Wizerunki tożsamościowe
Kobiece postaci, które stanowią tu większość, noszą w sobie wiele tajemnicy i mroku. Są jak władczynie ciemnej strony duszy lub gotyckie boginie, które roztaczają wokół siebie zwodnicze piękno. Alter ego ich autorki? Na pewno zrodzone z różnych pasji artystki.
Wystawa Weroniki Zbiranek, którą do 20 maja można oglądać w Centrum Kultury Scena To Dziwna, to kolejny przykład, że ośrodek z ulicy Roosevelta, konsekwentnie stawia na promowanie młodych twórców. Po wystawie zbiorowej autorek i autorów podejmujących temat FOMO, czyli lęku przed omijającymi nas faktami, szczególnie tymi w sieci, oraz kilku indywidualnych prezentacjach, przyszła więc pora na Weronikę. Dziewczyna to bowiem 21-letnia artystka, która swój talent plastyczny doskonali praktycznie od najmłodszych lat. Co ważne, jest ona samouczką, która swoje dzieła tworzy przeważnie ołówkiem i węglem oraz próbuje malarstwa akrylowego, więc na jej styl nie wpłynęły akademickie techniki rysunku ani inne przyjęte kanony. Natomiast jeśli chodzi o tematykę prac, to często nawiązuje ona do innych zainteresowań autorki jak muzyka, film czy literatura.


Jednak patrząc na jej monochromatyczne obrazy, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to przede wszystkim swego rodzaju wizerunki tożsamościowe, czyli dzieła wynikające z obecnego stanu ducha i zainteresowań Weroniki. Piękne bohaterki, które widzimy na rysunkach zdają się zarówno przynależeć do subkultury gotycko-metalowej jak i gatunku fantasy, a ich kreacja wynika właśnie z pewnej identyfikacji. Rzecz, która jest całkiem naturalna także w sferze artystycznych poszukiwań i kreowanych w przyszłości światów. Tyle, że to nie jedyna tematyka podejmowana przez autorkę, bo oprócz kobiecych portretów, w oczy rzuca się jeszcze „samotny”, czyli jako jedyny namalowany akrylem obraz pt. „Dla mamy”. Ten ostatni to bowiem nic innego jak czarno-biały pejzaż z drzewami i zbiornikiem wodnym, który utrzymany został również w nieco tajemniczej i mrocznej estetyce.


Warto dodać, że formalnie żadna z prac nie razi, więc kolejny, samorodny talent staje się faktem. Być może w przyszłości na miarę mającego mieć niebawem także w eSTeDe swoją wystawę po latach, Łukasza „Pióracza” Kasperczyka. Choć wcześniej mimo wszystko szlifowałabym go jeszcze choć trochę w uczelnianych murach, co poza pewnym doskonaleniem zdolności, pomóc też może w wyborze przyszłej drogi.
Fot. Dwie pierwsze – archiwum eSTeDe