Rock’n roll do końca świata!
Na pewno nie rockabilly tylko bardziej szalony, garażowy rock dzieci kwiatów. A jeśli blues to też niezbyt klasycznie, bo jednak z całym bagażem doświadczeń późniejszych dekad. Żywiołowa, muzyczna zabawa, bo rock’n’roll jest ciągle żywy.
Po energetycznym i równie porywającym, choć w nieco inny sposób, koncercie tria Shofar, występ duetu Fertile Hump w Latarni na Wenei okazał się jakże potrzebnym kontrastem. Bo w różnorodności siła, czemu zresztą starają się być wierni organizatorzy wydarzeń muzycznych w Latarni i co także tym razem zaowocowało liczną publiką.
Fertile Hump, co można tłumaczyć jako „płodna chandra” lub „płodne przesilenie”, to bowiem gitarzystka Magda i perkusista Tomek, którzy również śpiewają i ponoć „grają smutne piosenki z pogranicza brudnego rocka i zgniłego bluesa”. Jak się jednak okazało, ich piosenki wcale nie są takie smutne tylko refleksyjne raczej, brudny rock to we wspomnianym garażowym, czyli bardziej ostrym i bezkompromisowym wydaniu, zaś blues niekoniecznie zgniły, lecz wielobarwny, a chwilami wręcz surrealny. Tym zaś co wyróżnia wykonawców jest spora wiedza w temacie gitarowego grania, która umożliwia im żonglowanie gatunkami czy nawet odwołania do innych artystów z przeszłości lub obecnych czasów. Poza tym na odbiór duetu wpływa też charakterystyczny, czyli chropawy głos Magdy, dzięki któremu brzmi ona nieco jak przywoływana w zapowiedziach koncertu Amy Winehouse czy Janis Joplin.
Co więcej, Fertile Hump w kontakcie z gnieźnieńskimi słuchaczami, to także „zwierzęta sceniczne”, przynajmniej Tomek, który na wszelkie sposoby starał się rozruszać lokalnych odbiorców… aplauzami dla Janusza czy zachętami do… przekroczenia „niewidzialnego gówna”. W pierwszym przypadku chodziło oczywiście o Janusza Jóźwiaka, który obecnie to właściwie numer jeden jeśli chodzi o profesjonalne nagłaśnianie wydarzeń. Natomiast drugie określenie odnosiło się do przestrzeni pod sceną, której mimo energii i melodyjności, publika nie odważyła się przekroczyć, by ponieść się szaleńczym pląsom. A szkoda, bo piosenki, w tym z ostatniej płyty duetu pt. „The Break Up Club”, wybitnie do tego zachęcały!