Meteroids zwycięzcami Konkursu im. Mikołaja Matyski
Zacznijmy od początku. Świetna decyzja Miejskiego Ośrodka Kultury w Gnieźnie, by przesłuchania konkursowe odbyły się w sali. To przeniosło się na komfort występujących kapel i walory akustyczne. II Konkurs Zespołów Rockowych im. Mikołaja Matyski był faktycznie prawie modelową imprezą. Zostawmy to jednak, bo istotą była tu muzyka rockowa.

Siedem kapel konkursowych na wysokim poziomie, z których praktycznie każda gotowa jest grać regularne koncerty, stanęło przed jurorami i publicznością. Większość ze świadomością sceny. Z wyjątkiem tej, której członkowie ewidentnie zapomnieli, że scena to nie plaża, że kapela na scenie to show zaczynające się od wyglądu, jeszcze przed pierwszymi dźwiękami. Zespoły praktycznie z całej Polski, od Tarnowskich Gór przez Kalisz po Gdańsk. W stawce konkursowej także reprezentanci Gniezna: Scarlet Blaze.

Organizacyjnie, jak wspomnieliśmy, praktycznie w punkt, bez widocznych niedociągnięć. Nie udało się uniknąć obsuwy, która często wpisana jest w takie przeglądy. Niektóre przeglądy radzą sobie z tym, nie wyznaczając na prezentację konkursową liczby utworów, a czas na scenie od wejścia do zejścia. Czyli kapela ma np. pół godziny od pojawienia się na scenie; jeśli muzycy robią sprawne przepięcia, to uda im się dłużej grać. To jednak kosmetyka i kwestia do przemyślenia.
Wróćmy do tego, co było mankamentem pierwszej edycji. Nagłośnienie zadziałało zawodowo. Trzeba przyznać, że zespoły konkursowe zostały świetnie potraktowane przez technicznych. W tej kwestii Konkurs wywindował się bardzo wysoko.
Brak odpowiedniej wentylacji sali i zapach spoconej publiki rockowej przypomniał dawne czasy rockowej siermięgi. To jednak nie była rzecz zależna od Miejskiego Ośrodka Kultury, który po rewitalizacji należy do bardzo komfortowych sal. Niestety, nawałnica, która przeszła przez Gniezno 20 maja, nie oszczędziła systemu MOK.
Dobra rock’n’rollowa atmosfera przypominała czasy największej świetności tej muzyki w latach 80. i 90. XX wieku.
Zespoły, o czym pisaliśmy, w większości bardzo sprawne, prezentowały przekrój gatunkowy muzyki rockowej. Od inspiracji hippisowskich w wykonaniu Trackstone z Tarnowskich Gór, nie zauważonego przez jury, a niezwykle świadomego sceny i sprawnego. Przez Zakręcone, niekiedy zahaczające o pop-rockowe granie, Experiment z Kalisza, który zajął 3. miejsce. Kapela miała zdecydowanie bardzo spójny z muzyką image i, jak na przyjętą stylistykę, świetnie ogarnięte aranże.

Dobrą dawkę dream-popu, synthwave’u, momentami grunge’u, dostarczył zespół This Man is Not Real. Żonglując nieco pomiędzy gatunkami, grupa pokazała bardzo dojrzałe kawałki. Świetni technicznie instrumentaliści i niezwykle ciekawy wokal sprawiły, że to właśnie perkusista gdyńskiej kapeli Artur Stenka otrzymał nagrodę dla perkusisty, ufundowaną przez ART-TOM. Przypomnijmy, patronujący konkursowi Mikołaj Matyska był wybitnym perkusistą m.in. zespołów Abraxas i Swann.
Podobnie pomieszane style, choć z innych inspiracji, pokazała kapela Red Lust z Gdańska. Ekipa określa się mianem fanów rock’n’rolla, w graniu jednak słychać zarówno echo funky, jak i bluesa. Dobre gitarowe granie zapewniło formacji 2. miejsce. Zwyciężył zielonogórski Meteroids. Tu ogromną robotę robi wokal, wyróżniony zresztą na poprzednim konkursie. Ekipa znana gnieźnieńskiej publiczności, zagrała już wspólnie z Pere-Lachaise w C.K. eSTeDe. Ta przyjaźń kapel zaowocowała też świetnym odbiorem przez publikę. Już w trakcie rozmów kuluarowych wielu uczestników typowało ich zwycięstwo. Tak też zadecydowało jury. Dobre, mocne granie z świetnym, choć młodym wokalistą, to właśnie Meteroids. Fantastycznie, że to oni zagrają za rok jako laureaci na królewskim, bo rocznicowym, przeglądzie w 2025 roku.

Zdecydowanie w tej stawce na scenie bardzo dobrze wypadła młoda gnieźnieńska ekipa Scarlet Blaze. Tutaj jednak wystarczyło to, by otrzymać wyróżnienie w postaci warsztatów muzycznych z jurorem, gitarzystą i producentem Szymonem Brzezińskim. Może więc za rok? Natomiast wokalista kaliskiego Experiment, Bartosz Dreczko, otrzymał wyróżnienie w postaci vouchera na warsztaty wokalne w firmie Świadome Oddychanie.

Po przeglądzie zespołów konkursowych wystąpił zwycięzca zeszłorocznej edycji, gnieźnieński Père-Lachaise. Jeśli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, czy panowie w białych koszulach powinni wygrać ubiegłoroczny konkurs, to został wyjaśniony do bólu.

To był potężny, pełen energii koncert. Regularne 45 minut grania bez brania jeńców. Ten występ był nie tylko świadectwem ogromnego progresu, jaki wykonał zespół, ale też ewidentnym dowodem wartości i motywacji, jaką jest Konkurs. Jedyne dostępne w internecie nagranie zespołu, pochodzące z zeszłorocznego konkursu, jest zupełnie niemiarodajne. Nowy materiał na płytę, która zapewne ukaże się jeszcze w tym roku, pokazuje prawdziwe oblicze.

Od zeszłorocznego sukcesu formacja ograła się, występując nie tylko w Gnieźnie, ale m.in. we Wrocławiu, Mosinie czy Poznaniu. Koncert tworzący spójną całość, zagrany przez PL tydzień wcześniej podczas “Festiwalu Wuchta” w Teatrze Ósmego Dnia, siadł niesamowicie. Publiczność wyśpiewywała z zespołem przede wszystkim nigdzie jeszcze niepublikowany, a funkcjonujący na zasadzie lokalnego przeboju “Mia”. Refren “Zatańcz ze mną jak Mia Wallace” wykrzykiwał chór pod sceną. Świetnie też wypadła wersja utworu “Konwalie” wykonana w towarzystwie Agaty Wesołowskiej.

Jak zwykle postpunkowe, mocniejsze utwory z dynamicznie zaaranżowanymi chórkami basisty Michała Stefańskiego i gitarzysty Filipa Głowskiego poderwały publiczność. Jedyny cover z repertuaru Siekiery “Nowa Aleksandria” trzymał moc dzięki biciu bębnów przez Mikołaja Stopczyńskiego i świetnym dośpiewom gitarzysty Oliwiera Czajkowskiego. Energia Père-Lachaise zamyka się w wypadkowej gatunków. Mamy tu zimną falę i siekierowe granie, czego muzycy nie ukrywają, bądź trawestując w “Nie krzycz, nie płacz – Idziemy przez Las”, bądź wplatając trawestację “Szewc zabija szewca”. Jest progresywny syntezator Jakuba Grzechowiaka i czasem pojawia się Rap dzięki wokaliście Timowi Curtisowi. W podwójnym bisie wybrzmiały “Nowa Aleksandria” supergrupy Siekiera i bardzo energetyczna wersja “Mia”.

Pięknym zamknięciem był solowy występ Anji Orthodox. Wprawdzie były to bodaj cztery utwory zarówno ze starszego repertuaru, jak i nowego, wokalistka potrafiła stworzyć tajemniczy i malowniczy klimat. To był świetny ukłon jurorki w stronę organizatorów i kapel konkursowych. Jednocześnie chciałoby się, by Anja wystąpiła w któryś jesienny wieczór w regularnym koncercie z zespołem.

Konkurs pokazał zapotrzebowanie na tego typu granie w Gnieźnie. Już z samych konkursowych kapel można by zbudować line-up niejednego koncertu. Wydaje się, że Konkurs im. Mikołaja Matyski to ze wszech miar trafiona impreza. Mamy tu walor promocyjny, zespoły, które grają, przyjeżdżają już z całej Polski. Środowiskotwórczy – kapele zaprzyjaźniają się ze sobą, a publiczność ma okazję do spotkania. Wydaje się, że gdyby obok tego trzonu jury, który powinien pozostać, bo wiąże przegląd żywo z Mikołajem Matyską, warto dokooptować kogoś z muzyków, a jednocześnie czynnych promotorów, np. Michała Wiraszko. Może warto nawiązać współpracę z Festiwalem w Jarocinie? Na to jest rzecz jasna czas. Druga edycja jest już zdecydowanie świetną realizacją pomysłu Janki Matyski i Miejskiego Ośrodka Kultury. Jesteśmy w połowie roku, a jednak to obok premiery “Czekając na Godota” w Teatrze im. A. Fredry i koncertów Orkiestry Miłej Gniezno, jak dotąd jedno z ważniejszych wydarzeń w 2024 roku w Gnieźnie.
Basia Kęsowska i Jarek Mixer Mikołajczyk
zdj. MOK zdj. czarnobiałe Łukasz Walczak