Kurpiowski fado-blues, czyli piękno!
Zamiast przaśnego folkloru i odpychających dla niektórych okrzyków – mocny i głęboko autentyczny śpiew Genowefy Lenarcik oraz emanująca uważną wszechstronnością gitara Raphaela Rogińskiego. Teksty ludowe opatulone różnorodnością gatunkową dźwięków, czyli to co najlepsze.
Zawsze, kiedy słyszę frazę „muzyka ludowa”, wzdrygam się na samą myśl, co też kryje się pod tym pojęciem i czy znów to nie będą jakieś infantylne przyśpiewki i zbyt skoczne brzmienia, które zamiast poruszać prędzej drażnią. Dlatego do jednego z ostatnich koncertów w Latarni na Wenei można było podejść sceptycznie, lecz z zaciekawieniem. Jednak kiedy na latarniowej scenie stanęła ona, a on wydobył ze swego instrumentu pierwsze akordy, od oczarowania nie było już odwrotu.
Ponad 80-letnia śpiewaczka Genowefa Lenarcik to bowiem córka wybitnego przedstawiciela folkloru Kurpiów Stanisława Brzozowego i pewien fenomen, gdyż jej duch i głos nie poddają się upływowi czasu. Natomiast Raphael Rogiński jest muzykiem, który nie ogranicza swej gry do jednego gatunku, tylko dzięki różnym inspiracjom, ale też solidnej, w tym przypadku bluesowo-rockowej gitarowej podstawie, wzbogaca każdy utwór. I już takie cechy powyższych artystów, sprawiły, że ich występ okazał się wart wszelkiej uwagi.
Repertuar Żywizny (z kurpiowskiego: natury) to więc kurpiowskie utwory ludowe traktujące o relacjach międzyludzkich i tym co je buduje, czyli życiu, zaaranżowane między innymi na bluesową nutę, choć chwilami bliżej im było do nostalgicznych pieśni portugalskiego fado. Wyśpiewywane przez wokalistkę tkliwie i tęsknie, a przede wszystkim szczerze i z urzekającą prostotą, czarowały więc licznie zgromadzonych w środku tygodnia widzów. Całości zaś dopełniło brzmienie kurpiowskiej gwary, które zdawało się niczym jakiś magiczny, zapomniany język oraz klasyczny strój, czyli czarna sukienka sięgająca delikatnie za kolano i biały ażurowy szal. Ten ostatni zresztą zbliżył panią Genowefę także do śpiewaczek fado, które poza stylem śpiewu, wyróżnia czasem zakładany szal. Z kolei Raphael Rogiński do końca urzekał wszechstronnością swej gry, bo jak wyznał w wywiadzie dla portalu Dwutygodnik: „Każde środki są odpowiednie, żeby prawdziwe piękno przywołać.”
P.S. Natomiast osobiście mogę żałować, że kiedy moja śp. Babcia Irena Murowicka pochodząca akurat z Kresów, czy jak mówiła „zza Buga”, śpiewała podobnie refleksyjne piosenki o ludzkich relacjach, w tym o miłości – nie zostały one nigdzie zarejestrowane dla kolejnych pokoleń. A była to rzecz równie oryginalna i ciekawa.
Fot. Ania Farman