To był koncert świadomych sceny, choć młodych, muzyków. Dawno nie zagrano w eSTeDe rockowego koncertu, który byłby przygotowanym od A do Z zdarzeniem, a nie zestawem utworów. Dokonali tego młodzi ludzie, przed którymi jeszcze sporo pracy.
Père-Lachaise to kapela, która powstała stosunkowo niedawno, a jednak trzeba powiedzieć, że nawet od czasu debiutanckiego koncertu podczas Ogólnopolskiego Przeglądu Muzyków Rockowych im. Mikołaja Matyski zespół wykonał spory progres. Zwycięstwo zapewne dodało wiatru. Do tego warsztaty u Szymona Brzezińskiego solidna praca i wsparcie akustyków eSTeDe pokazały, że nawet tak młody zespół nie musi wychodzić na scenę i odgrywać tack listy.
Suport Szymon Norkowski zaprezentował krótki set autorskich piosenek, który został dobrze przyjęty przez publiczność. Zdecydowanie siłą Norkowskiego były osobiste teksty utworów. Zapewne gdyby młody wokalista prezentował się z zespołem lub sound systemem a nie jedynie z podkładami muzycznymi, byłoby to ciekawsze. Nie mniej wszystko siadło i był to dobry wstęp do wydarzenia.
Odcięcie – ciemność.
Père-Lachaise poprosiło dyrektor Lidię Łączny o zapowiedź tak by koncert nie miał znamion przypadkowości. Krótkie intro, podczas, którego w półmroku a nawet ciemności wychodzą po kolei muzycy. Trochę przywodzi na myśl stare dobre kapele rockowe, Od wejścia nie da się ich pomylić z kimkolwiek z publiki. Wszyscy w białych koszulach, Filip Głowski – gitarzysta i Mikołaj Stopczyński bębniarz z pode czarnymi krawatami. Młodzi fajni ludzie. Nieco nonszalancko rozpięta koszula Kuby Grzechowiaka, podobny outfit wokalisty Tima Curtisa i Oliwiera Czajkowskiego gitarzysty, długie czarne włosy basisty Michała Stefańskiego, nie są wykreowanym produktem, to po prostu dość naturalny przemyślany image. Wszystko delikatnie nawiązuje do stylistyki pierwszych zespołów Cold Wave i niektórych zespołów sceny manchesterskiej.

Muzycznie, od początku wklejono łatkę Zimnej Fali. Już Anja Orthodox wręczając nagrodę we wspomnianym przeglądzie mówiła o siekierowym graniu. Zespół zresztą wykonuje utwór Nie krzycz nie płacz – inspirowany “Idziemy przez las” Siekiery z cytatami z tego klasyka. W krótkim czasie od przeglądu grupa przebudowała i nieco zmieniła brzmienia. W części utworów jest bliżej Joy Division, wówczas bas Stefańskiego idzie blisko dokonań Petera Hooka, rzecz jasna w stylistyce – nie porównujemy, ale pojawia się też więcej elementów rocka progresywnego – głównie dzięki moog’owi Jakuba Grzechowiaka.
Koncert w Centrum Kultury eSTeDe w Gnieźnie pokazał zespół, który bardzo szybko dojrzewa. Jednocześnie słychać było, że zdecydowanie zwłaszcza najnowsze utwory wyrastają poza schemat Zimnej Fali. Pojawia się obok post punkowych riffów, punk rockowe chórki, element rapu. Tutaj wychodzi dobrze połączenie rapowych źródeł wokalisty Tima Curtisa na co dzień współtwórcy Kolektywu Fala. Mamy jednak sporo spójnych ze sobą elementów nawiązujących do progresywnego post rocka. Mimo, że zespół sięga po elementy dostępne w palecie środków, filtruje je przez osobowości wszystkich członków załogi. Muzycy tworzący Père-Lachaise, wnoszą w zespół zupełnie inne fascynacje muzyczne a jednak to wszystko otrzymuje wspólny mianownik.

Po intro płynne wejście w pierwszy kawałek. “Szybki” to robocza jeszcze nazwa utworu. Mocne bębny i bas, manchesterskie gitary w tle syntezator, rozpędza się ten kawałek zgodnie z tytułem. Wokalista rzuca tekst:
“ Zaufałem światu, który mówi, że mogę mieć wszystko
więc wyciągam dłonie i nie cieszy mnie już nic
Ktoś powiedział, że to tylko w moich rękach
ale nie powiedział, że mi może nie wystarczyć sił
Zaufałem światu, który wierzy tylko w porażkę i sukces
a pomiędzy już nie widać nic”
A potem mocy punkowy kocioł i na metronomie bębnów melorecytacje. Od pierwszego kawałka dobre zmiany tempa, brak monotonii – miejscami niemal noise’owa ściana dźwięku. I już od pierwszego kawałka publika kupiona. Płynne przejście z rytmicznych oklasków w “PKM 1”. Gitary momentami pozornie obok, post punkowego naparzania. Ten kawałek pokazuje też robotę akustyków, wszystko idzie selektywnie, no i słychać tak istotne, dośpiewy i chórki gitarzysty i basisty. Sopro doświadczenia rapowego Tima Curtisa widać w tym, że szanując oddech niektóre frazy Curtis przepuszcza i śpiewają tylko gitarzyści. To nie tylko podbija dynamikę utworów. Niesamowicie mocno siadł fragment gdy na zabawach mooga panowie rytmicznie skandują: “Chcemy tylko! chcemy tylko!” a podbija to energetycznie bębniarz. Płynnie wchodzi kolejny muzyczny młyn. Moc, energia tak to się robiło kiedyś i tak to robi po swojemu Père-Lachaise. Dopiero po tym fragmencie wokalista konwersuje z publiką zapowiadając kolejny kawałek. Tu pojawia się rap, w punkowej wersji.
Piękny gitarowy wstęp i mocne bicie bębnów. Tim rapuje tym razem nie o osobistych emocjach członków kapeli, ale o tym co dzieje się na świecie.
“Tutaj pokój to jest ewenement
bomby lecą 300 mil od ciebie
jeszcze 2 tysiące mil – poczytaj o Iranie
Kobiety, życie, wolność!
to jest grubo pojebane…
Trzy sekundy ciszy bo aż strach jest mówić dalej…”
I są te 3 sekundy ciszy na ciemności, a nawet 5…i publika łapie w lot nie czas na aplauz, bo to o czym jest kawałek to prawdziwy dramat.
No i po tym twardym punkowym w założeniu protest songu, zaczyna się terapia. Młody psycholog, tłumaczy, że kapela nie chce zostawiać słuchaczy w takich emocjach, które są prawdą ale budzą lęk o bieg świata, że teraz zaprasza w takie miejsce gdzie nie ma lęku. Tekst jak przyznaje wokalista to wyraz tęsknoty całego zespołu za takim miejscem: “gdzie cały rok kwitną konwalie”. “Konwalie” zagrane po “Trzech sekundach ciszy”, potwierdzają to o czym pisaliśmy tak młodzi ludzie mają ogromna świadomość sceny i budowania dynamiki koncertu. Wejściem do utworu jest niemal balladowa a jednak “joyowa” gitara Oliwiera Czajkowskiego, nastrój podbija Filip Głowski idąc gitarą obok Oliwiera, bardziej rytmicznie, ilustracyjne syntezatory Grzechowiaka malują tła. Sekcja rytmiczna mocno i zimno. Tekst pełen tęsknoty…pragnień nieco inaczej mówi o ważnych emocjach, ale gdyby wokal poszedł dalej technicznie…to po tym musiałoby być coverowanie “Love will tear us apart”. Na szczęście ten post skrzekowy klawisz Grzechowiaka skręca w inna stronę, Tim też rozpędza – rozładowuje wraz z bandem gęstą atmosferę ostatnim mocnym powtórzeniem “opowiedz mi o miejscu, w którym cały rok kwitną konwalie, pozbawionym lęku, w którym nie ma dla nas żadnych barier”. Ta właśnie mniej liryczna partia niesie tekst z olbrzymią siłą. Poprzedzone wykrzyczanym przez zespól słowem Cisza! Cisza! Cisza! Cisza! – nawet jeśli w partiach epickich moglibyśmy chcieć cieplejszego śpiewu – teraz zabija i zmartwych-nas-powstaje zarazem. No i znowu noise niesie syntezator i motoryka perkusji. Po tym kawałku więcej luzu w prowadzeniu i kontakcie. Nowy utwór Mia Wallace – rozbił bank.

Niesamowity tekst, nawiązania do Pulp Fiction. “Zatańcz ze mną jak Mia Wallace, bez żadnych skrupułów jakby jutro miał być koniec”…Progrockowe wejścia klawiszy, punktujący bas, oszczędne tym razem w większości gitary, momenty rapowane i ten zakręcony refren…i “żyjmy tak żeby za 50 lat pochowali nas na Père-Lachaise” i tu nie idzie o pusty hedonizm a o życie na 100 pro.
Płynna narracja zapowiada, że czasem by zatańczyć, o tańczeniu był wszak kawałek Mia Wallace, to trzeba się dogadać. O problemie w różnym rozumieniu słów i komunikacyjnych rozjazdach międzyludzkich był kolejny kawałek. “Setki słów i nic poza tym” pychologiczno terapeutyczna rozkmina o tym, dlaczego tak powszechne są problemy w komunikacji międzyludzkiej, nie tylko na poziomie relacji osobistych niesie ponownie post punkowym rytmicznym instrumentalem, a wokal ponownie na styku rapu i punk rocka Ponownie siła kawałka pod koniec rośnie poza muzycznie przez boczne wokale, dośpiewy Głowskiego i Stefańskiego. Pewnej progresywnej aury dodaje tym razem współpraca syntezatora i bębnów, niemal jak zagrywki z Exodusu z płyty The Most Beautiful Day, w innej dynamice i innej stylistyce a jednak są podobnym podbiciem kompozycji. Na zamknięcie seta koncertowego popłynęły jeszcze dwa utwory “Nie krzycz nie płacz” a potem „Czarny i biały”. W pewnym sensie trawestacja “Idziemy przez las” – Siekiery (Nie krzycz, nie płacz) z mocno zaangażowanym w sprawy klimatu tekstem, została entuzjastycznie przyjęta przez publikę, której spora część zapewne nie zna Nowej Aleksandrii – Siekiery. Świetnie poprowadzone powtórzenia – pokrzykiwania niektórych słów, rozdwajały moc tekstu, podobnie jak współpraca wokalisty z “chórkiem” przy” “Nie krzycz nie płacz!” No i fantastyczny miażdżący jak walec drogowy moment, gdy młodzi ludzie pozwalają sobie popłynąć, głośniej szybciej…Mocne bębny i bas a do tego rozszalałe gitary i syntezator, ale piękne zejscie z “jutro zabraknie nam tchu” na cicho. “Czarny i biały” mocno oparty na bębnach do przodu rozwijający się trochę jak krautrock’owy power band, gdyby tu pojawił się bas na akordach rozerwało by publikę…bicie gitary momentami „pod ska”, ale nie mamy tu żadnego syfiastego plumkania, niesamowita energia podbicie rytmu i ponownie chórki. „Świat mnie nauczył jak pędzić, nie pokazał jak stanąć na moment”…Instrumentaliści w krótkich solówkach pokazują swoje umiejętności, wokalista zawodowo w trakcie kawałka przedstawia muzyków. Na bis, którego domagała się publiczność zespół zagrał jeszcze raz Konwalie i Mia Wallace, której głównie domagała się blisko setka fanów. Konwalie na bis wykonane z widoczną większą radością i luzem znowu siadły publice, a zespół zagrał to bardziej lirycznie. Mia tym razem bardziej energetyczna, oklaskiwana rytmicznie przez publikę rozbujała eSTeDe.
To był bardzo dobry koncert, choć muzycy mają przed sobą sporo pracy, oprócz niesamowitej świadomości sceny, mają także sporą auto świadomość, znają zarówno swoje walory, jak braki, dlatego nie próbują wydziwiać i „gwiazdorzyć”, gdzie mogą pokazują, że potrafią, gdzie nie, nie próbują ściemniać.
Dobre proste granie z elementami finezji, dopracowane aranże, przepracowane kawałki nie ma tu „jakoś to będzie”. Selektywność nie tylko instrumentalistów, słyszalne i zrozumiałe każde słowo bez „faflunienia”. Tu zapewne spora zasługa Janusza Jóźwiaka i Macieja Barciszewskiego ekipy akustyczno oświetleniowej z eSTeDe.
Jarek Mixer Mikołajczyk
(tak tata Tima)