Skip to main content

Koncert zespołu Hunter w poznańskim Klubie Tama

Nieustająco mroczny i prawdziwy urok Huntera

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

Istnieją takie kapele, które nie muszą uprawiać muzycznej hochsztaplerki, koncertu życzeń ani miłości do coverów, żeby cieszyć się uwagą publiczności. Ba, jeśli grają swoje największe przeboje lub sięgają po dzieła innych twórców, to zawsze na własnych zasadach. Tak jak to zrobił Hunter podczas swego niesamowitego występu w poznańskiej Tamie.

Hunter to heavy metalowy zespół, który powstał w 1985 roku, ale szerszy rozgłos przyniosła mu dopiero wydana w 2003 płyta „Medeis”, której dwudziestolecie było po trosze świętowane w czasie koncertu. Po trosze, bo ostatecznie wykon okazał się przeglądem hunterowego dorobku, gdzie pewny był głównie antywojenny przekaz i niegasnąca charyzma muzyków. Począwszy od wokalisty, gitarzysty i lidera Pawła „Draka” Grzegorczyka, poprzez wspierającego go wokalnie i gitarowo Piotra „Pita” Kędzierzawskiego, występującego także z powodzeniem solo skrzypka Michała „Jelonka” Jelonka oraz basistę Konrada „Saimona” Karchuta, a skończywszy na perkusiście Dariuszu „Darayu” Brzozowskim i grającym na perkusjonaliach byłym policjancie Arkadiuszu „Letkim” Letkiewiczu, który do dziś lubi przebierać się w mundur.

Artyści swój występ zaczęli więc od drugiego utworu z albumu „Medeis”, czyli emanującej podniosłym klimatem „Fantasmagorii”, której tematem jest kult pieniądza obecny w niejednej piosence kapeli. Dlatego pewnie trudno było traktować ją jako zapowiedź tego co usłyszeliśmy podczas bisów, ale o tym później. Dynamiczne i anglojęzyczne „Mirror of war”, to niestety pomimo słusznego przekazu zdecydowanie najsłabsza kompozycja, przywodząca na myśl czasy, gdy Hunter bardziej naśladował Metallicę niż poszukiwał swojego stylu. Ciekawiej za to zrobiło się przy kolejnych, polskich utworach z „Medeis”, gdy do głosu dochodzi niepokojący mrok w tekstach Draka i jeszcze bardziej słychać jak ważna jest pełna mięcha moc gitar, mimo że na hunterowym pokładzie był już Jelonek.

Jednak o wiele lepiej wybrzmiały kawałki z kolejnych płyt grupy jak „Dura lex sed lex” i „Dwie siekiery” czy wreszcie „Imperium uboju” i „Niewolność”. I trudno rozstrzygać czy to „Medeis”, poza jednym wyjątkiem, o którym na końcu, nie wytrzymuje próby czasu czy może to wynik stylistycznego rozwoju zespołu. Każdy późniejszy utwór to bowiem bardziej rozbudowana forma z obecnymi już skrzypcami czy wielobarwną, choć mroczną intensywnością gitar i basu, oraz nadającymi tempo i głębię dźwięków perkusjonaliami, a także fantastycznie melancholijnym, mocnym i czystym jednocześnie wokalem Draka.

Warto dodać, że nie byłoby oczywiście pochodzącego ze Szczytna składu, gdyby nie zaangażowane społecznie i etycznie teksty, które od lat wybrzmiewają w bardziej lub mniej zawoalowany sposób. Tak dzieje się, kiedy słuchamy boleśnie przejmującego „Imperium uboju”, które powstało w czasach (2013 rok), gdy normą w debacie na temat praw zwierząt hodowlanych był dylemat dotyczący ich zabijania, a wegetarianizm, nie mówiąc już o weganizmie, to była jakaś niszowa fanaberia czy jak pisał jeden z recenzentów – wynaturzenie… Albo kiedy mierzymy się z potężnym oskarżeniem władzy, która zamiast reprezentacji i służby, wybiera oderwany od ludzi egoizm i nienawiść do każdego kto odważy się ją skrytykować. O tym, jakże to aktualne w każdych czasach, chyba nie trzeba przypominać, podobnie jak o zagranej już na bis „Ripoście drugoklasisty”, która niczym otwierająca koncert „Fantasmagoria”, traktowała o niszczącej sile chciwości i pieniądza oraz poprzedzona została okrutnie trafnym zapytaniem podważającym bierność wobec nierówności społecznych.

Tyle, że najpełniejszy wyraz hunterowej etyki otrzymaliśmy podczas wspomnianego wyjątku z „Medeis”, czyli jednego z antywojennych i większych przebojów zespołu pt. „Kiedy umieram”. Ten kawałek bowiem Drak wykonał po ukraińsku jako wyraz solidarności z walczącą z rosyjskim najeźdźcą Ukrainą, co stało się pięknym dopełnieniem koncertów na trasie nie bez powodu nazwanej Fuck the War Tour 2023. Choć w tym przypadku trzeba też odesłać do „okolicznościowego” klipu do tego utworu, gdzie obok Grzegorczyka pojawia się m.in. pochodząca z Ukrainy Natalia Sycz i która gości również na niektórych występach na żywo.

Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak

#Tagi