Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu
Tym marksowskim sformułowaniem można by właściwie podsumować spotkanie z pisarzem i tłumaczem Maciejem Płazą, bo czasy niestabilności podobnie jak rozpadający się świat bohaterów, to jeden z tematów jego książek pełnych erudycji, pokory i czasem zdrowego dystansu jak sam autor.
Piątkowa rozmowa z 12 sierpnia, znów w Latarni na Wenei, lecz w kooperatywie z Biblioteką Publiczną Miasta Gniezna, była przedostatnim spotkaniem w ramach wakacyjnego cyklu „Lato z Biblioteką”. Tym razem jego gościem stał się wspomniany twórca Maciej Płaza, autor jak do tej pory trzech prozatorskich książek, w tym debiutanckiego tomu opowiadań „Skoruń” za który otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia 2016 i Nagrodę Kościelskich w tym samym roku i w którym to pojawia się obraz polskiej wsi z lat 80. minionego wieku.

Od „Skorunia” więc i od tej wsi zaczęła się rozmowa z pisarzem, fantastycznie prowadzona przez obytego z literaturą oraz znającego jego twórczość Wiktora Kolińskiego koordynującego także gnieźnieński Klub Fantastyki Fantasmagoria. Dzięki temu więc licznie, choć nie tłumnie zebrani słuchacze, dowiedzieli się, że debiut Płazy, był jego pewnym rozliczeniem się z dzieciństwem: „Można powiedzieć, że przed 40-stką skończyłem dzieciństwo” – przyznał, mimo że bohaterowie jego dzieła polepieni zostali z różnych realnych postaci, zaś z motywem przywołanej wsi nie sięgałby do Reja czy Reymonta ani też nie składał nim hołdu współczesnym, np. Myśliwskiemu.

Przy zapytaniu o drugą powieść, czyli „Robinsona w Bolechowie”, z kolei można było się dowiedzieć, że twórca przywiązuje się do kreowanych przez siebie postaci, w tym matki Łucji, której nie miał sumienia uśmiercić. Natomiast głównego bohatera Roberta uczynił malarzem, co uważa za ciekawsze i bardziej metafizyczne niż bycie… pisarzem. Być może wybrzmiało w tym jakieś niespełnione marzenie o pracy nad sztalugą, a nie klawiaturą, lecz pewna okazała się fascynacja mistrzem pędzla Andrew Wyeth’em, który był pierwowzorem dla postaci Roberta oraz którego obrazy zdobią okładki dwóch pierwszych książek.

Bo też okładki, podobnie jak przywołany na początku temat niestabilności i rozpadającego się świata, nie są u Płazy przypadkiem. Te pierwsze bowiem poza ilustracyjną oryginalnością, korespondują w pewnym stopniu z treścią utworów, zaś tematyka wynika z zainteresowań autora, który umieszcza swoich bohaterów w czasach różnych przełomów. Co ciekawe, tak też dzieje się w jego trzeciej powieści pt. „Golem”, gdzie choć na okładce mamy już inny obraz („Czarny sztandar” żydowskiego malarza Samuela Hirszenberga), to atmosfera dekadencji i niepokoju obecna jest zarówno w ilustracji jak i hermetycznej treści opisującej świat ortodoksyjnych Żydów – chasydów z miasteczka na Podolu u progu XX wieku.

Warto dodać, że tematem drugiej części spotkania stały się nie mniej istotne dla Płazy tłumaczenia literatury anglojęzycznej, gdzie on sam przekonany jest, że przekład może być „wierny i piękny” zarazem, a swoją pracę w tej profesji traktuje jako „spłacanie czytelniczego długu”. Co ważne, udało mu się wręcz udowodnić te twierdzenia, bo jako miłośnik Howarda Philipsa Lovecrafta od młodych lat i tłumacz wyboru jego opowiadań „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści”, otrzymał za ten przekład Nagrodę „Literatury na Świecie” w kategorii Nowa Twarz. Natomiast poza Lovecraftem przełożył także dzieła autorek i autorów współczesnej beletrystyki czy literatury dziecięcej oraz podobnie jak Lovecraft zaliczającej się do klasyki grozy Mary Shelley. W przypadku tej ostatniej chodzi oczywiście o jej „Frankensteina”, gdzie Maciej Płaza nie omieszkał wspomnieć o jego dwóch wersjach: bardziej wywrotowej i anarchistycznej oraz konserwatywnej i zachowawczej, które tylko świadczą o ponadczasowości kanonu.

I wreszcie na koniec gość podzielił się także planami na własne dzieła i tłumaczenia. Jeśli chodzi o te pierwsze, to ma kilka pomysłów na nowe książki, w tym tą, którą sam określiłby mianem „opus magnum”, lecz nieustannie odkłada jej pisanie. Z kolei w temacie tłumaczeń, to obecnie pracuje nad opowiadaniami Lorda Dunsany’ego uważanego za prekursora fantasy. Natomiast słodką tajemnicą obecnych na spotkaniu z tym pisarzem i tłumaczem niech pozostaną wszelkie kocie smaczki…