Skip to main content

Aksamitny romantyzm Helaine

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

Ten koncert był jak ostatnie tchnienie lata. Refleksyjny i piękny zarazem. Albo jak wspomnienie pierwszej miłości – niewinnej i beztroskiej. A może tęsknota za młodością, której żal, ale bez popełnianych wtedy błędów.

Z powodów wiadomej epidemii, tegoroczna inauguracja 67 sezonu kulturalnego w Miejskim Ośrodku Kultury została rozłożona na raty oraz odbyła się w większości w plenerze gwarantującym przestrzeń do zachowania dystansu. Poza tym złożyły się na nią aż trzy koncerty, które oprócz nowych warunków także mogły zaskoczyć. I choć miały one miejsce we wrześniu, to do jednego z nich chcielibyśmy mimo wszystko powrócić ze względu na twórców i ich muzykę, ale też sam pomysł oraz realizację MOK-u.

Helaine Vis i Grzegorz Skoczylas, bo o nich mowa, na deskach plenerowej sceny na dziedzińcu Starego Ratusza (filia MOK), pojawili się jako ostatni w inauguracyjnym cyklu. Po akompaniującej sobie na gitarze i organach zjawiskowej Kathii czy równie umuzykalnionym i atrakcyjnym Trio Woźniak – Helaine i towarzyszący jej na gitarze Skoczylas, także przyciągnęli publiczność oraz wpisali się w słuszny zamysł ośrodka. Zamysł, żeby zamiast po jedną „gwiazdę”, sięgnąć po solidnych rzemieślników, a może po prostu jak w przypadku Helaine, talenty stojące u bram kariery. Młoda, dwudziestoparoletnia wokalistka to artystka poruszająca się w rejonach ambitnego popu, który jak się okazało, nie musi szufladkować, bo śpiewająca głównie po angielsku piosenkarka udowodniła także w Gnieźnie, że możliwości ma o wiele większe. Jej głos bowiem z jednej strony jest aksamitny niczym czekoladka Lindt, z drugiej zaś chropawy jak u rockmanki. Co ważne, całości swoimi brzmieniami dopełniał Grzegorz Skoczylas, którego gra na gitarze chwilami była bardzo kameralna i nastrojowa, innym razem podkręcona delikatnym efektem czy wreszcie zabierająca słuchaczy w jakąś mentalną podróż, choćby w Bieszczady.
Sama Helaine zaś zaprezentowała w większości własne kompozycje, w większości romantyczne, ale nie ckliwe, które znajdą się na jej debiutanckim krążku. Jednak oprócz nich pokusiła się także o dwa covery – hitu Britney Spears „…Baby one more time” oraz równie znanej piosenki Amy Winehouse „You know I’m no good”. I o ile to pierwsze wykonanie, osobiście mnie nie przekonało swym brakiem energii w stosunku do oryginału, o tyle drugi kawałek zabrzmiał już bardziej zjawiskowo, naturalnie i intrygująco, zarówno jeśli chodzi o aranżację jak i gardłowy głos artystki. A w ogóle to goszczący w Gnieźnie duet świetnie nadawałby się do tych „koncertowych wstawek”, które usłyszeć możemy w trzecim sezonie „Miasteczka Twin Peaks”. O ile tylko mistrz David Lynch usłyszałby ich muzykę…

Fot. K. Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak

#Tagi