Koncert na granicy eksperymentu, muzyki intuicyjnej i laickiego misterium wypełnił salę CK. Zamek podczas 44 edycji JazZamek. Gęste granie osadzone w szerokiej erudycji muzycznej, zatopiło publiczność w przestrzeni dźwięku. Zabelov Group nie zawiodło.
Zestawienie elektroniki i bardzo motorycznej perkusji, preparowanego akordeonu, nie zawsze musi zadziałać – to nie jest samograj. W to trzeba umieć, by nie polecieć kiczem. Jeśli dołożyć do tego ciekawe wokalizy rysuje się bardzo ekspresyjny soud. Grają go Czech i Białorusin co zapewne nie jest bez znaczenia, podobne a jednak inne konteksty etniczno kulturowe mieszają się z pewnym uniwersum szeroko pojętej muzyki współczesnej. Jeśli nawet w tym co gra Zabelov Group jest sporo nawiązań, czy follow up’ów to nie ma tu kalki. Niezwykła dbałość o brzmienia sprawia, że nawet gdy Jan Šikl idzie z akordeonem w stronę klawiszy Joe Zawinula to brzmi to totalnie nowocześnie, choć sam Zawinul już nie zawsze tak brzmiał. Skoro jesteśmy przy estetyce gry Zawinula kilka mocnych momentów wyjętych z najlepszych lat fusion słyszeliśmy wyraźnie. Fusion muzycznie łączymy przede wszystkim z formami jazz rocka. Mimowolnie nasze skojarzenia uciekają w stronę Wather Report, rzecz jasna nie mówimy tu o formalnym fusion jazz. A jednak.
Mamy tu fuzję stylów, gatunków, ale też technik zarówno perkusyjnych jak i akordeonowych. Niejednokrotnie akordeon staje się instrumentem rytmicznym, nie tylko za sprawą uderzeń o “kastę” czy pulsacyjne szarpnięcia miechem. Zabelov na perkusji dość wysoko nastrojonej nie boi się momentami arytmicznej stopy, momentami jest to jednak maszyna sprawna jak metronom H/C punk, w innym momencie uderzenia jak u Dave Weckla (choć na innym brzmieniu). Zabelov ma swój patent na perkusję w granych przez duet kompozycjach, nie boi się momentami grać mocno by w innym miejscu uderzyć oszczędnie, lub klimatem blach mamy też fragmenty, w którym perkusja przekracza funkcje jedynie rytmiczne. To akordeon tworzy w nich tło, niemal burdonowe. dwugłosy. Co najmniej dwie z zagranych w Poznaniu kompozycji mocno zakręcały w stronę krautrocka. Tutaj perkusja siedziała totalnie w ryzach jak u maestro Jaki Liebzeit’a.
Niezwykłe wariacje akordeonu, momentami tylko zagranego melodycznie tak by dodać smaku dodawały plastyczności dźwiękom. Korelowały zwłaszcza w momentach, w których muzycy zostawiali sobie spory margines na granie intuicyjne, z bębnami bez zgrzytów. W całym wachlarzu tego muzycznego collage można było miejscami rozpłynąć się w dźwiękach lub płynąć za dźwiękiem. Zdarzały się nie natarczywe skojarzenia, od pewnych krótkich rwanych dźwięków akordeonu – które nasuwały skojarzenia z płytą The Amateur View To Rococo Rot, niewątpliwie świadome lub mniej, podobieństwa do traktowania instrumentu jak maestra Pauline Oliveros. Niezwykłym walorem, zmiękczającym momentami chropawość duetu były wokalizy którymi czaruje, koi, a czasem pobudza Jan Šikl. Stosowanie “vocoderów” i delikatnych efektów zdwają w odpowiednich momentach obrazowość muzyki. To co jest istotną częścią Zabelov Group na koncertach to wizualizacja.
Niezwykle stonowana, za to bardzo przestrzenna animacja wyświetlana na zbliżonym do okręgu ekranie, nie jest wydłubanym w szyszynce pseudointelektualnym dodatkiem. To się klei do fragmentów muzyki. Jednocześnie jest na tyle nienachalne, że znamy uczestników, którzy zamykali oczy by płynąć swoim nurtem. Nie mamy w żadnym razie do czynienia z pseudo dźwiękami New Age, ani przez chwilę też muzyka niczego nie udaje czym nie jest żadnych Elevatorów, relaksacji i innych smooth. Żywe, dynamiczne tu i teraz, bez pirdulajdum pierdum i zdupesiałych pseudoimprowizacji. Dobry kontakt z publicznością, ze strony Czecha, który prowadził momentami rozmowę z publika dzieląc czeski z angielskim. Płynne przejścia utworów pozwalają nam odpuścić set listę. Dołączymy ją pewnie później.
Dziś powiedzmy sobie to był kolejny nieoczywisty i wyjątkowy koncert w cyklu JazZamek. I nie ma znaczenia ile w tym jazzie było jazzu ile ambientu, world music, czy echa: Pierre’a Schaeffera ile Zappy, ile Pauline Oliveros ile Liebzeita. Ważne pewnie by dostrzec ile tam było poczucia humoru, mimo formy podobno dość poważnej. To była niezwykła zabawa dźwiękiem, wzajemne zasłuchanie muzyków i publiczności. I pomimo wszelkich skojarzeń to było 100 % Zabelov Group.