Skip to main content

Konrwywiad Popcentrali z Sarą Powagą

Tam znalazłam aktualnie swoje miejsce na ziemi …

 |  Jarek Mikołajczyk  | 

Dzis prezydent Tomasz Budasz ogłosił pierwszych laureatów Styp[endium Kulturalnego Miasta Gniezna im. Sławomira Kuczkowskiego. Są nimi Sara Powaga i Krystian Klej. O nich samych i o projektach niebawem. Teraz przypominamy rozmowę z sarą sprzed 2 lat i gratulujemy. 

Z Sarą Powagą absolwentką „gnieźnieńskiej średniej szkoły muzycznej”, studentką bydgoskiej Akademii Muzycznej, skrzypaczką ale też wokalistką nie tylko: o Ojstrachu i ONA rozmawia Jarek Mikołajczyk. To kolejna rozmowa, która znajdzie się w przygotowywanej przez nas książce zawierającej wywiady z ludźmi kultury Gniezna i nie tylko. (Rozmowa z marca 2018 r.)

Rozmawiamy w jednej z sal Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Gnieźnie, to dobrze znane Tobie miejsce…

– Oczywiście, że tak. Spędziłam tu 12 lat i tak naprawdę od tego miejsca rozpoczęła się moja przygoda z muzyką. Jestem wdzięczna właśnie z tego miejsca mojej nauczycielce pani Izabeli Dudzie. To dzięki niej jestem teraz tam gdzie jestem, bo Ona nauczyła mnie fachu, to tutaj się rozwijałam, tutaj ukształtowałam się muzycznie. Jest to bardzo ważne dla mnie miejsce.

– Dała mi przede wszystkim możliwość bycia na uczelni, na Akademii, to jest bardzo ważne dla mnie, bo to było zawsze moje marzenie. Przede wszystkim to niezwykle ważne, że nie musieliśmy dojeżdżać, bo tak jak choćby moja nauczycielka opowiadała, że z jednej szkoły tutaj – liceum; jeździła popołudniami do Poznania, to było na pewno męczące. To po drugie, a po trzecie ważne było dla mnie to, że nauczyciele od teorii bardzo ugruntowali moje myślenie o muzyce i to już nie tylko to jak myślę o niej jako wykonawca, ale też jak myślę o niej jako odbiorca. Przecież to, że gram to jedno, ale nie zawsze jestem tylko wykonawcą. To ukształtowało mój charakter, dało mi siłę do tego żeby walczyć o swoje. To też nie zawsze było tak, że wierzono we mnie, czy w to, że ja się pojawię na Akademii…Pamiętam doskonale dzień mojego dyplomu, kiedy tak naprawdę po 12 latach, niektórzy tutaj, stąd – podeszli do mnie i powiedzieli – dobra robota. Nie zawsze tak było. To, że po dyplomie to się zmieniło to była ogromna zasługa mojej nauczycielki…Doskonały dzień, kiedy dostałam się na uczelnię, to wtedy zdałam sobie sprawę: kurcze, no jednak jest z Tobą OK. Nie mogę jednak nie wspomnieć o ogromnym wsparciu rodziców.

Jest OK, ale do tego jak jest teraz jeszcze wrócimy. Mimo wszystko potrzebna i ważna średnia muzyczna nie była łatwą szkołą?

– Zdecydowanie łatwa nie była. Pomijam już to, że to była druga szkoła, dodatkowa. Po prostu od 8.00 do 8.00 (20.00) siedzieliśmy w szkołach, w międzyczasie wiadomo: rodzina, jakieś problemy, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Szkoła nie była też łatwa, bo niby nie było jakiegoś wyścigu, byliśmy wszyscy kolegami, ale dało się odczuć pewne podziały… Była to dla mnie ostra szkoła życia, zwłaszcza drugi stopień. Tak jak mówię – szkoła charakteru. Zawsze byłam dzieckiem, które mówiło prosto w oczy nawet jeśli mi się coś nie podoba, to jednak nie wszyscy lubią. Powiedzmy szczerze nie przez wszystkich nauczycieli byłam lubiana, mimo wszystko dobrnęłam do końca. (śmiech)

Jak nauczyciele postrzegali Twoją aktywność poza muzyką klasyczną? Przecież jesteś też rockową dziewczyną.

– Jeżeli chodzi o moją nauczycielkę, Ona nigdy nie miała nic przeciwko. Zawsze mówiła – fajnie Sara, działaj… Reszta patrzyła na mnie czasami przez różowe okulary. Zdarzało mi się odczuć taki sarkazm. Nie wiem z czego to wynikało. Wychodząc nawet za szkołę, Gniezno z mojej perspektywy jest takim ośrodkiem dość zamkniętym, gdzie widać coś w rodzaju jakiś układów czy stref popularności. Nie chcę jakoś dzielić środowiska, nie chcę nikogo obrazić… Widać to jednak po różnych wydarzeniach, jeśli nie jest się członkiem dajmy na to zespołu BAPU – moi koledzy, czy Mesabi albo Zagrali i Poszli, to bardzo mało ma się grania, no niestety tak to wygląda. To oczywiście moje widzenie tej rzeczywistości, z mojej perspektywy. To nie chodzi o same wymienione zespoły, a o organizatorów…No nie zawsze byłam w swoim mieście popierana, raczej musiałam sama walczyć o swoje. Generalnie jednak najważniejsza osoba – moja nauczycielka wspierała mnie.

Patrząc na środowisko „muzycznej”, wspomniane BAPU, Krzysiek Romanowski z Create, zdaje się, że nie byłaś jedyna…

– Tak. Tylko zwróćmy uwagę Create, Oni też mało zaistnieli w Gnieźnie, rozpoczynają karierę i bardzo serdecznie ich pozdrawiam, ale też proszę zobaczyć, nie często ich słyszymy w Gnieźnie.

Właśnie dzień przed naszą rozmową grali, w którymś z warszawskich klubów…
– Właśnie o tym dokładnie mówię. O tym, że my w Gnieźnie pewnie byśmy nie zagrali z Terapią, gdyby nie Dawid Małkowski, który coś ogarniał przy Muzykozie. Pozdrawiam Dawida w tym miejscu serdecznie. Graliśmy w Zielonej Górze przed T. Love, graliśmy w Bydgoszczy, duże koncerty, gdzie była super publika. Jesteśmy zresztą tam zapraszani nadal, mimo że Terapia na razie ucichła. W dużej mierze dla tego, że teraz bardzo skupiłam się na skrzypcach i myślę, że to jest zrozumiałe. Maciek Szymański ma świetną prace w zawodzie – jest realizatorem dźwięku…
Wydaje się, że jeśli mówimy o muzyce rockowej w Gnieźnie nie bardzo jest gdzie grać, jest Młyn, ale ośrodki kultury chyba nie przepadają za młodymi zespołami…
– Tak. Trochę boli mnie to, że popychani są albo raperzy, albo jakieś delikatne klimaty. Przecież muzyka rockowa to też trochę nasza tożsamość. Lata 90. których nie pamiętam, bo przecież jestem jeszcze za młoda, jak opowiadał Łukasz Lewandowski nasz gitarzysta, w Gnieźnie było mnóstwo rockowych kapel. Ten ośrodek, jakoś działał prężnie, a teraz nagle nie ma tego i to mnie też boli, a może bardziej dziwi, że popierane są kawałki, jak to mówię : trzy akordy darcie…Z Terapią robiliśmy muzykę, która sądzę, że była trochę ambitniejsza, a miałam wrażenie, że publika w Gnieźnie tego nie chwytała. To nie jest pretensja do publiki, która ma prawo słuchać czego chce, raczej właśnie do organizatorów czy instytucji…Mam wrażenie, że między innymi dla tego rozstał się z nami Tymek Słomiański, bo widział, że choć zespół się fajnie rozwijał tutaj w Gnieźnie nie zwracano na nas uwagi. Potem Tymek po czasie dołączył do Create, ale jasne, że nie mam mu tego za złe. Cieszę się, że choć Gniezno średnio zareagowało Create działa dalej…
– Kiedy mówisz: Trzy akordy darcie mordy mam nadzieję, że nie myślisz o moim przyjacielu Patyczaku, który tak naprawdę świadomie przyjął taką konwencję… W tym co mówisz jest jednak sporo, patrzę choćby na zespół Bartosza Muszyńskiego – Ryba & The Witches częściej gra u Marcina Prokopa w TVN niż w Gnieźnie, bracia Pacholscy i ich projekt Twarze, gnieźnianie w tej chwili związani raczej z Bydgoszczą… Czyli Bydgoszcz?
– Bydgoszcz – tak. Tam znalazłam aktualnie swoje miejsce na ziemi. To nie ulega wątpliwości i zresztą już nie tylko skrzypcowo, ale też właśnie rockowo. Sporo zaproszeń mamy z Bydgoszczy. To dla mnie wyróżnienie i taki sprawdzian. Nie Gniezno, w którym się urodziłam i w sumie w którym żyje, tylko obce miasta…To jest dla mnie takie poklepanie po ramieniu – spokojnie Sara nie martw się: nie chcą Cię tutaj, ale chcą cię tu…To samo jest ze skrzypcami. Nawet jeśli chodzi o środowiska kościelne, to tylko pan Andrzej Joras, z którym ja żyję w zgodzie i szacunku…Jeśli jednak chodzi o innych, no bywa różnie, nie wiem czy to zazdrość…jakoś tak jakby mówili mi: było miło Sara, ale grasz jakoś tak średnio i w ogóle…Czuję jednak, że udowodniłam, że mogę. Dałam radę. Tam w Bydgoszczy przede wszystkim świetna praca z profesorem, bo pan profesor Paweł Radziński to jest majstersztyk…Zrobił dużą robotę ze mną w tak krótkim czasie, naprawdę tylko pół roku…Też chociażby wspomniane „dżoby”, czy choćby Capella Bydgostiensis czy Accademia dell’Arco tam odnalazłam swoje miejsce na świecie i tam nie muszę się martwić aż tak bardzo czy ktoś patrzy na mnie przychylnie czy nie.
To jednak chyba nie jest też tak, że nie lubisz Gniezna i tylko na nie narzekasz….
– Nie, nie. Absolutnie nie. Bardzo się cieszę jeśli dostane tu jakąś propozycję zagrania, bo dla mnie Gnieźnianki, to też super, że mogę się pokazać: słuchajcie jestem z Gniezna, jestem częścią Was i fajnie, cieszcie się razem ze mną…Dlatego, choćby jak mówię, kiedy pan Andrzej Joras złożył mi propozycję zagrania, chociażby na takiej mszy to radość, bo to miłe pokazać Gnieznu, że: hej też umiem – jest fajnie. Miałam ogromna radość, jak wtedy na Muzykozie na przykład zagraliśmy swój pierwszy koncert w Gnieźnie, czy gdzieś tam kiedy udało nam się zagrać w Młynie. Tak jak mówię, to nie jest tak, że Gniezno rzuca propozycje, tylko zawsze to jest tak, że ktoś znajomy mówi: hej zagracie z nami?
Wróćmy do Akademii jak ona zmienia życie muzyka, który już wie, że wybrał ten zawód?
– Powiem tak, na początku, nie wiedziałam co mam zrobić, miałam tyle czasu. W tym znaczeniu, że do tej pory, żyłam w takim formacie, że dwie godziny dziennie na skrzypce to było moje maximum…Tutaj nagle ćwiczę 5 godzin. Mam czas, żeby poćwiczyć gamę, i utwory i jeszcze do tego rzeczy, które gram gdzieś tam dodatkowo. Po drugie to inny schemat pracy. Na przykład, praca z profesorem, jedna lekcja to jest taka ustalona na mur beton. Druga to bywa tak, że profesor dzwoni, pyta co robisz? Przyjdź na uczelnię, mamy zajęcia. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy profesor zadzwoni…Do tego pierwsze zetknięcie z Orkiestrą Symfoniczną. Tu w Gnieźnie mamy za małą szkołę, żeby stworzyć takową, a szkoda. To jest naprawdę piękne doświadczenie. Przyznam, że podczas pierwszej mojej próby ja się zwyczajnie popłakałam…ze szczęścia. Wiadomo pierwszoroczni idą z tyłu. Zaraz za sobą miałam waltornie, flety…Graliśmy przepiękną Symfonię z Nowego Świata Dworzaka, kiedy przyszła czwarta część i motyw waltorni…Ja nie wierzyłam w to, pomyślałam: Boże jestem tutaj, jestem…Dziękuję. I dyrygent mówi do mnie przepraszam bardzo czy wszystko w porządku? – Cieszę się, że tu jestem, wszystko OK. To było dla mnie Coś, coś niesamowitego…Orkiestra mojego profesora, świetni studenci, chylę czoło przed nimi, są fantastycznymi muzykami, od nich też się uczę. Wiadomo, że to nie tak, że o jestem wielka bo jestem tutaj, powiem szczerze ogromna lekcja pokory, taka świadomość, do ziemi, jesteś na pierwszym roku Sara, to jeszcze jest kawał drogi przed tobą, żeby grać tak jak oni, ale mam takie wzorce. To piękne. Jestem zacięta, wiem dam radę, zrobię to…i piękne życie po prostu. Piękne życie, tylko musiałam się do tego życia przyzwyczaić. To taki system, nie tak, że orkiestra była tydzień w tydzień, tylko spotykamy się do projektu. Na przykład w niedziele gramy z Mariuszem Patyrą – wielkim skrzypkiem Sibeliusa koncert, to zaczynamy prace i codziennie po 4 po 8 godzin robimy próby by dajmy na to w niedzielę zagrać koncert. Jest przerwa w orkiestrze po nim na dłuższy czas.
Jesteś szczęśliwa?
– Jestem cholernie szczęśliwa.
Czy to wchodzenie w świat zawodowego bycia muzykiem nie zabija miłości do muzyki? Słuchasz tak poza uczelnią muzyki, masz na to czas? Jeśli słuchasz tak prywatnie to czego?
– Na razie to uczę się do kolokwium, bo mamy odsłuch, ale powiem tak jeszcze mam ten dobry okres. Tak jak mi zresztą powiedział jeden z muzyków w filharmonii: wiesz Ty jeszcze się ciesz. Jeszcze masz ten czas, kiedy Ty zachwycasz się tym utworem, który grasz. Potem, to będzie już na zasadzie: Co gramy? – A Stabat Mater ok…Na razie więc jestem szczęśliwa totalnie…To jest tak dobry, tak piękny czas…Zresztą to samo było tutaj z Zespołem Smyczkowym, to dla mnie było super, bo ja tak przynajmniej uważam, jestem stworzona do pracy w zespole, do działań w orkiestrze. Solistyczne gram dużo, tego też wymaga uczelnia. Jednak ja czuję radość kiedy gram z ludźmi, wtedy motyle w brzuchu i tętno 120…To jest dla mnie coś niesamowitego.
Upieram się. Wróćmy do tych ulubionych rzeczy w muzyce: czego słuchasz?
– Prywatnie to jest ONA. To jest to, nie nowa Chylińska, którą szanuję, ale nie trawię. ONA jednak zdecydowanie, lubię ostrą muzykę. To nie jest tak, że jestem skrzypkiem to już tylko muzyka klasyczna. Na mojej play liście wszystko się znajdzie, od jazzu…może oprócz disco polo, bo to ewentualnie na imprezie, ale…
Jeżeli mówisz o ostrej muzyce, to jeśli klasyka to co?
– Jeśli klasyka to Wagner. To jest taka postać, nie dość, że nietuzinkowa to jeszcze ta muzyka…To jest ta muzyka, która sprawia, że jeśli idę do opery, usiądę to czuję, ze ta muzyka niczym jakiś liść oplata mnie dookoła. Jeżeli chodzi o muzykę skrzypcową i takiego mojego guru to oczywiście Dawid Ojstrach. On zawiesił smyczkom poprzeczkę bardzo wysoko. Myślę nawet o sobie w przyszłości, bo teraz to jestem jeszcze w momencie zerowym, ale tak Ojstrach, to jest właśnie ten dźwięk, od pierwszego do ostatniego dźwięku patrze się na niego, czuje go, słucham…
Dziękuję bardzo. Miejmy nadzieję, że kolejna rozmowa przy okazji koncertu w Gnieźnie.
– Dziękuję. Było by bardzo miło.
Jarek Mikołajczyk
Jarek Mikołajczyk