Skip to main content

I do „diaska” przestańcie już trzymać kciuki

O Latarni bez pirdulajdum glajdum

 |  Jarek Mikołajczyk  | 

Różnica w rozmowie słyszalna od razu, efektowna – oby też była efektywna. Chcemy wiedzieć: Czy mamy Wasze Tak dla Latarni? Takim pytaniem zadanym przez Alex Freiheit można by podsumować czwartkowe konsultacje, które odbyły tuż po świetnym oprowadzaniu po Cierpięgach przez Aleksandra Ola Karwowskiego — dziennikarza i regionalistę i Bogdana Bentyna: gnieźnieńską osobowość i osobliwość zarazem. Oprowadzaniu i Cierpięgom poświęcimy odrębny artykuł.

Dziś o rzeczy, sprawie, która zadziewa się od 7 lat. Ci, którzy nie byli tu nigdy „wiedzą najlepiej” znaczy wiedzą czasem, że sodomia z gomorią. Bo jedyne bezinteresowne uczucie to zawiść, jak mawiają niektórzy. Tak wielu by chciało, by mogło, by było robiło lepiej, „czemu znowu Latarnia”? No bo przecież jakbyśmy tylko przestali ciskać pilota na kanapie to wszystkich byśmy zadziwili…

“Zawiść jest religią przeciętniaków. Umacnia ich, łagodzi gryzące niepokoje, a wreszcie pożera duszę i pozwala usprawiedliwiać nikczemność i zazdrość do tego stopnia, iż zaczynają je uważać za cnoty, przekonani że bramy raju staną otworem tylko przed takimi jak oni – kreatury, po których zostają jedynie żałosne próby pomniejszania zasług innych i wykluczenia albo, jeśli to możliwe, zniszczenia tych, którzy samym swoim istnieniem i byciem tym, kim są, obnażają ubóstwo ich ducha, umysłu i charakteru. Błogosławiony ten, którego obszczekują kretyni, bo nie do nich należeć będzie jego dusza”

Carlos Ruiz Zafón

Na szczęście już coraz rzadziej ryczy jakiś kanapowy lew, bo i coraz większe poparcie dla Latarni zarówno sąsiadów z Cierpięg jak innych środowisk. Bo zapracowała sobie „Latarnia” na to akuratną robotą a nie biadoleniem.  

Rzeczywistość jest taka, czy to się komuś podoba czy nie: Latarnia na Wenei jest jednym z tych miejsc w Wielkopolsce, w których kultura dzieje się oddolnie. Gdzie króluje wolność, gdzie nie ma etatyzmu. Sam pomysł otwarcia czegoś, co można nazwać „letnim domem kultury” oraz jego społeczna administracja nie jest w świecie niczym nowym. Zdecydowanie jednak to niezwykle ważna, jeśli nie najważniejsza od lat inicjatywa kulturotwórcza w Gnieźnie. Być może Ośla Ławka w swojej sprawczości jest porównywalna ze Stowarzyszeniem Fantasmagoria, choć to inny wymiar kulturowy bo i społeczny. Rzecz jasna mamy w Miasteczku świetnie zrewitalizowany Miejski Ośrodek Kultury i działa sprawnie, a jednak nie jest miejscem „swoim” czy „swojskim”. Równie świetnie zrewitalizowany choć nieco mało wykorzystany Stary Ratusz. Jest środowisko Fali czy Pere Lechaise – na mniejszą skalę ważne. Tu jednak są i Ludzie i Miejsce.

7 lat latarni potwierdza jednak, że nie ma tu mowy o opozycji — to jest po prostu możliwość wyboru, której przed powstaniem Latarni nie było. Są ludzie, którzy w instytucjach czują się świetnie, są jednak i tacy, dla których jest w nich sztywno i za ciasno. Nie jest to w żadnej mierze zarzut. Tak po prostu jest.

Metaforycznie można powiedzieć, że są tacy odbiorcy kultury, których „szanowni państwo” używane podczas prowadzenia rani uszy. Potrzebują tego by organizator czy prowadzący był bardziej bezpośredni. Kiedy: Alex, Buri czy Paweł Bąkowski mówią do nas „kochani” lub podobnie czujemy się po prostu bezpiecznie. Niestety, kiedy na taką formę zaczynają przechodzić szefowie instytucji, to z zasady wychodzi im suchar „bracia i siostry, chociaż nie rodzina” czyli pacyfa i ryngraf na zmianę, co wielu niestety przeszkadza.

Oczywiście i dzięki Bogu nie zawsze. Obecny na konsultacjach Bogdan Bentyn zauważył istotę mówiąc: „Ja Wam ufam”. To ja wam ufam nie jest pojedyncze. W tym chórze jest siła.

Nie jest też tak, że w MOK-u czy eSTeDe nie ma ludzi, którym ufamy. Mamy jednak doświadczenie upolityczniania takich instytucji jak MOK czy Centrum Kultury eSTeDe. Nawet jeśli nie jest to tak wprost, uzależnianie polityczne jak za kadencji PiS w powiecie gnieźnieńskim, uzależniono wspomniane eSTeDe, jest to, chociażby czytelna zależność od organu prowadzącego, którym jest ten czy inny urząd samorządu lokalnego.

Latarnia — Tak. Jest miejsce dla obu form narracji i fleksji jest miejsce dla instytucji i dla „naszych miejsc” – czyli choćby Latarni.

Jest miejsce na koncerty z klasyką na dziedzińcu Ratusza i to świetnie robi MOK, ale też na Jarzmo czy Alamedę. Tego akurat MOK — nie robi i nie zrobi. Chyba że z JazzGrą to i tak AKKC. Świetne, a jednak z tej planety. Za to MOK ogarnie Koronację, a Latarnia – nie.

To, co pewnie decyduje o “naszości” Latarni, to, to że tu jeśli nawet pojawią się włodarze, to czujemy, że są naszymi i Latarni gośćmi, nie pobrylują sobie jak na swoim.

Radni, jeśli tu są to dlatego, że zawsze byli. Ci, których interesuje kapitał polityczny, nie przyjdą, bo nikt ich tu, nie powita, nie pokadzi i nie stanie na baczność.

Jak będzie z Latarnią?

„Tego jeszcze nie wie nikt”.

Alex i Buri przedstawili sytuację i to, że na razie teren podwórka na 3 lata bezpieczny. Wiemy też, że ważnym byłoby pozyskać towarzyszący podwórku budynek. Przedstawiciele Latarni pokazali kilka przykładów podobnych miejsc kultury w Polsce i nie tylko. Zgromadzeni podczas części konsultacyjnej, przede wszystkim mówili o znaczeniu i potrzebie tego miejsca. Byli między innymi goście z Wągrowca, podkreślający, że i dla nich Latarnia jest jednym z ważniejszych miejsc, że nie kojarzą Gniezna z katedrą, ale z Latarnią.

Pojawiały się głosy poparcia dla wizji przejęcia budynku. Jak zapewniał Piotr Buratyński, to nie zmieniłoby pewnej spontaniczności miejsca. – Rzecz nie w tym, żebyśmy tu chcieli wszystko zrobić pod sznurek, raczej wykorzystać naturalne walory tego budynku, praktycznie gotową scenę — mówił Buratyński. Alex Freiheit mówiła jednak o punkcie krytycznym, o tym, że w miesiącach letnich nie ma już praktycznie przestrzeni czasowej, by zorganizować coś jeszcze. Zarówno pomysłów członków OŁ, jak i propozycji artystów jest ogrom. – Doszliśmy do ściany — mówiła Alex.

Zarówno potencjał ludzki, jak i potencjał miejsca narzucają rozwój tak ważnej kulturowo opcji, jaką jest Latarnia na Wenei. Zaniechanie byłoby marnowaniem kapitału ludzkiego, ten raz zmarnowany bywa stracony bezpowrotnie.

Trudno było uniknąć pytania, co jeśli niestety ekspertyza budynku wykluczy go z użytkowania. Ktoś z uczestników zapytał, czy w grę wchodzi jakiś inny budynek w Gnieźnie. Po krótkiej dyskusji przyznano raczej, że szukanie innej lokalizacji to ostateczność, której woleliby uniknąć zarówno twórcy Latarni, czyli Stowarzyszenie Ośla Ławka, jak i uczestnicy wydarzeń. Okazało się, że zmiana lokalizacji również w wizji obecnego podczas konsultacji Łukasza Mucioka z-cy Prezydenta nie jest rozwiązaniem pierwszego wyboru. – Jesteśmy bardzo na Tak dla Latarni i wszystkich działań, jakie podejmuje Stowarzyszenie. Mogę to powiedzieć nie tylko w swoim imieniu, ale i prezydenta Michała Powałowskiego, jesteśmy za Wami na 300 procent. Realizujecie wiele działań, które powinno realizować miasto, ale ich nie zrealizuje ani ono, ani jego instytucje z wielu przyczyn w tym proceduralnych. Muszę jednak tez powiedzieć jasno i uczciwie, że właśnie dlatego, że chcemy, żebyście tu byli zleciliśmy ekspertyzę budynku. Niestety, jeśli, nie przyszedłem tu opowiadać niestworzonych obietnic. Dopiero ekspertryza da odpowiedź, czy można remontować obiekt, ale jeśli tak – ile to może kosztować. Jeśli stan budynku pozwoli na adaptację, to oczywiście chcemy by ten budynek, był w zarzadzaniu Latarni. Jeśli jednak te nakłady będą duże, miasta przy jego obecnej sytuacji finansowej nie będzie na to stać i tu też chcę to powiedzieć uczciwie — mówił prezydent Muciok.

Ze swej strony nasz naczelny i przewodniczący Komisji Kultury, Promocji i Turystyki podkreślał, że potwierdzeniem tego, że Miasto chce Latarni, musi być ujęcie jej w Strategii Kultury Miasta Gniezna. – Jestem przekonany, że Latarnia jest w tym dokumencie, nie chce jednak przekłamać. Jedno jest pewne, jeśli nie byłoby jej, to dokładnie znaczyłoby, że nie powiedzieliśmy Latarni: Tak. A to miejsce musi być jednym z priorytetów dokumentu. Ta obecność to nie tylko zaliczenie Latarni do jednego z ważnych punktów kultury Miasta, ale też dodatkowe punkty w wielu konkursach grantowych. A Latarnia potrafi w projekty, więc warto i trzeba pomóc — mówiłem. – Tak oczywiście Latarnia jest w dokumencie — odpowiedział Wiktor Koliński wicedyrektor wydziału kultury UM. Zachęcił także by ludzie kultury i Latarniary i Latarnicy wzięli udział w konsultacjach dokumentu, dopisując uwagi. Alex podkreślała, że sam fakt, że ten dokument powstaje i jest sygnałem zmian.

Te zauważalne zmiany takie jak obecność i rzeczowe wypowiedzi z-cy prezydenta, czy powstawanie strategii dla kultury, zapewne bardziej cieszyłyby gdyby olbrzymia dziura w budżecie miasta nie była hamulcem. Jest jednak ważne, że ludzie Latarni ze swoim stanięciem pod ścianą nie zostali olani.

Co dalej? Czekanie na ekspertyzę budynku, nieskładanie broni, kolejną okazję do konsultacji i rozmowy wskazał piszący te słowa Mixer podczas wrześniowego posiedzenia Komisji Promocji, Kultury i Turystyki, które odbędzie się na Latarni. Wsparcie dla latarni, jej klimat i otwartość pokazują, że Gniezno uczy się w społeczeństwo obywatelskie. 

Pomysł Latarni na Wenei w innym miejscu jest na miarę Kreuzbergu nie na Kreuzbergu czy Camden nie na Camden. Tymczasem niepowtarzalność Kreuzberga to mikroklimat to słodko duszny zapach Landwehrkanal. Nieodzowny jak pokwitanie Wenei by rodził się zaczyn kulturowy. Camden to stan umysłu i wolność ludzi. Latarnia świeci genialnym pomysłem Kuby Dzionka, wolnością otwartych głów: Alex, Buriego, Jachimczyk, Ziutka, Bąkola, Walerego, Dagi,  Krzyśka, Marii z Zielnej, młodzieży , której nie umiem wymienić z imienia – przepraszam, ale nie jestem mam nadzieje gnojem jak “Grzegorz jak mu tam ten na eR”, po prostu słabość mam taką.  Czas więc obserwować ale i wspierać. Brak Latarni na Wenei byłby cofnięciem Gniezna na mapie kulturowej do czasów sprzed 67, Bistra u Hrabiego i Młyna. Tak wielu prze-świadczonych, że zrobiłoby lepiej, że więcej, że w kulturze mniej dziwnej. Nawet ja pewnie mógłbym lepiej. Mogłoby, mógłbym, mogliby – ale nikt im, nam mnie nie broni i co? I zdupiesiałe to towarzystwo wzajemnego dołowania, co to nawet już nie chce się samo adorować, a na Latarni, światło, moc, energia i ludzie. Tak myślę.” (Jarek Mixer Mikołajczyk)

Może czas wyrzucić tego pilota, tę flaszkę i zapytać: jak mogę Wam pomóc?. Zbiórka, Patronite – to też opcje. Trzymanie kciuków nic nie daje to już wiemy po ostatnim Euro. Tu potrzeba rąk całych w działaniu. Od Waszych/naszych trzymanych kciuków nic się: nie wydarzy, nie zasieje i nie urośnie – chyba, że odciski.

Oczywiście nie tylko Latarnia, ale to akurat jest o Tym.

Przed nami na razie kolejne lipcowe i sierpniowe wydarzenia.

Jarek Mixer Mikołajczyk tekst i foto

Jarek Mikołajczyk
Jarek Mikołajczyk