Miasteczko Arras doczekało się swojej mszy ekspiacyjnej. Książę Dawid z Utrechtu przybył, nim wszyscy rozpłynęli się w poczuciu winy, lub spłonęli na stosie niewinni. Miasteczko Gniezno doczekało się nabożnego świeckiego spotkania. “Msza za miasto Arras” stała się przyczynkiem monodramu Tomasza Kujawskiego.
Tekst jednego z ostatnich arcydzieł literatury polskiej wydawał się połowę publiczności poruszać i szokować, jakby odkrywany był po raz pierwszy. Zatrważające, nie jest zatrważające poruszenie, a raczej nieznajomość. Nie teraz jednak czas na zabawę w tani moralitet.
Tomasz Kujawski – to jeden z ostatnich wojowników licznego przed laty w Gnieźnie środowiska teatru niezależnego. Teatr ‘Wszelki wypadek”, którego początków moglibyśmy szukać jeszcze w działaniach Teatru Dramat i pokrewnego mu Kabaretu Żart to jedna z aktywności tego niesamowitego edukatora w obszarze kultury. Tym razem jednak zaprosił Tomasz Kujawski do Starego Ratusza na monodram: “Msza za miasto Arras”. Tekst Andrzeja Szczypiorskiego, chyba zresztą jedyny naprawdę istotny tego autora przemówił w określonych warunkach geopolitycznych szczególnie. Wojna na Ukrainie, to nie jedyna mimowolna asocjacja, nie trudno było nie odnieść wielu wątków do obecnej sytuacji w kraju i wszechobecnej manipulacji. Sama siła specyficznej spowiedzi Szczypiorskiego w Mszy za miasto Arras, zamyka się być może w tym, że sam był współpracownikiem Służb Bezpieczeństwa i inwigilował własnego ojca. Podobnie jak główny bohater Jan – pisarz opamiętał się po latach miotania, w latach 70. współtworzył opozycje intelektualną, w stanie wojennym został internowany za swoja działalność.
Tomasz Kujawski, nie o tym nam jednak opowiadał. Artysta potrafił wydobyć uniwersum z tekstu mimo wszystko dość ukierunkowanego na konkretna narrację problemu.
Żyd Celus – nie jest w monodramie stereotypowym winnym. Mimo znaczącej wierności tekstowi Kujawski potrafił wyzwolić tekst z asocjacji żydowskich. Celusem może być każdy – tym większy dramat, każdy może być winny zwłaszcza ten kto jest inny.
Zostawiając jednak treść i Szczypiorskiego.
Tomasz Kujawski zdecydował się na ascetyczną formę. Teatr tak naprawdę stał się raczej słuchowiskiem live. Aktorsko Kujawski zredukował siebie do minimum. Kilka wymownych gestów, moczenie ust w misce, mimo tego potrafił płynnie przechodzić z postaci w postać. Szczególnie różnicując Jana z Albertem. Specyficzna chrypka na gardle i nieco starsze reakcje podbijały ten potwornie zakręcony despotyzm w imię rzekomej miłości i wiary wielebnego Alberta. Nie przerysowując usłużności, bardzo delikatnie i z pewną czułością bez karykaturalnej tektury aktor przedstawił zarówno samego Celusa jak i posła gminy żydowskiej. Różnicując głos i dynamikę twarzy, sprawnie odgrywał tłum albo odgłosy z sali sądowej lub sesyjnej. W konwencji, którą przyjął wszystko było spójne, a co ważne nie było nic totalnie randomowego – czarne sukno pokrywające stół i pulpit, może nieco sztampowa świeczka, daleka na szczęście od wydźwięku tanich zaduszek. Miodowa kotara w tle rozbijała przestrzeń, na szczęście była ponad wzrokiem. Kostium natomiast uniwersalny a nieco sugestywny – w punkt.
Rozłożenie akcentów i oszczędna gra pełne skupienie Kujawskiego przyniosły efekt. Nakładając się na ciężki czas na Świecie i w kraju, i pewien zmierzch idei spektakl budził emocje, mógł poruszać aż do gęsiej skóry i dreszczy. Co niezwykle ważne skłonny do patosu Tomasz Kujawski oszczędził przerysowania. Brak emfazy pozwolił mu uratować niezwykłe, choć gorzkie poczucie humoru i celną diagnozę absurdu i uwikłania tak często zapominane – a ostre i celne u Szczypiorskiego.
Płaszczyzn odczytania monodramu na szczęście Kujawski pozostawił wiele, nie narzucając konkretnych skojarzeń.
Rzecz jasna szukanie demonów, winnych śmierci konia Gerwazego, nauka pokory przez rajców tak skrzętnie wyłuszczona posłańcowi Gminy Żydowskiej – przenoszą nas w stronę Warszawy, Brukseli, Budapesztu, a dziś pewnie przede wszystkim Moskwy…Jeśli jednak ktokolwiek uczestniczył choć raz w posiedzeniu: Wysokiej Rady, Najwyższego Miasteczka Królewskiego, Stolicy Pierwszej i Miasta Spoczynku Świętego Wojciecha, które dwukrotnie odwiedził “nasz papież” – obradującej paradoksalnie piętro niżej niż odbywał się spektakl wie dobrze które polskie miasto nazywa się Arras. Poza tym, że każde a Gniezno na Mapie Jest Jedno i trudno tu czekać księcia Dawida.
Podsumowując: Tomasz Kujawski pokazał niezwykle dojrzały spektakl, mało dynamiczny a mimo to magnetyzujący publiczność. Gdyby artysta dokonał drobnych skrótów i zamknął całość w godzinie, byłby to jeden z ważniejszych niezależnych spektakli gnieźnieńskich od dekady co najmniej.
Nie potrzeba platform, ciężarówek, tłumu uczniów zapędzonych do roboty na konto hiperalter artystów, nie potrzeba z Dąbrówki robić idiotycznego monstrum, jak to uczynił kiedyś w Gnieźnie zespół artystyczny z Poznania na życzenie byłego dyrektora Centrum Kultury i obecnego kuratora oświaty by zatrzymać widza i skłonić do refleksji.
Tomasz Kujawski zrobił to bardzo skutecznie w pojedynkę. Wbrew pozorom wspaniały tekst Szczypiorskiego nie jest samograjem. To był bardzo dobry wieczór w Ratuszu. Nie pierwszy raz Kujawski jak Jan z Gandawy przekazuje rzeczy istotne.
Jarek Mixer Mikołajczyk
zdj. Marta Pacak