Recenzja filmów „Omen” oraz „Egzorcysta”
„Kiedy Żydzi wrócą na Syjon, a niebo rozedrze komety blask. Nowe Cesarstwo Rzymskie powstanie, wtedy śmierć zabierze Nas. Z morza wiecznego On się ukarze, gromadząc wojsko przy swym tronie. Brata zwróci przeciw bratu, aż nastanie ludzkości koniec”.
Tymi słowami rozpocznę niniejszą dywagację na temat istnienia tego, czego człowiek powinien bać się jeszcze bardziej niż samego Boga. Bo mimo tego, że Bóg również potrafi być srogi i surowy, to jednak czyni to w dobrej wierze, aby dać nam nauczkę, abyśmy starali się poprawić, a nasze uczynki niosły i przekazywały dobro drugiemu człowiekowi. A czego człowiek boi się najbardziej? Gdy niemożliwe, staje się możliwe.
Zatem, pomyślmy i zastanówmy się, czyż nie łatwiej jest omamić niewinne, łatwowierne dziecko, które swym wyglądem i czynami przypomina słodkiego cherubinka? Jak to możliwe, aby tak urocze maleństwa były w stanie skrzywdzić i nawet tego nie żałować? Pod jakim bądź czyim wpływem muszą one być, aby dopuścić się czynu zabronionego, jakim jest, np. morderstwo?
Każdy koneser prawdziwych i kultowych filmów grozy, z pewnością uzna, że w pierwszej czołówce znajdzie się miejsce dla „Omena” Richarda Donner’a. W 1976 roku po raz pierwszy można było obejrzeć nachodzącą wizję końca świata, którą zwiastuje nikt inny, jak pięcioletni chłopczyk o imieniu Damien (Harvey Stephens). Adoptowany przez Roberta (Gregory Peck) i Katherine (Lee Remick) Thorn’ów, mieszka wraz ze swoimi przybranymi rodzicami w pięknej londyńskiej posiadłości, w której mogą wspólnie ze sobą spędzać czas i radować się każdą możliwą chwilą.
Jednak błoga sielanka szczęścia nie trwa zbyt długo, dlatego, że na początku filmu ma już miejsce pierwsza śmierć poprzez powieszenie – opiekunka chłopca staje na krawędzi dachu i zeskakuje w dół, po czym sznur na jej szyi mocno się zaciska. Tuż przed swoim skokiem śmierci, młoda kobieta głośno wykrzykuje, że „robię to wszystko dla ciebie, Damien!”. Nazajutrz, do biura amerykańskiego ambasadora Roberta, przychodzi ojciec Brenann (Patrick Troughton) i przestrzega mężczyznę przed chłopcem i namawia go do zamordowania synka, twierdząc, że dziecko jest Antyschrystem. Kilka dni po ich spotkaniu, ksiądz niespodziewanie umiera przeszyty długim stalowym prętem, który spadł na niego z kościelnego dachu podczas gwałtownej burzy. Przypadek? Tyle nieszczęść w kilka dni? Toż to niemożliwe i niebywałe!
Na ratunek, kilka dni po tragicznej śmierci młodej opiekunki, pojawia się nowa niania, cudowna, urocza i świetnie zorganizowana pani Baylock (BillieWhitelaw), która ma świetne referencje i od razu fantastycznie dogaduje się z pięciolatkiem. Nie tracąc czasu, kilka dni po swoim przybyciu, wraz z Damienem przyprowadzają do domu pięknego rottweilera, który ma bronić ogniska domowego podczas wyjazdów pana Thorn’a. Jak się okazuje, to kolejny diabelski wysłannik, wyznaczony do pilnowania i strzeżenia chłopca.
W niniejszym filmie, wszyscy bohaterowie, którzy chcą przeciwstawić się w ziszczeniu szatańskiego planu po prostu…giną. W dziwnych i trudnych do zrozumienia okolicznościach. Zaczynając od młodej niani, po księdza, a także fotografa Keitha Jennigsa (David Warner), który w dalszej części filmu pomaga Robertowi odgadnąć prawdę, a sam kończy swój żywot śmiercią równie tragiczną.
„Omen” przedstawia naprawdę bardzo smutną wizję świata, w której szatan zawsze zwycięża i ma znaczną przewagę nad każdym człowiekiem. Jak się okazuje, nie tylko nad jego umysłem, ale w szczególności duchowością. W tym przypadku nie mowa o samej istocie opętania, lecz o powierzeniu opieki nad złem zwykłemu śmiertelnikowi. Jednak i w tym przypadku, nie ma miejsca na ratowanie świata. Człowiek ukazany jest jako istota słaba, uległa, która nie ma żadnego prawa ingerować w rzeczy, które są już dawno postanowione. Przytłaczający obraz bezsilności i bezgranicznej rozpaczy bohaterów sprawia, że są oni pozbawieni jakichkolwiek resztek nadziei, aby odmienić swój los, który jest z góry przesądzony.
Idealnym w tym zestawieniu będzie również „Egzorcysta” Williama Friedkina z 1973 roku. Myślę, że przez większość okrzyknięty jednym z najstraszniejszych horrorów wszech czasów, nie tylko ze względu na sceny mrożące krew w żyłach, mroczną muzykę i efekty specjalne, ale także z tytułu fantastycznej gry aktorskiej nastoletniej Lindy Blair, która wcieliła się w główną rolę dziewczynki Regan MacNeil opętanej przez demona. Sam fakt, że ta nastolatka wczuła się w ten przytłaczający i ponury klimat, nie sposób by w żaden sposób podrobić i podważyć.
Jak zwykle, zaczyna się niewinnie – Regan znajduje w piwnicznej szafie planszę Ouija i nawiązuje kontakt z kapitanem Howdym. Opowiada o nim swojej matce Chris (Ellen Burstyn), która jednak odbiera to jako zwykły żart i kaprys nastoletniej córki. Jednak z dnia na dzień zaczyna się robić coraz gorzej. Dziewczynka jest poddawana serii badań, dzięki którym lekarze chcą znaleźć przyczynę nagłej zmiany jej zachowania. Wyniki nic nie wykazują, a jej stan zdrowia fizycznego i psychicznego znacznie się pogarszają.
Gdy w pokoju Regan dochodzi do dantejskich scen, kiedy to chociażby dziewczynka okalecza siebie krzyżem i znęca się nad swoją matką czy rzuca na swojego lekarza prowadzącego, Chris postanawia zwrócić się po pomoc do ojca Karrasa (Jason Miller). Podobnie jak w przypadku „Omena”, tutaj też mamy do czynienia ze zbrodniami – Regan, a raczej to, co nią kieruje, z zimną krwią morduje zaprzyjaźnionego reżysera Denningsa (Jack MacGowran), który z wykręconą głową zostaje znaleziony u podłoża schodów prowadzących do ulicy, przy której stoi dom rodziny MacNeilów.
Gdy mowa o „Egzorcyście”, to w tym wypadku możemy obserwować dokładną zmianę w zachowaniu dziewczynki – gdy zaczyna być niemiła i złośliwa względem personelu szpitalnego. Ponadto, mamy do czynienia z czynną agresją, samookaleczaniem, a ostatecznie z całkowitą zmianą rysów jej twarzy i pojawieniem się niskiego męskiego głosu, który jak na tamte czasy brzmi bardzo złowieszczo i do dziś stanowi mocny fundament kreujący tę przerażającą sylwetkę. Jej piękne brązowe oczy stają się jaskrawozielone, a spojrzenie ponure i złe.
Więc co tak naprawdę łączy ze sobą „Omena” i „Egzorcystę”? Otóż, z pewnością jakaś niewinność dzieci, ich nieskazitelność, słodkość i urok osobisty, w szczególności, gdy Regan przesyła swoje niewinne uśmiechy, w towarzystwie dołeczków zanurzających się w jej policzkach.
Nieco inaczej jest jednak w przypadku Damiena. Mimo jego urokliwości, od samego początku wzbudza w widzu coś w rodzaju strachu i lęku. Jednak, z drugiej strony któż mógłby pomyśleć, że ten niewinny chłopczyk jest synem samego diabła? W tym wypadku, można również dostrzec silne udręczenie psychiczne, w szczególności, gdy mowa o jego matce, Katherine. Z kobiety kochającej i uwielbiającej dzieci, nagle staje się przytłoczona zgiełkiem codzienności, a syn jest dla niej potwornym utrapieniem.
Idealnym zwieńczeniem rozważań na temat samego istnienia szatana, tego, w jak bezczelny, bezpośredni i jednocześnie prosty sposób wkrada się do ludzkich serc, będą słowa z Biblii Tysiąclecia, 1P 5,8 „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć”.
Eve Jansen
Fot. Kadry z recenzowanych filmów.