Skip to main content

Mroczno i ponuro o kulturze #3

Recenzja filmów „Bez twarzy” i „Wyrok śmierci”

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

Zemsta. Jak ją definiować? Określana jest mianem szkodliwego działania względem drugiej osoby bądź też grupy, wskutek wcześniej wyrządzonego przez nią szkodliwego czynu. A sprawiedliwość? Określana należnym prawem każdego człowieka. Czy aby na pewno? Czy można w jakikolwiek sposób postawić jasną granicę, pomiędzy pojęciem zemsty a sprawiedliwości? Niestety, mniemam, że w wielu sytuacjach jest to po prostu niemożliwe.

Podobnie jest w przypadku, gdy mowa o losach bohaterów w filmie Johna Woo „Bez twarzy” z 1997 roku. Tam, szlachetny, pracowity i kochający swoją rodzinę agent FBI Sean Archer (John Travolta) traci syna z rąk ohydnego mordercy i terrorysty Castora Troya (Nicolas Cage). Przepełniony poczuciem straty, smutku, lęku, rozpaczy, zemsty, a może sprawiedliwości, obsesyjnie pragnie schwytać mężczyznę, który przyczynił się do śmierci jego małoletniego synka, Michaela. Kiedy dochodzi już do schwytania Troya, pomału wszystko wraca do normy, jednak nie na długo. Sean Archer, dowiaduje się o zaplanowanym zamachu bombowym zorganizowanym przez zmarłego Troya i dostaję ofertę, z którą ciężko jest mu się pogodzić. Odkrywa, że jego największy przeciwnik, Troy wcale nie umarł, a jest podłączony do maszyny podtrzymującej jego funkcje życiowe.

I w tym momencie rozwija się naprawdę prawdziwa i fantastyczna akcja – Sean Archer ma mieć przeszczepioną twarz Troya, aby dostać się do więzienia, gdzie przebywa brat przestępcy. Tam, ma za zadanie wyciągnąć od niego tajne informacje dotyczące dokładnej lokalizacji bomby. I tak, w oka mgnieniu, Travolta staje się Cage’m, a Cage staje się Travoltą. Następuje tutaj moment przełomowy – początkowo, Archer jest miłym, szlachetnym człowiekiem, a w jednej chwili zaczyna być bezwzględnym, wstrętnym i paskudnym facetem. Podobnie jest z Cage’m – jest bezwzględnym, niewzruszonym przestępcą, a w jednej chwili staje się skruszonym i podminowanym zaistniałą całą sytuacją policjantem w ciele zwyrodnialca.

Z tego tytułu, uważam, że ten film zasługuje na chwilę uwagi. Niesamowita i niezwykle zaskakująca jest tutaj przemiana aktorów. To naprawdę wyśmienite doznanie, gdy na ekranie widzimy dwie różne twarze głównych bohaterów, w szczególności, gdy dochodzi do nieoczekiwanej zmiany ich osobowości, w tym ich uczuć i emocji. To niebywałe, że w jednej chwili tak dobrze odnajdują się w nowej skórze, w nowym ciele. Dzięki temu widowisku, mamy pełną gwarancję, że gra aktorska jest na bardzo wysokim poziomie, a widz będzie mógł sam ocenić, kto w jego odczuciu wypadł lepiej. Osobiście byłoby mi ciężko ocenić, czy to John Travolta czy też Nicolas Cage lepiej radzi sobie z tym zadaniem. Ale te zaskakujące emocje, od dobroci i skromności do obłędu i bezwzględnego szaleństwa, od wredności oraz niepoczytalności do przytłaczającego smutku i bezgranicznej bezsilności… Mamy tutaj do czynienia z dwoma wspaniałymi gwiazdami Hollywood, które z pewnością zna większość z nas. Dzięki temu, możemy mówić o dobrym kinie pełnym prawdziwych emocji.

O nieco innym, lecz nadal bardzo podobnym podłożu jest „Wyrok śmierci” w reżyserii Jamesa Wana z 2007 roku. Warto podkreślić, że jest to współczesna wersja „Życzenia śmierci” Briana Garfielda. Jednak w tym wypadku skupię swoją uwagę na nowej wersji, ponieważ warto choć na chwilę zatrzymać się i poświęcić kilka słów głównemu bohaterowi, Nickowi Humowi (Kevin Bacon), który świetnie oddaje wszystkie emocje i buduje niesamowity charakter na ekranie. Nick jest szczęśliwym mężem (żona – Kelly Preston) i ojcem dwóch synów, gdzie jeden z nich, Brendan jest sportowcem, a drugi, Lucas trochę w cieniu brata, bardziej cichy i spokojny. Pewnego razu, podczas podróży powrotnej z meczu, Nick i Brendan zatrzymują się na stacji benzynowej, gdzie dochodzi do makabrycznych wydarzeń. W środku, młody chłopak trafia na grupkę uzbrojonych mężczyzn, którzy przeprowadzają inicjację przyjęcia do swojego gangu jednego z nich. Aby mężczyzna został przez nich przyjęty, musi udowodnić im, że jest tego wart i godzien – z zimną krwią morduje Brandona, podrzynając mu gardło maczetą. Akcja szybko się toczy, a widz w jednej chwili jest wbijany w fotel, bo zwykły postój przeradza się w scenę przepełnioną strachem i paniką.

I tutaj krótkie porównanie – podobnie jak w przypadku „Bez twarzy” Sean Archer traci swojego syna, tutaj jest dokładnie tak samo. Nastolatek wykrwawia się i lekarze nie są w stanie go uratować. Podobnie, Nick Hume przepełniony żądzą zemsty i sprawiedliwości, bierze sprawy w swoje ręce. Nieco inna historia, ale motyw w zasadzie bardzo zbliżony, jeśli nie taki sam. Jednak w „Bez twarzy” cała rodzina Archera wychodzi z tego cało, zaś w „Wyroku śmierci” aż takiego happy endu nie będzie.

Nick Hume ze spokojnego człowieka przemienia się z krwiożerczą bestię, która jednak nieudolnie mści się na zabójcy swojego syna. Przytłaczające poczucie bezsilności zmusza go do ostateczności. Jednak czy aby na pewno? Z czasem zaczyna otrzymywać niepokojące sygnały i pogróżki, które zagrażają jemu i całej rodzinie. W tej sytuacji możemy zadać sobie pytanie: dlaczego? Jednak to byłoby zbyt łatwe i nie ukrywając, idiotyczne.

W obu przypadkach bohaterowie podejmują nieco podobne do siebie kwestie wyboru, co i jak powinni działać i dalej żyć. Z pewnością są to filmy, dzięki którym widz może czuć się w pełni dopieszczony jeśli chodzi o zwrot akcji, dynamikę, a także dreszczyk emocji, dzięki którym aż włos jeży się na głowie. Wyobraźmy sobie ten niesamowity ból, kiedy ktoś odbiera nam bliską osobę, a my nie jesteśmy ponad prawem i często wyroki w wielu sprawach są po prostu zbyt łagodne bądź niesprawiedliwe. To obrazy, dzięki którym możemy zrozumieć, a bynajmniej choć trochę przybliżyć sobie kwintesencję samego słowa „zemsta”.

Bo tak naprawdę, jeśli nieco głębiej poszperać w swojej własnej duszy, to na pewno znajdą się tam jakieś pokłady niespełnionej sprawiedliwości, tłumionego krzyku żalu i smutku. W mniejszym lub w większym stopniu każdy człowiek lub chociaż część z nas, przeżywa w swoim życiu coś, co powoduje, że albo staje się kruchy i delikatny jak porcelanowa lalka, bądź też twardy niczym skała, która poradzi sobie z każdym trudem i udźwignie każdy ciężar. Jednak należy pamiętać, że człowiek ma swoje granice wytrzymałości i to nasze umysły muszą sprawować nad tym pełną kontrolę. Jednym się to udaje i przychodzi im to z łatwością, ale są i tacy, których ból przeszywający serce jest tak silny, że w pełni oddają się tym najgorszym emocjom, które rozrywają każdy kawałek ich serca i umysłu na drobne kawałeczki. Tak więc raczej wszyscy postrzegamy zemstę i sprawiedliwość nieco inaczej.

Eve Jansen
Fot. Kadry z recenzowanych filmów.

Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak