Ten koncert był jak ostatnie tchnienie lata. Refleksyjny i piękny zarazem. Albo jak wspomnienie pierwszej miłości – niewinnej i beztroskiej. A może tęsknota za młodością, której żal, ale bez popełnianych wtedy błędów.
Z powodów wiadomej epidemii, tegoroczna inauguracja 67 sezonu kulturalnego w Miejskim Ośrodku Kultury została rozłożona na raty oraz odbyła się w większości w plenerze gwarantującym przestrzeń do zachowania dystansu. Poza tym złożyły się na nią aż trzy koncerty, które oprócz nowych warunków także mogły zaskoczyć. I choć miały one miejsce we wrześniu, to do jednego z nich chcielibyśmy mimo wszystko powrócić ze względu na twórców i ich muzykę, ale też sam pomysł oraz realizację MOK-u.