Skip to main content

Recenzja płyty zespołu Zagrali i Poszli

Magia muzycznej Watahy

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

Piosenka drogi to bodaj najlepsze określenie tego co grają i śpiewają członkowie zespołu Zagrali i Poszli. Bo zawiera w sobie bogactwo brzmień oraz twórczą wizję i nie daje się zaszufladkować jako nie zawsze poważnie traktowana piosenka turystyczna, żeglarska, harcerska czy szanty. A najnowszy album „Wataha” jest tego najlepszym przykładem.

Zagrali i Poszli to gnieźnieńska kapela, która na scenie jest obecna od blisko 30 lat. Bardziej z pasji niż z jakiejś zawodowej kariery, więc pewnie dlatego nie ma na swym koncie worka płyt, choć na koncertach już „zjadła zęby”, a o jej klasie świadczą też liczne nagrody i wyróżnienia, by wymienić tylko dwie ostatnie, czyli Nagrodę Kulturalną Miasta Gniezna „Królik” z 2016 roku i nagrodę publiczności z Festiwalu Danielka w 2019. Zresztą kto ciekawy, niech zajrzy na stronę internetową zespołu i przekona się, że festiwalowe laury to jego domena, czyli oznacza to, że dobry jest na żywo. A jeśli już o występach mowa, to z kolei na rodzimym, bo gnieźnieńskim Festiwalu Dziedzictwa Kulturowego Fyrtel w październiku, Zagrali i Poszli świętowali właśnie 30-lecie istnienia, co uczcili może nieco przydługim z perspektywy siedzącej widowni, ale porywającym koncertem na gali w Teatrze im. Aleksandra Fredry oraz oczywiście premierą „Watahy”.

Jednak zanim bliżej przyjrzę się nowej płycie, warto też odnotować, że obecny skład formacji to Andrzej Janka (śpiew, ukulele, mandolina, saz), Arkadiusz Królak (banjo, gitara akustyczna), Artur Franczak (gitara elektryczna, cigar box guitar, mandolina, śpiew), Paweł Brylewski (bas, akordeon, śpiew), Andrzej Andrzejewski (skrzypce), Dariusz Jóźwiak (perkusja) i Piotr Szymczak (także perkusja) oraz dodatkowo ShyMoon (fretless, perkusja), Miłosz Dziurleja (akordeon, śpiew) i Mikołaj Woźniak (dudy). Co ważne, trzon grupy od lat się nie zmienia, a stanowi go przede wszystkim dwóch pierwszych członków ze wskazaniem na mającym „serce lidera” Andrzeja Jankę, choć i część pozostałych osób też zdaje się grać od lat. Jak zatem brzmi „Wataha”?

Wataha – pierwszy i od razu tytułowy utwór bez zbędnych ceregieli, wraz z wpadającą w ucho melodią, czyli w sam raz na promocyjny singiel. Kawałek, który porywa swoim rozbujanym rytmem banjo i akordeonu, czystym i ciepłym wokalem Andrzeja Janki oraz refrenem o uniwersalnym przekazie: „Ty i ja jak wilki dwa, wciąż nie możemy patrzeć na siebie. Ty i ja jak wilki dwa, a jednak ja nie mogę żyć bez ciebie”. Bo oprócz odniesienia do relacji międzyludzkich, może on też, jak zauważają muzycy, nawiązywać do tego jak traktujemy przyrodę…

Wojna chocimska – kompozycja oparta głównie na wspaniałym brzmieniu dud Mikołaja Woźniaka, ale też instrumencie strunowym saz na którym przygrywa Andrzej Janka! Szkockie klimaty? Nic bardziej mylnego, gdyż dudy w polskiej kulturze są również obecne od wieków, a do tytułowego utworu pasują jak ulał. Tym bardziej, że w wojnie chocimskiej walczył choćby Samuel Korecki, który był zapalonym dudziarzem. Natomiast saz to m.in. turecki instrument ludowy, więc jednak trochę egzotycznego kolorytu. I wreszcie tekst autorstwa Janki to słowny majstersztyk dzięki któremu łatwiej zapamiętać ten polsko-turecki konflikt z XVII wieku, niż z podręczników do historii.

Jak długo jeszcze – typowa piosenka drogi o żwawym i radosnym tempie, która ma zachęcać do wędrówki, gdzie nie straszna burza lub inna niepogoda, w przeciwieństwie do… przestojów. A poza tym bardzo dobrze zgrane wszystkie instrumenty strunowe. Ahoj przygodo!

Ojcze – obok „Watahy”, „Bezimiennego wędrowca i „Grenlandii”, bodaj najpiękniejszy kawałek na płycie, który buduje głównie klimatyczne banjo Arka Króla, momentami też przejmujące skrzypce Andrzeja Andrzejewskiego oraz skondensowany, ale jednocześnie pełen treści i emocji tekst. Bo jeśli szukacie okołofolkowej kompozycji, będącej wzruszającym i autentycznym hołdem dla rodzica, to „Ojcze” spełnia te wszystkie warunki. A humanistyczne przesłanie w refrenie to ta przysłowiowa wisienka na torcie.

Bezimienny wędrowiec – kolejny refleksyjny utwór pełen tęsknoty za minionym czasem i potrzebą akceptacji. Z tekstem Andrzeja Janki, który skojarzył mnie się z do dziś wywoływanym na koncertach hitem ZiP czyli „Balladą partyzancką”, zaś muzycznie to melodia zaczerpnięta z tradycyjnej amerykańskiej piosenki folkowej „Wayfaring stranger” śpiewanej przez takich artystów jak Jack White czy Johnny Cash. Co ważne, inspiracja całkiem udana i przejmująca jak oryginał.

Trawy Irlandii – tym razem skocznie i radośnie, choć znów z brzmieniowym zapożyczeniem, w tym przypadku głównego motywu z „If I Should Fall From Grace With God” The Pogues. Jednak treść już w pełni oryginalna, gdzie Bieszczady też mogą być jak Irlandia. No i ten nieskrępowany ponurą nutą akordeon Pawła Brylewskiego!

Syn Wielkiej Wody – znowu spokojniejsze, ale dla odmiany szantowe rytmy z podniosłym i sugestywnym refrenem „Płyń bracie płyń, Wielkiej Wody jesteś Syn”. Wszak morze to nieokiełznany i wciągający jednocześnie żywioł, a praca na statku nigdy do lekkich nie należała, stąd zagrzewająca do trudu wypraw pieśń. Ta w wykonaniu ZiP bliska klasycznej szancie z ckliwymi skrzypcami i chóralnym zaśpiewem także porusza.

Grenlandia – kolejna szanta, ale z tych bardziej dynamicznych i radosnych. Zresztą takie przeplatanie wolniejszych i szybszych melodii na całej płycie, to jeden z tych sprawdzonych sposobów, by krążek nie był nudny i monotonny. Poza tym „Grenlandia” jest jedynym z utworów zespołu, który powstał na zamówienie, a dokładnie stał się piosenką przewodnią alpinistyczno-żeglarskiej wyprawy na Grenlandię pn. „Ekstremalnie i wysoko”. Natomiast w wykonaniu gnieźnieńskich artystów to porywająca muzycznie i narracyjnie kompozycja, gdzie smaczku dodaje chóralny zaśpiew z humorystycznym tekstem o „siwiuteńkim bosmanie, co stado fiordów z ręki dokarmiał” oraz te językowe kalambury „jak z młodych łacha darł – łacha cha cha cha”.

Kraniec świata – buńczuczne przechwałki, a raczej zdystansowane i sympatyczne podejście do wszelkich przygód przeżywanych podczas dalekich podróży. A przede wszystkim chyba piękne przesłanie, że wędrówka nie ma służyć zyskom, tylko bezinteresownej chęci poznania ludzi i świata. Afirmacja ciekawego życia, którego nie da się kupić.

Król – według zapowiedzi artystów ten kawałek jest ponoć „nawiązaniem do problemów ekologii”, a w praktyce… faktycznie tym jest! Trochę jak w poprzednim utworze głównym tematem była pochwała atrakcyjnego życia, tak w przypadku „Króla”, jest nim zachwyt nad pięknem przyrody nad którą panuje człowiek i gdzie tylko od jego decyzji zależy czy będzie tak dalej. Całości dopełniają przejmujące skrzypce Andrzeja Andrzejewskiego w fantastycznym splocie z banjo Arka nomen omen Królaka.

Racula – wędrówka trwa dalej po górach, morzach czy pustyni albo z gitarą lub bez, aż do tytułowej Raculi, która zdaje się upragnioną przystanią dla wędrowca, a w rzeczywistości jest miejscowością pod Zieloną Górą z którą związany jest jeden z muzyków. I to do Raculi jak do przystani zjeżdżają przyjaciele, by „przegadać noc całą i popijać nie tylko wódkę białą”. Poza tym duży plus za akcent na rozmowy „o ważnych sprawach” w dzisiejszych czasach memów i wiecznych śmieszków ze wszystkiego wokół. Muzycznie „Racula” też „buja” aż miło, także dzięki wokalizom w refrenie.

Tęsknota – jeden ze starszych, bo prawie 30-letnich utworów na krążku. Widocznie bliski twórcom, skoro przetrwał próbę czasu. Poza tym jako nostalgiczny kawałek za wędrówką z poetyckimi frazami typu „bukowe lasy wstające wstrzymują płynący czas”, może uchodzić za modelową piosenkę drogi, mimo że podobne klimaty przeplatają się w większości kompozycji.

A gdy będzie ze mną źle – ostatni utwór na płycie z zaskakującym początkiem, czyli „strunową przygrywką” do pierwszych słów wypowiedzianych, a nie zaśpiewanych przez Andrzeja Jankę. Skoczna, ale już nie radosna rzecz o przemijaniu, gdy zdrowie nie pozwala na wyprawy, więc pozostają wspomnienia i piwne toasty z dawnymi kompanami lub po prostu bycie razem… Świetne i konsekwentne zwieńczenie „Watahy” podobnie jak wtórujący Andrzejowi Jance śpiew Miłosza Dziurlei.

Okładka – najlepsza! Zaprojektowana przez perkusistę ZiP Dariusza Jóźwiaka, w pełni oddaje charakter muzycznej zawartości na płycie. Przedstawiająca oczywiście pysk wilka, nawiązujący do jakiejś ludowej wycinanki, którą możemy dziś określić jako „etno folk”, a może bardziej do hipisowskiej bądź „włóczęgowskiej” stylistyki. Dodałabym wręcz, że to motyw z serii „must have” na koszulce, gdyby nie fakt, że… kapela zrobiła z nim ciuchy! Zatem niech żyje wolność, równość i przygoda!

Uwaga! Płytę można nabyć w Cafe@Bistro MISZMASZ, Rynek 5, Gniezno albo bezpośrednio u zespołu: zagraliiposzli@gmail.com lub tel. 693148200.

Fot. Paweł Bartkowiak

Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak

#Tagi