Skip to main content

Ostatnie nagrania Kelnera

Nie cierpiące zwłoki. Mało starców na ulicach. Szkic recenzencki

 |  Jarek Mikołajczyk  | 

Dehumanized punk? Czymkolwiek jest, więcej mówi o człowieku i pełen jest tęsknoty za człowiekiem. Element gry słownej w nazwie projektu, wbrew pozorom bardzo ludzka ta gra i bardzo o człowieku. Podwójne dno nazwy, to już gilotyna losu, a jednak ciarki na plecach.   

Nie mam pewności, kto tę nazwę wymyślił, jest bardzo Kelnerowa. Grzegorz Wróblewski, autor tekstów też miewa przeklęty język. Powiedzmy też na starcie – Agnieszka Wosińska – totalnie teatralna aktorka – prywatnie nie jest siostrzyczką z Klanu.   

To prawie całe Nie cierpiące zwłoki. Prawie, bo przecież jeszcze ta perkusyjno-klawiszowa, robotyczna, szybka i punktualna maszyna, którą jest Krzysztof “Siwy” Bentkowski wydaje się nuklearnym silnikiem rakietowym. Piękne odczłowieczone rytmy i klawisze, by trafiały za każdym uderzeniem w cel nie muszą być Nową Aleksandrią. Bębniarz grindcore’owej Antigmy i duetu  KABUKO, robi tu porządna robotę. Automatyzm nie wyklucza transu, jest go tu niezwykle dużo. Nie cierpiące zwłoki to totalna odpowiedź na wszelkie hiperromantyczne “alternatywne” granie i wszech ładną songwriter’kę. Żyjemy w czasach gdy uczłowieczamy, wydelikatniamy wszystko, nawet rap leci na autotune. Niewolnicy nowych zerojedynkowych technologii, tacy piękni chcemy być i dobroduszni. Zostawmy tanią empatię. Tej tu nie ma – jest obserwacja rzeczywistości. 

Gęsty tekst. Już od Podnosić zysk. Trudno pisać o płycie, kiedy się wie, że to materiał na płytę, bo chyba jeszcze nie płyta. Może jednak ten kurz, brud a raczej po prostu chropawość są siłą. Czy to przez obecność Nie cierpiącego (już) Pawła skojarzenia płyną ku podobnie energetycznemu, szorstkiemu duetowi z Afą? Max & Kelner był inny, mniej automatyczny, bardziej kosmiczny mocno dubowy. Techno Terror nie był tak robotyczny jak Żniwiarz czy Poranna toaleta mężczyzny w średnim wieku

Zaangażowanie tekstu i muzyka jakby z przeciwległego bieguna emocji, to świetny zabieg. Elektroniczno rytmiczna kawalkada przypomina energię Atari Teenage Riot i polskiego Rozkrocku. Lirycznie to jednak zupełnie inna bajka. Wydaje się, że to transowe śpiewanie, momentami melorecytowanie przez Pawła Kelnera Rozwadowskiego i Agnieszkę Wosińską obroniło poezję Wróblewskiego przed krindżem protest songu. I dobrze, bo te teksty mają moc. Rzecz jasna Podnosić zysk mógłby być zarówno staropunkowym kombatanckim krzykiem, ale i neotbeatnickim śpiewem w klimacie SIKSY. 

Podnosić Zysk

Podnosić Zysk!

Ekonomia panowania

Mieć kontrolę nad głowami

Nad człowiekiem i szczurami

Wojna ssaków z bankierami

Monopole transformacje

Opór kryzys zakłamanie

Zupełnie inny wokal Kelnera niż w Deuterze, jest też inaczej niż Max i Kelner, daleko od Izraela. Rozwadowski pokazuje pewien rodzaj ekspresji, której nie odsłaniał wcześniej, a jednak jest to nadal ta sama wrażliwość. Rytmiczne podawanie tekstu przez Kelnera z wysokimi dośpiewami (Wosińska) i ten krzyk Strzelaj! Strzelaj! Prosta motoryka bębnów i elektroniki miażdży transem, walec rozpędza się do maximum – neurotyczny finał utworu. 

Błyskawicznie wchodzi Schyłek 1 Schyłek 2 tu puls jak przy funkowym basie. Inny rodzaj transu. Tym razem niemal recytacja na biało bez zabawy w interpretację tekstu. Boska litania, atakuje jak wszechobecny medialny i nie tylko medialny zlepek, szum opinii, haseł sprzecznych z sobą.

“Żyjesz bez Boga, bo nie ma tu Boga, zabrali nam Boga, płynie krew Boga. Wszystko przez Boga bo nie ma tu Boga, czy widział ktoś Boga? Módl się do Boga, groźnego Boga, zabili nam Boga, nie wierzysz w Boga, zwróćcie nam Boga! Żądam tu Boga! zdradziłem Boga. Czy widział ktoś Boga? Boga otruli, bo nie ma już Boga. Zabrali nam Boga. Mówię do Boga, potrzeba nam Boga…” 

Nie ma tu antyteizmu i zacietrzewienia. Dylemat a może życie pod presją, wcale nie presją Boga, raczej presją nieustannego odmieniania, nakłaniania…Bardzo mocny, fragment płyty. Ja wierzę w Boga i żądam tu Boga, płynie krew Boga…

No i Żniwiarz bardzo Rozkrockowa motoryka, punkowo idą bębny ale elektroniczny trans z siłą niektórych kawałków ATR. Jestem zmartwieniem dla władz, a nie odwrotnie! Niezła rzeźnia rytmu, i tekstowo sporo mięcha. Bieda jest matką rewolucji i zbrodni. I ta prawda, głębsza niż obecne „tu i teraz”, szersze niż kraj nad Wisłą. Nie ma dosłowności. Niesamowicie energetyczny, specyficzny refren: Przerażają mnie pokrojone arbuzy! Świetnie tu pracuje Rozwadowski głosem. Zgodnie z tekstem “każdego oponenta czeka tu darmowy roller coaster. Jak to mawia Maken – nikt tu nie bierze jeńców. Rytmiczny noise. 

No i przedostatni kawałek pełna mocy napierdalanka. Trans, miażdżenie walcem. Poranna toaleta mężczyzny w średnim wieku. Te dylematy wątpliwości przed wyruszeniem w drogę i natłok myśli i wiar. Dziurawią głowę, kiedy nałożymy nieuniknione myśli o tym, że przecież Paweł “ruszył w drogę” tak naprawdę jako mężczyzna w średnim wieku. Kawałek z tym punkowym: wiara, wiara, wiara! 

“Wiara w bursztyn, 

w oczy perskiego kota

w pierwsze przebiśniegi

w mężczyzn, którzy głoszą nadejście

w towarzystwo poszukiwań

w piramidy

w życie po śmierci”

Poezja Wróblewskiego nie pierwszy raz ma charakter performatywny, nie pierwszy raz też uderza w połączeniu z muzyką. Te zmagania Wróblewskiego ze słowem i muzyką wydają się w wykonaniu Nie cierpiących zwłok niezwykle nośne. Nie ma tu tymczasowości slamowej, a jednak niezwykle dzisiejsze, młode te wersy blisko 60 – letniego obserwatora. Poezja Wróblewskiego dość synkretyczna, rozdarta – jest bardzo spójne dzisiejsza. 

Mało starców na ulicach Kopenhagi. Bolesna, a jednak pozbawiona oceny i egzegezy obserwacja rzeczywistości skandynawskiej. Oczywiście wycinek tego co autor tekstu mieszkając w Kopenhadze widzi na co dzień. Paradoksalnie w formie najlżejszy utwór. Trochę synth popowe disco, w które wplata się Agnieszka Wościńska. Pozornie beznamiętna pozbawiona empatii i emocji recytacja, jakby opis czegoś zupełnie naturalnego, recytacja komunikuje fakt, że starcy pozamykani są w pensjonatach, domach opieki, umierają z dala od świata ludzi zdrowych, z dala od ludzi mobilnych, produkujących…

Wszystko to jakbyśmy się dobrze bawili podrygując do archaicznie depeszowych klawiszy, albo nawet do Sweet dreams. Tyle, że opowieść Wosińskiej nie ma wiele wspólnego z tym o czym śpiewa Annie Lennox. Starcy, których mało na ulicach Kopenhagi piją kawę Gevalie i wytrwale graja w warcaby. Nikt nie umiera tu na ulicy. Śmierć jest tematem tabu.

Trudno słuchając tej pieśni w wykonaniu Agnieszki Wosińskiej nie odnosić do tego co stało się dodanym przez życie wymiarem. Nie można nie myśleć o kuchni, którą zdążył jeszcze Kelner wyremontować, o szczęściu z towarzyszką ostatnich lat, o kolekcji płyt Rozwadowskiego…

Pomijając ten skurcz i ciepłe myśli w sercu, myśli o duszy w podróży i marzycielu to niezwykle szczera, wolna od kalkulacji płyta. Prosta, choć trudno zważywszy na niektóre tempa, powiedzieć, że ascetyczna. Nowocześnie szamańska, pierwotna w potrzebie i przekazie. Nie ma tu też wrażenia służebności ani tekstu, ani muzyki. Całość – spójna i może przez to, że krótka tak bardzo wydaje się dynamiczna. Słychać fazę poszukiwań, to też jest siłą krążka. 

Nagranie z próby w 2019 roku. Wydane w nakładzie 300 egzemplarzy. Mastering: Mariusz Maniok Kumala. Okładka Karola Zielińska. 

Jarek Mixer Mikołajczyk

Jarek Mikołajczyk
Jarek Mikołajczyk