Skip to main content

Ludzie Dziekanki. Psychiatra od Motyli

Jedna z naszych stałych czytelniczek zwróciła ostatnio uwagę na to, że nie przyjrzeliśmy się bliżej popularnej gnieźnieńskiej „Dziekance”. Zaintrygował ją m.in. mieszkaniec popularnej Wizówki – Kazimierz Filip Wize. Dziś przypomnimy jego, jak i inne osobistości z „Dziekanki”. W dalszych artykułach poświęcimy także chwilę wybitnemu dyrektorowi Szpitala, dr Piotrowskiemu. Zanim jednak o nietuzinkowych postaciach, spójrzmy krótko na historię samego szpitala.

Dziekanka, część I historii

Historia szpitala „Dziekanka” zaczęła się 17 czerwca 1890 r., kiedy starosta krajowy w Poznaniu nabył owy majątek pod Gnieznem. Zakup ten miał na celu stworzenie na tym obszarze zakładu psychiatrycznego. Budowę rozpoczęto w październiku 1891 r., a po trzech latach, na przełomie września i października 1894 r., zakład rozpoczął działalność przyjmując pierwszych 25 chorych z Krajowego Zakładu Psychiatrycznego w Owińskach koło Poznania.

W momencie otwarcia liczył on 50 budynków, w tym 21 pawilonów szpitalnych, posiadając 640 łóżek. Początkowo przeznaczony był dla pacjentów z obszaru bydgoskiego oraz kilku powiatów poznańskich. W krótkim czasie liczba pacjentów systematycznie wzrastała – pod koniec 1895 r. było ich już 242, a w 1898 r. – 600. Przepełnienie szpitala próbowano zredukować wysyłając chorych do innych placówek psychiatrycznych.

Doktor Jakub Kayser był pierwszym dyrektorem i lekarzem naczelnym szpitala do 1919 r. Niewielka liczba lekarzy i wysoka rotacja personelu pielęgniarskiego były głównymi wyzwaniami. Metody leczenia były ograniczone – stosowano chemikalia oraz fizyczne metody obezwładniania, z czasem coraz częściej wprowadzając terapię zajęciową dla chorych.

Fot. Jeden z budynków mieszkalnych szpitala „Dziakanka” w Gnieźnie

W 1919 r. nowym dyrektorem został dr Aleksander Piotrowski. Mimo braku zniszczeń w czasie I wojny światowej, sytuacja finansowa i kadrowa była trudna. Działania Piotrowskiego skupiały się na poprawie warunków życia pacjentów, ograniczeniu metod obezwładniania oraz wprowadzeniu terapii zajęciowej.

Piotrowski podróżował i inspekcjonował szpitale psychiatryczne za granicą, w 1925 r. stwierdzając, że „Dziekanka” pod względem opieki nad chorymi była na wysokim poziomie. Wprowadził codzienne konferencje lekarskie, prowadził szkolenia personelu, prowadził redakcję popularnego czasopisma „Nowiny Psychiatryczne”, którą po jego śmierci w 1933 r., objął dr Oskar Bielawski.

Szpital rozwijał się naukowo i wydawał publikacje, skupiając się na zagadnieniach diagnostycznych schizofrenii i katatonii. Dużą rolę odegrała także bogata biblioteka lekarska Szpital prenumerował 52 czasopisma lekarskie, w tym 20 zagranicznych. Do tej bogatej historii Dziekanki jeszcze wrócimy.

Wize – Dziekanka, Modliszewo

W Gnieźnie dr Wize mieszkał na terenie „Dziekanki” w jednym z domów, przez wtajemniczonych nazywanym Wizówką. To tu odwiedzali go artyści i przedstawiciele świata nauki, także stąd on sam ruszał na kongresy naukowe, psychiatryczne czy filozoficzne (m.in. do Amsterdamu). Do Gniezna Wize trafia dzięki zaproszeniu do współtworzenia nowoczesnego ośrodka psychiatrycznego przez dr Aleksandra Piotrowskiego. Kazimierz Filip Wize pracę w „Dziekance” rozpoczął w lutym 1931 r. Tutaj też współtworzył liczące się w świecie nauki „Nowiny Psychiatryczne”.

Gnieźnieński szpital, m.in dzięki pionierskim metodom Wizego i Piotrowskiego, należał do najlepszych w Europie. To właśnie Wize, jako jeden z pierwszych w świecie, poważnie pochylił się nad rolą aktywności artystycznej w leczeniu chorób psychicznych i współtworzył arteterapię. Eksperymentował także w wykorzystaniu pracy w terapii nie tylko uzależnień od alkoholu. Do wizji Wizego odwoływał się m.in. w latach 80., Marek Kotański tworząc swój Monar. Pacjentom uzależnionym, dr Wize poświęcił się także po roku 1950, gdy pracował w filii „Dziekanki” w Modliszewie.

Wróćmy jednak do działań przedwojnia. Wize, choć niezwykłe jego widzenie psychiatrii współgrało z geniuszem Piotrowskiego, popracował z nim krótko – w 1933 r. dr Piotrowski zmarł. Wiemy, że to rozstanie z szorstkim, lecz bliskim przyjacielem zawodowym, dotknęło naszego bohatera.

– Od maja 1934 r. stanowisko dyrektora tutejszego zakładu objął Wiktor Ratka. W zasadzie kontynuował on kierunki leczniczo-rehabilitacyjne prowadzone przez swojego poprzednika. Nie wprowadził jednak większych innowacji. Jedynie godnym odnotowania jest fakt, że pod koniec lat 30. prowadzono w tutejszym szpitalu pierwsze, bardzo nieliczne zresztą, kuracje śpiączkami insulinowymi – czytamy na stronie Szpitala.

Do drugiej wojny, poza działalnością naukową, Wize pracował w „Dziekance” kontynuując swoje i Piotrowskiego wizje praktyki psychiatrycznej. Kiedy wkraczają Niemcy, Szpital liczy 1187 chorych. Rozpoczyna się eksterminacja pacjentów. Sprawę T-4 na „Dziekance” opisano szeroko w pracy prof. Grażyny Gajewskiej pt. „Nagie życie” w zakładach dla psychicznie i nerwowo chorych pod rządami nazistów. Czarna karta historii Szpitala to ogromny wewnętrzny dramat Wizego. Niemcy czynili zakusy, by pozyskać doktora do swojej eugenicznej wizji akcji T-4. Wize nie był jednak tym, kogo szukali. Nie podpisał też volkslisty. Stracił pracę. Był jednak czas, gdy pracował w gnieźnieńskim wójtostwie. Szacunek wśród mieszkańców sprawił, że znaleźli się dobrzy ludzie, którzy mu po prostu pomogli przetrwać. Szerzej badaniami nad sprawą pochylił się w książce „Zapomniana zbrodnia” Karol Soberski. Niebawem ukaże się kolejna jego praca na ten temat.

Po wojnie Kazimierz Filip Wize wrócił do pracy na „Dziekance”. Dalej wyznaczał kierunki, choć znajomi mówili, że mimo ogromnej kultury był człowiekiem dobrym, ale trudnym w obejściu. Ostatnie lata życia spędził w Modliszewie – tu właśnie pracował z uzależnionymi. Mieszkańcy Modliszewa wspominają go już jako nieco zdziwaczałego, ale niezwykle dobrego człowieka z kregosłupem i kindersztubą przedwojnia.

Kim był przyjaciel Skłodowskiej?

Doktor Wize przypomina dziś także Dawid Jung. Kazimierz Filip Wize, nazywany ostatnim polihistorem w Wielkopolsce, to bohater kilku dziedzin nauki – od entomologii, przez filozofię do psychiatrii, której poświęcił większość zawodowego życia. Jeszcze niedawno kompletnie zapomniany w Gnieźnie lekarz, był także znawcą, kolekcjonerem i donatorem sztuki, poetą i tłumaczem. Dziś z jego mogiły zniknął kamień nagrobny. Zrównano ją z ziemią i pokryto kostką polbrukową. Bardzo to wymowne, a jednocześnie potwierdza jedynie zaniechanie pamięci.

– Wize – zapomniana postać. Zapomniana w Poznaniu. Zapomniana w Gnieźnie… Uważam, że w Gnieźnie Wize powinien mieć swój plac lub ulicę, bo jeśli nie on, to kto? Jest to osoba, która de facto połowę życia poświęciła mieszkańcom Gniezna – powiedział dr Krzysztof Prętki, współautor monografii „Doktor Kazimierz Filip Wize (1873-1953). Zarys biografii intelektualnej”.

Przypominamy więc osobę, z której gnieźnianie mogą być dumni, której słowa i dokonania do dziś są cytowane jako pionierskie nie tylko w psychiatrii czy mikrobiologii, a której grobu od 2004 r., trudno by szukać.

Z wielkopolskim etosem w świat nauki. Droga geniusza

Urodził się niedaleko Nowego Tomyśla, jego ojciec Filip Wize, dzierżawca majątków, był typowym dla tamtych czasów wielkopolskim organicznikiem i spadkobiercą myśli generała Dezyderego Chłapowskiego. Był dobrym, nowoczesnym gospodarzem i zarządcą. Po śmierci brata, Filip Wize zarządzał m.in. liczącą wówczas 36 domów i blisko 420 mieszkańców wsią Pakosław, która należała do Emilii Sczanieckiej. Tutaj mieścił się pałac tej wybitnej Wielkopolanki.

Fot. Emilia Szczaniecka, mentorka i opiekunka doktora Kazimierza Filipa Wize, domena publiczna

Emilia Sczaniecka to działaczka narodowa i społeczna. Wsławiła się nie tylko organizując pomoc medyczną podczas powstania listopadowego – wyjechała wówczas do Warszawy, ale także jako filantropka i inicjatorka działań narodowych i feministycznych w zaborze pruskim. W tamtym czasie i w rozumieniu Sczanieckiej, te dwa nurty nie tylko się ze sobą nie sprzeczały, ale były połączone.

To właśnie Emilia Sczaniecka tworzyła pierwsze Stowarzyszenie Kobiet w Wielkopolsce oraz Pomocy naukowej dla ubogich dziewcząt w Poznańskiem i Prusach Zachodnich. To właśnie wpływ tej niezwykłej kobiety, która w Pakosławiu ukrywała emisariuszy i wielu działaczy ściganych przez władze pruskie, kształtował pośrednio Kazimierza. Długie rozmowy Filipa Wize i jego żony Emilii z Rakowskich z Emilią Sczaniecką zaowocowały tym, że choć w domu państwa Wizów było siedmioro dzieci, dbali oni o ich wykształcenie. Choć do historii przeszedł przede wszystkim opisywany przez nas Kazimierz Filip Wize, wykształcenie odebrały też jego siostry i bracia. Tu losy naszego bohatera prowadzą do Kowanówka. Tutaj zetknął się w praktyce z psychiatrią, przejmując po zmarłym szwagrze Adamie Watta Karczewskim, ośrodek psychiatryczny w Kowanówku. To jednak dalsza historia.

Kazimierz Filip zainteresował się medycyną wcześniej i tu, jak głoszą rodzinne podania, pod wpływem sędziwej już Sczanieckiej. Gimnazjum ukończył z maturą w 1893 r., uczęszczając do nazywanego przez Niemców „Marien Gymnasium” – Gimnazjum im. Marii Magdaleny w Poznaniu. To elitarne i w swoim duchu polskie gimnazjum kształciło większość organiczników i znamienitych Wielkopolan. To podłoże jakim była niezwykła mentalność Wielkopolan w zaborze pruskim, ogromny nacisk ziemiaństwa na solidną edukację, traktowanie wiedzy i umiejętności jako istotny przejaw patriotyzmu, przygotowały Kazimierza Filipa to wejścia w wielki świat.

Studiował medycynę na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Berlinie (w latach 1893–1894), Uniwersytecie Wrocławskim (w latach 1894–1895), oraz na Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana w Monachium (tu zdał w 1899 r. egzamin państwowy). Studiował także na Uniwersytecie w Lipsku, gdzie w 1899 r. obronił rigorosum, czyli dawną formę ustnego egzaminu doktorskiego. W marcu 1899 r., po przedstawieniu rozprawy doktorskiej, został doktorem medycyny. Swoją wiedzę z zakresu mikrobiologii doskonalił w młodym wówczas Instytucie Pasteura w Paryżu pod okiem kolejnego wybitnego Wielkopolanina i naukowca Jana Danysza – pioniera serologii, mikrobiologii, przy tym filozofa i miłośnika sztuki. Prawdopodobnie dzięki Danyszowi poznał pierwszych artystów. Choć jego kontakty ze światem artystycznym i przyjaźnie z wieloma wybitnymi twórcami to przede wszystkim okres monachijski, o czym później, jest jeszcze Lipsk – najwybitniejszy ośrodek kantystów.

Lekarz, mikrobiolog, bakteriolog, wówczas także specjalizujący się życiu motyli, powoli wchodzi w świat etyki i estetyki oraz sztuki – w Lipsku studiuje Kanta. To chyba właśnie rozprawa doktorska o teorii piękna w przyszłości uczyni z Wizego także pionierem filozofii medycyny i stanie się jednym z filarów Poznańskiej Myśli Filozofii Medycyny obok Heliodora Święcickiego.

Wydaje się, że w artykule popularyzatorskim nie ma miejsca na wymienianie wszelkich dzieł naukowych ogłoszonych przez Wizego. Warto jednak zwrócić uwagę na ich rozpiętość dyscyplinarną i tematyczną. Wśród nich znaleźć można prace i artykuły dotyczące filozofii Kanta, przez „Motyle okolic Jeżewa: przyczynek do fauny wielkopolskiej”, czy „Przykład symbiozy literackiej wśród psychicznie chorych”. Słusznie więc Dawid Jung mówi o Kazimierzu Filipie Wize, jako o polihistorem. Można także powiedzieć: człowiek renesansu, gdyby dodać jeszcze do tego jego całkiem udane próby poetyckie i znaczące przekłady Heinego i Émile Verhaeren. W dziedzinie nauki przyjaźnił się i korespondował z Marią Curie – Skłodowską. Porównanie Leonardem z Da Vinci byłoby pewne, gdyby jeszcze sam umiał pięknie malować. W tej dziedzinie wsławił się jednak raczej jako donator i kolekcjoner sztuki.

Czy najwybitniejsza malarka Europy dała mu kosza?

Czy przeciętny Polak zna się na sztuce? Powiedzmy szczerze – raczej nie. Gdybyśmy poprosili o wspomnienie kilku polskich malarzy to zapewne zaraz po Matejce, Wyspiańskim i Malczewskim, często pojawiłoby się nazwisko Boznańska. Olga Boznańska, można rzec celebrytka Paryża i Monachium, była w swoich czasach obiektem westchnień wielu artystów i naukowców. Jej obrazy kupowali monarchowie i przedstawiciele rządów. Wystawiała z Claude’em Monetem, czy Augustem Renoirem. Była pierwszą damą europejskiego malarstwa. Przyjaźniła się z doktorem Wize. Ta zażyłość i przyjaźń, jak mówili przyjaciele Wizego, u doktora rozbudziła uczucie i nadzieje. Liczne listy, choć często pisali do siebie o sztuce, poświadczają domysły o miłości Kazimierza do Olgi. Artystka po zerwanym narzeczeństwie z malarzem Józefem Czajkowskim pozostała jednak panną do śmierci, tak jak doktor kawalerem.

Boznańska ofiarowała co najmniej kilka swoich obrazów doktorowi Wize. Wiemy też o dwóch portretach gnieźnieńskiego lekarza. Kilka innych obrazów, które Wize przekazał Muzeum Narodowemu w Poznaniu, możemy zobaczyć do dziś w stolicy Wielkopolski. Szeroką wiedzę na temat jego miłości do sztuki i przyjaźni z artystami uzyskujemy z pracy Pawła Ignaczaka pt. „Kazimierz Filip Wize jako kolekcjoner sztuki i przyjaciel artystów”. Dużo miejsca poświęca się temu zagadnieniu także, w pracy „Doktor Kazimierz Filip Wize 1873-1953. Zarys biografii intelektualnej” pod redakcją Michała Musielaka.

Fot. Portret dr Kazimierza Filipa Wize pędzla Olgi Boznańskiej

Wiemy bez wątpliwości, że obok przyjaciółki Olgi Boznańskiej, Wize spotykał się choćby z Ludwikiem Pugetem, którego rzeźbę przedstawiającą Boznańską posiadał w swojej bogatej kolekcji. Prawdopodobnym jest, że otrzymał także od samego mistrza Wyspiańskiego jedno z jego dzieł. Tu jednak nie mamy potwierdzenia znajomości. O obrazach otrzymanych od Boznańskiej oraz jej prośbach, by Wize pomógł w dostarczeniu jej obrazów do tworzącego się w Poznaniu Muzeum, czytamy między innymi w korespondencji między obojgiem.

– Wyspiański jest tylko domysłem, choć Wize obraz posiadał w swojej kolekcji. Były tam też obrazy Wyczółkowskiego. Te obrazy, których nie podarował poznańskiemu muzeum wisiały jeszcze w jego mieszkaniu na gnieźnieńskiej „Dziekance”, jak i w Modliszewie, gdzie kończył pracę zawodową i życie. Omawiany zbiór sztuki dr Wizego powstał dzięki przyjaźniom jakie wielkopolski lekarz nawiązał od czasów studiów wśród polskich artystów w Monachium, Paryżu, Krakowie i innych miastach. W listach do Boznańskiej Wize niejednokrotnie wymienia nazwiska zaprzyjaźnionych twórców: Bolesława Biegasa, Gustawa Gwozdeckiego, Konstantego Laszczki, Ludwika Pugeta, braci Czajkowski Edwarda Trojanowskiego. Wize obracał się w środowisku poznańskich ekspresjonistów odwiedzał w Kościankach Jerzego Hulewicza, założyciela spółki wydawniczej Ostoja. Zapewne przez Hulewicza poznał też środowisko grupy Bunt. Prace będące w posiadaniu wielkopolskiego badacza i lekarza były dość zwartą grupą, ale nie stanowiły kolekcji w rozumieniu świadomie i konsekwentnie wbudowanego zbioru. Powstał on raczej w sposób przypadkowy, a prace które się na niego składały najprawdopodobniej były darami od zaprzyjaźnionych artystów – pisze Paweł Ignaczak w Studiach Muzealnych MNP.

Z obrazów podarowanych przez Boznańską chyba najważniejszy dla nas jest portret Wizego utrzymany w nieco ekspresyjnym, mrocznym, niemieckim stylu. Możliwe jest, że portret ten lekarz otrzymał od artystki w 1905 r. dziękując za niego w liście z 21 czerwca pisząc z Lipska: Zawstydza mnie Pani droga, łaską swoją. Jedno, co niesympatyczne wiem, że to portret mojej własnej nędzy – cytuje list Ignaczak. Trzeba przyznać, że śledząc dalsze losy Wizego, zwłaszcza te gnieźnieńskie i w Modliszewie, nie świadczą o nas dobrze.

Bez śladu w Gnieźnie

Zgodnie z ostatnia wolą, doktor, który do końca wiernym był dwóm miłościom: psychiatrii i nauce oraz Boznańskiej, został pochowany na Cmentarzu Szpitala „Dziekanka” przy ul. Dalkowskiej w Gnieźnie. Spoczął wśród swoich pacjentów niedaleko dr Piotrowskiego. Wydawałoby się, że to był koniec na jaki zasłużył, jakiego chciał jeden z najwybitniejszych gnieźnian. Człowiek wielu dziedzin i wielu osiągnięć, człowiek, który mimo epizodów monachijskich, paryskich i lipskich, pokochał Gniezno.

Fot. Okładka książki autorstwa dr Kazimierza Wize pt. „Nauka o pięknie i sztuce w zarysie”

W 2004 r., kiedy administrator cmentarza się zmienił, zniknęła tablica nagrobna Wizego, a kopiec jego mogiły zrównano z ziemią. Tak po prostu. W tym miejscu wytyczono nową ścieżkę i położono bruk. Był geniusz, zniknął geniusz. Trudno tu mówić o niewiedzy. W obronie szczątków doczesnych i miejsca pochówku Wizego w 2004 r. głos zabierała Gabriela Mikołajczyk, archeolog i była dyrektor Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. Walka o grób Wizego, którego życie również kiedyś opisywała, była jej ostatnią batalią. Zmarła w październiku 2004 r.

– Wyobraźcie sobie, człowiek, którego malowała Boznańska, który zrobił tak wiele dobrego, pisywał regularnie ze Skłodowską-Curie, miał największą kolekcję motyli, którego słowa współczesna psychiatria cytuje do dziś, tutaj mieszkał, pracował, a teraz ma zostać zrównany z ziemią? – Gabriela Mikołajczyk pytała w jednej rozmów w redakcją nieistniejącego już efemerycznego tygodnika „Kurier Gnieźnieński”.

Artykuł powstał w ramach projektu Intertaktywne Muzeum Gniezna 2023 r. Niepodległośc Walka Praca i Piosenka dofinansowanego z programu Niepodległa z funduszy Biura Projektów Niepodległa.

Dziś obok prac wspomnianych Junga i Prędkiego, upamiętnieniem jest Centrum Aktywnego Wypoczynku Rodziny im. Kazimierza F. Wize w Modliszewie. Co zatem zrobimy z tą niepamięcią?

Interaktywne Muzeum Gniezna, Niepodległa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *