Piękno nie wyklucza humoru. Wilczego Humoru. Smuteczek nie musi przytłaczać
Ten środowy koncert „na Zamku” w Poznaniu to jedna z bardziej energetycznych imprez tego lata w Wielkopolsce. Wyczekany, bo ze zmienionym terminem koncert, do tego właściwie podwójny – usatysfakcjonował fanów. Na pierwszy ogień „Duch oporu”. Czyli zespół dwóch niesamowitych osobowości. Muzyczny geniusz Radexa w połączeniu z finezją i celnością słowa Bisza po prostu eksplodował. Pierwszego kawałka publiczność wysłuchała na krzesełkach i leżakach, po krótkiej namowie Bisza praktycznie wszyscy jednak znaleźli się pod sceną. Siłą koncertu oprócz dynamicznych kompozycji i przeważającej zabawy słowem i dźwiękiem było flow pomiędzy Radexem, a Biszem. Publika nie miała przez chwilę wątpliwości, że artyści uwielbiają ze sobą grać. Koncert jest grą pomiędzy nimi, a jednak to gra, w której obaj się niezwykle lubią i szanują i co podkreślił Radex zaskakują się nieustannie Przelot myśli, spojrzenia, uśmiechy – ta atmosfera przeniosła się ze sceny przed nią. Radość grania stała się radością słuchania.

Nie tylko przy hiciorach począwszy od „Duch oporu”, przez Lascaux do zaśpiewania kołysankowo z chórami publiki – Potlacz dziedziniec tryskał energią. Lekkość z jaką Bisz wyśpiewywał swoje, niekiedy zbliżone do wersów Łony (w częściach zabawnych) acz nie łonowe, zwrotki i co trzeba oddać fantastyczne proporcje w nagłośnieniu sprawiały, że każda gra słów siadała i zapadała w pamięć. To była ogromna radość słuchania i oglądania artystów, którzy nawet przekazując istotne treści i piosenki „o czymś”, nie tracą poczucia humoru. Nawet jeśli to czasem czarny albo wprost „Wilczy Humor”. Jeśli ze sceny może dziś płynąć dobro, to właśnie tak warto podsumować ten koncert: to był dobry koncert, przy czym „dobry” nie wyznacza tu jedynie jakości, a „to” co płynęło ze sceny.

Kiedy między utworami pojawiały się te o niezwykle ważnych treściach, Radex i Bisz nie bali się prostego, czytelnego komentarza. Tekst ważny i dobrze przyjęty o sprzeciwie przeciwko przemocy w rodzinie, o nie byciu obojętnym – który bez ceregieli podał Radex nie rozbił energii ani radości samego spotkania – koncertu, a jednak niczego nie zawoalował. Bisz kilkukrotnie wspominał o wsparciu dla Ukrainy i sytuacji na wojnie, niezwykle nośny utwór Potlacz poprzedziła dedykacja środkowego palca Moskwie i Putinowi. Sporo kawałków porusza się w tematach pewnego zapętlenia światem cyfrowym. Skojarzenia i porównania bywają rzecz jasna przypadkowe, a jednak Bisz w duecie z Radexem potrafi zachować lekkość wspomnianego już Łony z wagą treści ostatnich kawałków Fisza. Przy czym nie ma moralizatorskich zapędów Bartka Waglewskiego.

Rzecz jasna stwierdzenie, że Bisz jest w tym swoim “zacieszu z namysłem” edukatorem byłoby podejściem zerojedynkowym. Choć, spotkany przez ekipę Popcentrali młody chłopak, który przyjechał na koncert ze Śląska nie ukrywał, że teksty duetu kształtują jego osobowość.
W tym co robi Bisz uważny słuchacz wychwyci nurt Brdy i ten jaśniejszy niż Variete czy Ur Jorge bydgoski sound. Mix z muzycznymi fascynacjami Radka Łukasiewicza daje coś co jak sam Bisz podkreśla wymyka się każdej próbie klasyfikacji gatunkowej. Przeloty muzyczne Radexa to niezwykle szeroka przestrzeń. Od Pustek, przez Buldog do niesamowitego projektu Polskie Znaki przekładają się na koncerty Bisz/Radex tworząc mozaikę dźwięków. Gitara, bas i wokal Łukasiewicza i podobna wrażliwość “teksciarska” nie tylko pomagają – jak to się stało w Poznaniu, budować spójną całość, ale też niejednokrotnie rozbijają hermetyczność – kompozycje zagrane na koncercie rzadko przypominały sztancę: zwrotka – refren. A no i Radex przypomniał swoje korzenie w „Kości”. Wizja kolejnego koncertu Bisza w tym samym dniu w zestawie Bisz/Kosa być może sprawiła, że ten występ nie marnował czasu muzyków, ani publiki. Zwarty niezwykle skondensowany set w przestrzeni dziedzińca wsparł tym razem na bębnach Michał Jastrzębski. Finezja perkusji Lao Che zamieniła się w niezwykle motoryczny metronom. Dopełnienie? Pamiętajmy jednak, że przy zmianie zdania na stronę bierną to dopełnienie staje się podmiotem.

Po krótkiej przerwie i zmianach personalnych na scenie kompletnie zmienił się klimat na dziedzińcu. Kosa – fizyk z kosmosu i Bydgoszczy do tego niezwykle intrygująca gitarzystka Monika Fortuniak. To ekipa materiału Blady Król. Niemal nowo falowy klimat, dziedziniec, a raczej scena spowita dymem – tak rozpoczął się drugi koncert tego dnia. Zupełnie inne energie i inna liryka. Nie można jednak mówić o zmianie jakości. Trochę jakby slow, a raczej „sami sad boy” Bisz zastąpił energetyczną bombę z poprzedniego seta.

Gdyby próbować przełożyć brzmienia 4AD na współczesność to pewnie translacja przeniosłaby nas właśnie do miasta rzecznego portu. Być może nieprzypadkowe były podczas tego koncertu czytelne echa brzmień Madżonga Studio a i gdzieś w tle Variete.
Bębny ponownie totalnie w metrum z mocą. Inna energia koncertu już od “Zapadam w pamięć” czytelne było przeniesienie emocji przez Bisza. Niesamowity speed i uzewnętrznienie z „Ducha oporu” zastąpiły głębsze emocje. Tu nie było czarowania intelektem, a opowieść sobą. Taki nieco melancholijny set z dobrze ustawioną dramaturgią, z momentami wokalu Moniki Formaniuk utrzymał publiczność w zainteresowaniu. To był inny koncert, mniej wybijały się poszczególne utwory: „Jak dziecko”, „Blady Król”, „Tracić”… Sam klimat koncertu pokazał zwartą strukturę materiału. W Poznaniu program „Blady Król” brzmiał jak swobodna suita, albo specyficzny koncept album.
Niewątpliwie tym razem wszystko pykło. Była chemia na scenie i ta może trudniejsza do utrzymania, ta między muzykami i publiką.
PS. Dla oddania prawdy – niestety piszącemu dane było wysłuchać tylko części seta Bisz/Kosa. Pociągi nie uwzględniają godzin koncertów.
#Tagi
- Radex | Kosa | Centrum Kultury Zamek | Bisz