Skip to main content

Fragment wywiadu z Kultury u Podstaw

Żyć ze sztuki i tworzyć aż do końca

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

Z Jakubem Grzechowiakiem, gnieźnieńskim twórcą młodego pokolenia – o składaniu dźwięków, debiutanckim albumie „Division”, a także o projektach, występach i potencjale kulturalnym Gniezna – rozmawia Kamila Kasprzak-Bartkowiak.

Kamila Kasprzak-Bartkowiak: Istnieje taka teoria, że ludzi możemy podzielić na słuchowców i wzrokowców. Czy zgodziłbyś się z tym podziałem?

Jakub Grzechowiak: Myślę, że ten podział ma prawo funkcjonować do pewnego stopnia – zwłaszcza w kwestii technik uczenia się, według których sam bardziej jestem słuchowcem – choć faktem jest też, że to nie sprawdza się we wszystkich sytuacjach. Czasami po prostu muszę zobaczyć informacje, które chcę przyswoić. Z kolei jeśli chodzi o tworzenie, to jest to zupełnie inna bajka, bo przeważnie mieszają się we mnie dźwiękowe wizje, obrazy z życia i zapachy, więc nie jestem w stanie zaszufladkować się jako słuchowiec lub wzrokowiec. Staram się kształtować w sobie synestezje i póki co wychodzi to całkiem nieźle, czyli potrafię usłyszeć dźwięk jako kolorową teksturę, i na odwrót: wyobrażam sobie widoki, które postrzegam jako określone barwy i instrumenty.

K.K.-B.: A kiedy sam zacząłeś świadomie składać dźwięki, znaczy komponować, i czy od razu była to elektronika?

J.G.: Moją obecną świadomość dźwięków i gry na instrumentach budowałem od wielu lat. Myślę jednak, że momentem przełomowym był utwór, którym wywalczyłem sobie drugie miejsce w konkursie dla kompozytorów muzyki elektronicznej w 2019 roku podczas Cekcyn Electronic Music Festival. Dziś nie pamiętam już nawet jego tytułu, ale wiem, że proces twórczy był świadomym szukaniem pożądanych brzmień i układaniem ich w całość. Faktycznie więc moim pierwszym gatunkiem była muzyka elektroniczna, na którą wyeksponowany byłem już od najmłodszych lat dzięki tacie (pozdro dla niego!), z którym słuchamy jej dużo po dziś dzień.

K.K.-B.: Do swej gry używasz instrumentów klawiszowych. Powiedz, jak i gdzie nauczyłeś się na nich grać i z jakiego jeszcze korzystasz sprzętu?

J.G.: Na klawiszach uczę się grać cały czas i zapewne będę to robić do końca życia, tak samo jak z każdym innym instrumentem. Na samym początku uczyłem się pod okiem pana Roberta Zgoły z Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Kłecku. Jednak po pewnym czasie zaniechałem tych lekcji i zacząłem uczyć się sam. Przez całe swoje życie uczę się grać na tak zwanego czuja, co oznacza, że kiedy usłyszę jakiś interesujący patent w utworze, którego słucham, to próbuję rozłożyć go na części pierwsze i przyswoić do mojego „słownika” muzycznych wyrażeń. Jeżeli chodzi o instrumenty klawiszowe, najczęściej sięgam po syntezatory i pianina elektryczne, jak rhodes czy wurli, ale nie boję się też klasycznego brzmienia fortepianu, hammondów, clavinetów i innych wynalazków technicznych.
Oprócz klawiszy bardzo często w swoich utworach używam gitar, klasycznej i elektrycznej, a od niedawna również basowej. Bawię się także perkusją, ale przez wzgląd na dobro moich serdecznych dziadków mieszkających pod moim mieszkaniem tego instrumentu używam najrzadziej. Natomiast sercem całego mojego setupu jest program Ableton, dzięki któremu nagrywam wszystkie instrumenty.

K.K.-B.: W konsekwencji tego wszystkiego zrodziła się na pewno płyta „Division”. Jakie towarzyszyły jej inspiracje muzyczne i pozadźwiękowe historie?

J.G.: Cały album zaczyna się od nieco skocznej „Groteski”, podczas której tworzenia inspirowałem się luźno licealnymi lekcjami języka polskiego i literackim motywem groteski. Solówka w „Grotesce” wbrew pozorom nie nawiązuje do twórczości Marka Bilińskiego, co bywa mi sugerowane. Całkiem samodzielnie próbowałem ją nagrać aż 83 razy i dopiero to 83 podejście okazało się tym, które zostawiłem na płycie. Drugi utwór o nazwie „Pożegnanie” jest moją muzyczną refleksją na temat motywu vanitas, bo kiedy go tworzyłem, słyszałem w uszach dźwięki starości, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Kolejna kompozycja, czyli „Tea”, ma już zupełnie inną genezę – stworzyłem ją w jeden wieczór po wypiciu znacznej ilości herbaty i kojarzy mi się mocno z rave’owymi klubami muzycznymi. Natomiast „Coffee tastes better with you” to w moim odczuciu niezwykle chillowy kawałek, inspirowany osobą, z którą swego czasu piłem kawę, stąd tytuł i pomysł na utwór.
W przypadku niektórych utworów inspirowałem się też poezją – tak było choćby z „Ostatnimi tchnieniami”, które są muzyczną narracją do mojego wiersza o tym samym tytule. We wspomnianym wierszu porównuję skończenie konkretnej relacji do zjawiska podobnego do śmierci, zaś brzmieniowo inspirowałem się zespołem Tangerine Dream, a hiphopowego charakteru bębnów zaczerpnąłem z twórczości Kanyego Westa. Tytułowy „Division” to po prostu jazda bez trzymanki, bo nie stała za nim żadna myśl, tylko moje czyste uczucia sprzed dwóch lat (bo wtedy właśnie powstał ten utwór) przelane na kwaśne syntezatorowe brzmienia. Ostatnie dwa kawałki z płyty są ze sobą ściśle powiązane – „Herstory” to utwór, który powstał zaraz po śmierci mojej babci i jest kompozycją o niej oraz dla niej, a „Requiem” to swoisty odpoczynek po całej burzy emocji wylanej w poprzednim utworze.
Do tego ostatniego nagraliśmy superklip z Michałem Stefańskim, gdzie głównym bohaterem jest pole rzepaku, po którym przechadzam się i oglądam majestatyczne widoki polskiej wsi. Ogólnie brzmienie płyty zdefiniowało wielu wykonawców, którymi się inspirowałem, między innymi Vangelis, Tomasz Makowiecki, Tomasz Pauszek, Genesis czy Aphex Twin. Mógłbym wymieniać ich bardzo, bardzo długo.

K.K.-B.: Czy było coś, na czym tobie szczególnie zależało podczas pracy nad tym albumem i czy dziś jego tworzenie wyglądałoby inaczej?

J.G.: Zależało mi na tym, by tak dobrać utwory, żeby mimo swojej różnorodności w jakiś sposób do siebie pasowały. I myślę, że to się udało. Dziś z pewnością poświęciłbym więcej czasu na promocję albumu, żeby dotrzeć do większej liczby słuchaczy. Postarałbym się też o wrzucenie singla na jakąś playlistę na platformach streamingowych.
Wiem, że stojąc tu, gdzie stoję dzisiaj, stworzyłbym album bardziej wysmakowany; sam proces twórczy byłby z pewnością mniej żywiołowy, a bardziej stonowany, spokojny. Nauczyłem się analitycznego myślenia o własnej twórczości: jakiego użyć wyrazu, aby przekazać to, co mi w głowie siedzi? Jakiego użyć do tego narzędzia? Te trudne pytania, które zadaję sobie dziś, są na porządku dziennym w trakcie tworzenia muzyki i z pewnością zadałbym je sobie, tworząc „Division” dzisiaj.

Fot. Dawid Stube

Cała rozmowa na portalu Kultura u Podstaw:

https://kulturaupodstaw.pl/zyc-ze-sztuki-i-tworzyc-az-do-konca/


Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak