystym do domu, ale też wyjść z niego łagodniej i bardziej gotowym. Tu często ostatni raz sprawdzamy teczkę i kiejdy by wiedzieć, że wszystko zabraliśmy co nam potrzebne, zanim zakluczymy drzwi. Bez antrejki nie mamy nic pomiędzy: domem, a światem, niebem i piekłem. Nie mamy tak potrzebnego czyścca codzienności.
* sklep to piwnica
Szczun z Kareji
