„Trzy po trzy”, czyli kulturalne naj 2023!
Kolejne 365 dni za nami i znów warto wyłowić z tego czasu, to co najlepsze, choć może to już niemodne i lamerskie jak Sylwester na mieście. Niemniej jednak nigdy nie patrzyłam na modę, sylwestrowe tańce lubię, a także tę chwilę podsumowań tego co dobre i piękne.
Bo o tym co złe zazwyczaj tutaj nie piszę, choć obaw co do dalszych losów, także gnieźnieńskiej kultury, jest wiele. Dlatego tym razem w ramach wyjątku, pozwolę sobie na zacytowanie genialnej, acz przykrej, diagnozy dla tej dziedziny, autorstwa Pawła Klimczaka (cały tekst tutaj: https://pawelklimczak.substack.com/p/bez-kultury-niezaleznej-miasta-sa
Wystawne sale koncertowe co roku pochłaniają miliony złotych – nawet ułamek tej kwoty to linia życia dla niezależnych podmiotów. Śmiem twierdzić, że taka inwestycja przekłada się na o wiele lepsze miasto, bardziej dynamiczne, atrakcyjne dla młodych, trzymające na miejscu starszych. A przecież – przynajmniej na poziomie deklaracji – o to chodzi włodarzom i włodarkom polskich metropolii. Czy to samo można powiedzieć o sali koncertowej, której budowa kosztowała ponad 140 milionów złotych? Niekoniecznie. Nikt nie zagra tam swojego pierwszego koncertu, a tworzenie relacji międzyludzkich to ciężka sprawa w opresyjnej przestrzeni foyer. Istnieje wersja rzeczywistości, w której kultura wysoka i niezależna są równo traktowane. Dotarcie z nią do większej liczby uszu jest mocno utrudnione. Polskie samorządy i dyskusja o kształcie miast cierpią na brak sensownego podejścia do kultury, często ignorując ją zupełnie.
Oczywiście w każdym mieście to trochę inaczej wygląda i np. w Gnieźnie sale koncertowe można zastąpić innym „odpicowanym budynkiem”, choć każdy dobrze wie, że sam budynek nie zrobi koncertu, spotkania czy wystawy. Albo, że kultura to nie tylko podległe miastu instytucje, ale też bardziej niezależne społeczności, twórcy czy organizacje… Wróćmy jednak do tego co dobre!
WYDARZENIA:
Spotkanie wokół dzieł Witolda Wojtkiewicza – to było, jak zresztą pisałam – bezprecedensowe wydarzenie! A do tego jakże rzadka oraz porywająca i potrzebna rozmowa o sztuce, takiej przez duże „S”, którą bez wątpienia są obrazy młodopolskiego malarza Witolda Wojtkiewicza. Wszystko zaś za sprawą prawdziwego pasjonaty, czyli lokalnego kolekcjonera i antykwariusza Jerzego Kaźmierczaka oraz doskonałemu wyczuciu momentu na spotkanie przez osoby ze Starego Ratusza i Miejskiego Ośrodka Kultury. Zresztą prowadząca rozmowę z gościem Marta Karalus-Kuszczak, okazała się tą właściwą, bo dysponującą wiedzą i wrażliwością na sztukę, osobą, zaś punktem wyjścia do rozmowy o dziełach Wojtkiewicza, stał się obraz „Emocja”, będący w posiadaniu kolekcjonera. Ten ostatni jak i cała twórczość oraz postać malarza, były z kolei tak fascynującym i wymykającym się wszelkim schematom tematem, że gorączkowej dyskusji, także z licznie zgromadzoną publicznością nie było końca! Poproszę o więcej takich spotkań!
Festiwal Fotografii „Z garażu Janusza Chlasty” – kolejny fenomen, a właściwie rozmach jakiego jeszcze w Gnieźnie nie było! Bo oto bowiem przez kilkadziesiąt wystaw w regionie, w tym kilkanaście w Gnieźnie – zaprezentowana została spora część równie imponującego dorobku fotograficznego Janusza Chlasty. Bo Janusz Chlasta był wybitnym fotoreporterem gazety „Przemiany”, którego zdjęcia mają dziś walor historyczny, artystyczny i dokumentalny. Bez jego prac Gniezno byłoby uboższe o swe współczesne dzieje z lat 1960-1989, a tak dzięki wyciągnięciu jego dorobku z mitycznego już garażu i podzieleniu na kilkadziesiąt tematycznych wystaw prezentujących mieszkańców i zdarzenia z grodu Lecha, ale też regionu – otrzymaliśmy rzecz unikatową czy niemal pomnikową. Taką światłoczułą kronikę dziejów Pierwszej Stolicy i nie tylko z trzech dekad XX wieku. Warto dodać, że głównym prowodyrem całego zamieszania, a może bardziej wspaniałym kustoszem pamięci o postaci i dorobku Janusza Chlasty, stał się animator wydarzeń związanych z fotografią, ale też fotograf – Władysław Nielipiński. A i nie byłoby całej akcji bez licznego wsparcia instytucji, z Miejskim Ośrodkiem Kultury na czele, ale też ludzi, z synem Janusza Grzegorzem, włącznie.
Koncert Natalii Zamilskiej w Latarni na Wenei – i jeszcze jedno wydarzenie co do którego nie ma wątpliwości, że było wow i naj! Tym bardziej, że stało się nim dość nieoczekiwanie, bo choć muzyka techno może być dobrą rozrywką, to nie zawsze bywa na wysokim czy magnetyzującym wręcz poziomie. Dźwięki generowane przez Zamilską były zaś zarówno przyjemne jak i przemyślane, bo to nie prostackie „umcyk umcyk”, lecz wyszukana głębia, która ma poruszyć słuchaczy, więc doprawiona została nieco cięższą czy chwilami mroczną i pokręconą nutą. O tym ilu przyszło odbiorców i jak szalone tańce wywołało to połączenie – nie sposób zapomnieć! Natomiast sama Zamilska to niezwykle pogodna i serdeczna osoba, która po występie w Latarni na Wenei, opisała ją komplementami z najwyższej półki, bo jako miejsce, gdzie „w sekundę człowiek czuje się bezpiecznie i dobrze” oraz „prawdziwe ludzkie miejsce – mikro państwo opiekuńcze”! Swoją wypowiedź zaś zakończyła apelem do władz miasta, żeby dbały o tę miejscówkę, jak i ludzi, którzy ją stworzyli, bo to oni, „zbudowali wam królestwo i tam są prawdziwe drzwi gnieźnieńskie”. Nic dodać, nic ująć!
LUDZIE:
Lidia Łączny – nowa, bo około rok temu powołana na stanowisko, dyrektorka Centrum Kultury „Scena to Dziwna”, która okazała się niezwykle zaangażowaną w działaniu i otwartą osobą. Może dlatego, że sama wcześniej „robiła w kulturze”, promując ją i organizując wydarzenia, więc wie jak to wygląda. Nie mnoży więc ponad miarę biurokracji, a przez swą serdeczność i otwartość, sprawiła, że eSTeDe po trudnym i kontrowersyjnym remoncie oraz „rządach” poprzedniego dyrektora – na nowo zatętniło kulturą. Bo kultura, jak zresztą zauważyła Lidka, „jest jak oczywiste i niezbędne dotlenienie”, więc może dlatego w instytucji przez nią kierowanej, nie mogło do tej pory zabraknąć kilka ważnych wystaw („OdNowa” Marka Lapisa, „Rozerwany sny” Waldka Stube), dobrze przyjętych koncertów (Scarlet Blaze, Pere Lachaise) czy stabilnego działania scen i pracowni, prowadzonych przez profesjonalistów w swoim fachu. Jeśli ten kurs i otwartość dyrektorki się utrzyma, to będzie pięknie!
LNW Crew– czyli ekipa, głównie ze Stowarzyszenia Ośla Ławka, choć pewnie nie tylko, tworząca plenerowy i społeczny ośrodek niezależnej kultury jakim jest przywołana już wcześniej Latarnia na Wenei. Ludzie, którzy prawdziwie oddolnie, bez czekania na medale i oklaski, z prawdziwej pasji i zaangażowania, zbudowali wspomniane królestwo wybitnej kultury oraz progresywnej społeczności, które nikogo nie wyklucza. No i jak to bywa z pionierami, zawsze ktoś rzuca kłody pod nogi. W tym przypadku robi to samo Miasto Gniezno… Choć powinno docenić, że są tutaj, a nie gdzie indziej i pozwolić działać jak można najlepiej.
Jarek Mixer Mikołajczyk – człowiek-instytucja, żywa legenda, krynica pomysłów, ale też Szczun z Kareji, Pan Walizka i Muzealny Detektyw, a przede wszystkim, jak chyba sam siebie określił – zawodowy miłośnik Miasteczka i redaktor naczelny Popcentrali. Jednym zdaniem – osoba, której pomimo upływu lat ciągle się chce, jak to mówią modni ludzie – „robić rzeczy” dla tego miasta, podczas gdy większość jego i kolejnych pokoleń wolało po prostu wyjechać… Powinien dostać za to medal, choć może już ma, bo na pewno zdobył Królika i BohaterOna. Jednak Jarek nie podejmuje swoich działań dla laurów, tylko raczej z… miłości do Miasteczka. Podobnie jak powyżsi społecznicy określający się jako LNW Crew.
P.S. No i w 2023 roku powstał jeszcze dokument „Polania” w reżyserii Pawła Bartkowiaka, o społecznej pamięci o największych zakładach produkujących obuwie i w szczytowym momencie zatrudniających blisko 4000 osób, głównie kobiet. Miejsca, gdzie też była obecna kultura w formie przyzakładowego ośrodka… Dobry film pięknego Człowieka! Ale dość już tej prywaty 😉
Fot. nr 2 Paweł Bartkowiak (Festiwal Fotografii „Z garażu Janusza Chlasty”), fot. nr 3 Sebastian Uciński (Koncert Natalii Zamilskiej w Latarni na Wenei), fot. nr 4 Dawid Stube (Lidia Łączny), fot nr 5 Marta Bielawska (LNW Crew), fot. nr 6 Dawid Stube (Jarek Mixer Mikołajczyk).