Magdalena Wiktoria Wesołowska zapełnia swoje obrazy przeżywanymi emocjami. O tym, że są to raczej ciepłe uczucia miłości, ale też tęskne i pełne nadziei uniesienia, zaświadczają pastelowe barwy, których używa malarka oraz dodatki w postaci zasuszonych kwiatów, które potęgują nastrój.
Gnieźnieńska artystka, w której malarska pasja obudziła się jakieś 2 lub 3 lata temu, postanowiła, że w końcu podzieli się swymi inspiracjami z innymi i dokładnie w piątek 7 lutego zaprosiła do swego czułego oraz intymnego „Mikro kosmosu” – bo tak nazywa się wystawa jej prac, którą można oglądać w Galerii na Piętrze w Centrum Kultury Scena To Dziwna. Wspomniana Galeria, to zaś kolejne miejsce, gdzie mniej doświadczeni i znani twórcy mogą pokazać swe dzieła publiczności, oswajając się tym samym z ich odbiorem.


Tymczasem wystawę Magdaleny Wesołowskiej otworzyła sama dyrektorka eSTeDe Lidia Łączny, która nie kryła zadowolenia z tej współpracy i zachęcała autorkę „Mikro kosmosu” do podzielenia się swoimi wrażeniami. Ta ostatnia jednak już w zakulisowej rozmowie wyznała: – W swoich pracach płynę za tym co czuję. Nie zmuszam się do czegokolwiek, tylko kiedy nadchodzi ten poryw czy moment, to tworzę i przelewam na płótno część swojej duszy. Czasem trwa to dwie godziny, a czasem dwa tygodnie.






Patrząc na dzieła Gnieźnianki, które można zdefiniować jako kosmiczne abstrakcje pokazujące różne stany ducha, trudno nie zauważyć, że jest to reprezentacja nad wyraz udana, ciekawa i utrzymana w spójnej estetyce. To co wyróżnia malarkę, to na na pewno pełna świadomość użytych barw, które korespondują z tradycyjnie przypisywanym im emocjom. Mamy więc niezwykle ciepłe i „słodkie” róże, kojarzące się z miłosną sielanką lub po prostu szczęściem, albo zmysłowe czerwienie dodające uczuciom rumieńców czy w końcu pogodne, choć chłodne błękity i będące już niczym niespodziewany szał, intensywne fiolety. Wszystko to przypomina faktycznie ciała niebieskie wirujące w kosmosie, których przesłanie wzmacniają przytwierdzone do nich zasuszone kwiaty. Można więc zachwycać się samą estetyką prac Wesołowskiej lub, a może też, poszukiwać głębszych znaczeń. Na pewno do końca lutego w eSTeDe.