Spacerowy Detektyw i magnetyczna fontanna
Był tłum ludzi, porywające, ludyczne opowieści i tajemniczy obiekt. Albo po prostu liczni gnieźnianie, którzy słuchając i podążając za Muzealnym Detektywem, odkrywali wraz z nim miejskie historie oraz miejsca.
O tym, że tematyczne społeczno-historyczne spacery cieszą się niesłabnącą popularnością także w grodzie Lecha, chyba nie trzeba przypominać. Gnieźnianki i gnieźnianie bowiem już od kilku lat, nie dają się długo zapraszać na tego typu imprezy, a jeśli pojawia się w nich dodatkowy „wabik” w postaci mało dostępnej atrakcji, to zgodnie z prawem limitu Kevina Hogana, liczba odbiorców będzie jeszcze większa.
Dlatego trudno się dziwić, że spacer, którego tematem stała się ulica Rzeźnicka, przyciągnął dosłownie tłum zainteresowanych, choć wcielający się w Muzealnego Detektywa Jarek Mikołajczyk (reprezentujący Interaktywne Muzeum Gniezna przy Muzeum Początków Państwa Polskiego), nie był przygotowany na taką frekwencję i wskutek tego zdarł głos niemiłosiernie. Zanim to jednak nastąpiło, zgromadzeni poznali historię firmy Waberskich produkującej wozy i sanie, a w końcu handlującej samochodami, które eksponowali w salonie z witrynami. Dalej było też o pochodzeniu nazwy ulicy, a więc kilka słów o działających wówczas rzeźnikach czy wspomnienie fabryki mydła Piotra Zwierzyńskiego, której oryginalny, zabytkowy budynek został rozebrany kilka lat temu…
Jednak cały czas istnieje ona, czyli wspomniany „wabik”, który zachęcił do spaceru tak wiele osób – magnetyczna fontanna, na co dzień niedostępna, bo znajdująca się na prywatnej działce oraz ukryta na podwórku pomiędzy oficynami. Obiekt, który na co dzień oglądają jedynie z okien uczniowie i nauczyciele z gnieźnieńskiej Szkoły Muzycznej i który leży na terenach byłej Gminy Żydowskiej. Co ciekawe, fontanna powstała jako Źródełko Fryderyka, co wiązało się z koncepcją budowy w tych okolicach uzdrowiska, która jednak dość szybko upadła. Tyle, że jeszcze ciekawsze zdają się pokrywające ją ornamenty: głowy lwów czy sylwetki koników morskich wyglądających jak smoki! Piękna rzecz, którą warto ocalić, a potem ożywiać kulturą i wspomnieniem jej twórców czy żydowskich mieszkańców.
Fot. Paweł Bartkowiak