Skip to main content

Kradzież u rzeźnika. Doktor Trepiński – Judym z Olimpu. Co się działo na Wawrzyńca

Kolejna odsłona „100 metrów historii” zaprowadziła nas na ulicę Wawrzyńca. Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie po raz kolejny w ramach Interaktywnego Muzeum Gniezna 2021 zorganizowało pełen odkrywania tajemnic i emocjonalny spacer.

Ulica Wawrzyńca to fyrtel pełen kontrastów, tutaj miały miejsce włamania i kradzieże, ale też mieszkali tu wybitni Gnieźnianie. Dziś, podobnie jak całe Cierpięgi, nosi w sobie koloryt dawnej historii mieszczaństwa z przedmieścia, ale i powojennych zasiedleń z przydziałów. Mówi się, że to taka gnieźnieńska Praga w zestawieniu z jedną z warszawskich dzielnic o tej nazwie.

Operacja „Rzeźnik”

Czy rzeźnik po Galantowiczu jest najstarszym działającym dziś składem mięsnym? Na pewno patrząc na wnętrze trudno byłoby w to uwierzyć. Nie ma tu tak pięknych kafelków i posadzki jak w składzie na rogu Krzywego Koła i Dąbrówki. Tam jednak nie ma już składu mięsnego. Nie stoi też tam od lat, wspominany przez gnieźnian pan z saturatorem, który sprzedawał na szklanki czystą lub z sokiem – wodę gazowaną, jak mawiali gnieźnianie: „psytkę”.
Właściciel mięsnego przy Wawrzynieckiej 29, bo tak się przed wojną ulica nazywała, jak mawiają najstarsi, nie tylko miał porządna habaninę z gospodarskiego uboju, ale zdarzało się i dziczyznę. Co pewnie potwierdza jego przynależność do władz Bractwa Kurkowego. O leberce i kiełbasach od Galantowicza do dziś krążą miejskie legendy.
Muzealny Detektyw zainspirowany kwerendą Sławomira Łubińskiego zaczął drążyć jednak sprawę dość częstych kradzieży u Galantowicza i innych okolicznych sprzedawców.

Jak to bywa zazwyczaj, pierwsze podejrzenia padły na okolicznych mieszkańców. Większości drobnych kradzieży, jak ustaliła policja w międzywojniu dopuszczali się tu nastoletni ejbrzy, którzy na Końskim Targu vis a vis rzeźnika ganiali się z felgą lub puszczali bąki. To były jednak zazwyczaj sprawy jednej dwóch kiełbas, które zdążyli spałaszować w pobliskich bramach zanim sprzedawczynie się zorientowały. Jednak kiedy z magazynów w sklepie ginęły większe ilości towaru sprawa o kryptonimie „Rzeźnik” budziła emocje całej ulicy.

Właścicielem składu był Józef Galantowicz, Trudno dziś ustalić kiedy rozpoczął swoją działalnosć, jednak zapewne działał na początku XX. wieku. Jednym ze źródeł okazała się notka prasowa z 2 lutego 1922 roku z Gazety „Lech”:
„Dnia 8.1.22. r. włamali się sprawcy do piwnicy p. Galantowicza Józefa przy Wawrzynieckiej gdzie skradli znaczną ilość wyrobów mięsnych. Sprawców wypośrodkowano i osadzono w więzieniu przy Sądzie Okręgowym”

Rzeźnik Galantowicz w stroju Bractwa Kurkowego. zasoby MPPP

Jak wspominają starzy mieszkańcy ul. Wawrzyńca, mówiło się, że podczas tego włamania wyniesiono łącznie z piwnic Galantowicza około 35 kilogramów mięsa i kiełbas. Byłby to więc jeden z największych skoków na skład mięsny lat 20. XX. wieku w Wielkopolsce. Ujęto dwóch mężczyzn w wieku około 30 lat. Policjanci przyznawali jednak, że prawdopodobnie musieli mieć wspólników. Ponieważ wzięli całą winę na siebie zaprzestano poszukiwań wspólników. Nadal nie wiadomo w jaki sposób chcieli rozprowadzić pokaźną ilość mięsa.

Zacznijmy jednak od początku

Nazwy ulicy ulegały zmianie. Te, które jeszcze funkcjonują w pamięci społecznej, to międzywojenna wersja ul. Wawrzyniecka i PRL-owska Janka Krasickiego. W czasach zaboru pruskiego do 1919 r. była to Lorenzstrasse.
Dziś to głównie zabudowa z przełomu XIX/XX wieku. Te początki, których trudno szukać wiążą się rzecz jasna z osadą na pograniczu Wzgórza Głowa Jelenia wznoszącego się nad Jeziorem Jeleń, dziś nazywanym przez kartografów Jelonek, a przez Gnieźnian Wenecja lub Weneją, Przedmieściem Pyzdrskim i późniejszą Juryzdyką Cierpięgi. Od średniowiecza punktem centralnym był tu Kościół Targowy, czyli św. Wawrzyńca. który przebudowany został po pożarze w czasie napaści krzyżackiej w 1331 roku.

„Kościół parafialny pod wezwaniem św. Wawrzyńca w Gnieźnie jest bardzo dawną fundacją. Prawdopodobnie ufundowali go dworzanie Bolesława Chrobrego. Pierwszy dokument historyczny, wydany przez Bolesława Pobożnego, pochodzi z roku 1255. Zawiera on zapis uczyniony przez tego króla na korzyść kościoła. Kościół doszczętnie spalili Krzyżacy podczas strasznego napadu na Wielkopolskę w roku 1331, kiedy to sprowadzeni przez zdrajcę Wincentego z Szamotuł pod wodzą Dietricha von Altenburg ogniem i mieczem pustoszyli miasta i wsie, aż mściwa ręka króla Władysława Łokietka dosięgła ich pod Płowcami. Kościół św. Wawrzyńca był wówczas drewniany. W miejsce dawnego kościoła z drzewa – w wieku XVI – powstał kościół murowany jednonawowy. Z tego czasu pochodzi wieża czworoboczna nakryta gotyckim dachem w kształcie piramidy. Późniejsze dodatki jakie poczyniono bardzo zmieniły oblicze kościoła murowanego. W aktach wizytacyjnych czytamy /r.1811/, iż „kościół jest murowany, lecz we wszystkich częściach dużo spustoszony tak, że Konsystorz, obawiając się upadnięcia belek i całego dachu, kazał go zapieczętować”. Poważnej restauracji kościoła dokonano po wojnach napoleońskich w roku 1817.” – czytamy na stronie parafii zwanej popularnie Wawrzyńcem.

W roku 1896 kościół św. Wawrzyńca został rozbudowany i powiększony o dwie boczne nawy. Również wtedy wzniesiono południową okrągłą wieżę a od strony północnej wybudowano kruchtę. Chór muzyczny został powiększony i ozdobiony balustradą. Proboszczem był wówczas ks. Ferdynand Stefański. Dnia 1 stycznia 1917 roku proboszczem został ks. Mieczysław Bielawski. W tymże samym roku kościół został konsekrowany. Aktu dokonał biskup Wilhelm Kloske.
Warto wspomnieć, że wybitny patriota, którym był bp. Kloske dażył sporą atencją zarówno sam kościół jak i całą dzielnicę. Warto wspomnieć, że biskup ten nie tylko prowadził kondukt pogrzebowy powstańców spod Rynarzewa, ale też wspierał Ślązaków w walce o polskość.

Człowiek Mucha sensacja i rozczarowanie

Jedną z piękniejszych kamienic wpisanych w ścianę ul. Wawrzyńca jest ta na winklu Wawrzyńca/Bednarski Rynek. Numeracja przypisuje ją jako Bednarski Rynek 1. Niezwykle ciekawa architektonicznie budowla, z niezwykle ozdobnym eklektyzmem przełomu wieków, była świadkiem pewnego wyczynu, o którym ostatnio przypominał Rafał Wichniewicz i o którym nie omieszkał wspomnieć podczas spaceru Muzealny Detektyw.
Tutaj jedna z dziewczyn Teatru 100 metrów, prowadzonego przez MPPP we współpracy z III LO w Gnieźnie wcieliła się w rolę „Człowieka Muchy”, tuż po zejściu.
– W sobotę wieczorem ulica Wawrzyńca była widownią karkołomnych popisów polskiego akrobaty Szczęsnego Nazarewicza, znanego powszechnie pod mianem „człowiek mucha”. W myśl zapowiedzi, akrobata ten miał bez jakichkolwiek przyrządów wspiąć się po stromej ścianie czteropiętrowego domu przy ulicy Wawrzyńca 30 (dziś numeracja Bednarski Rynek 1 – przypis autora) by następnie na spuszczanej z dachu drabinie i trapezie wykonać szereg efektownych ewolucji. Zapowiedź tych niewidzianych u nas dotąd popisów wywołała w mieście ogromne zainteresowanie, to też już od godzin wieczornych poczęły się gromadzić na ulicy Świętego Wawrzyńca i Targowisku liczne publiczności, które w miarę zbliżania się oznaczonej godziny coraz więcej wzrastały. Około 7:00 zaległy ulicę i plac tysiączne rzesze publiczności oczekującej ze zrozumiałą niecierpliwością chwili rozpoczęcia emocjonujących popisów. Chwile oczekiwania urozmaicił koncert orkiestry Majkowskich oraz przemowa „człowieka muchy”, który oznajomił obecnych z genezą swojej sztuki akrobatycznej, której to zdolności odkrył w sobie podczas pracy w tuczarni ryżu w Krakowie w 1928 roku. Po długich wreszcie oczekiwaniach Człowiek Mucha ukazał się na ulicy odziany w czarne trykoty z trupią głową na piersiach i po zwięszonej z dachu lince wspiął się szybko na gzymsy pierwszego piętra, a stąd po wystających z muru kwadratach trzymając się jednak zawsze linki na wysokość drugiego piętra. Pozostał teraz jeszcze do zwalczenia najtrudniejszy odcinek karkołomnej drogi a mianowicie wejście na trzecie piętro. Z zapartym tchem publiczność zaczęła obserwować wysiłki akrobaty. Lecz ku niemałemu zdziwieniu widowni, “Człowiek mucha” w pewnej chwili przerwał swoją wędrówkę po ścianie tłumacząc się zmęczeniem spowodowanym 5 karkołomnymi występami w ciągu tygodnia a zwłaszcza piątkowym występem w Inowrocławiu. Następnie udał się “człowiek Mucha” zwykłą drogą po schodach, na drabinie zwisającej z okna czwartego piętra i przy blasku reflektorów począł się popisywać również ewolucjami jakich niemało się widzi w każdym cyrku. Co prawda nie chroniła go w razie upadku żadna siatka ale za to na rękach miał pasy ochronne, także jakichkolwiek wypadek był prawie wykluczony – czytamy w „Gazecie Lech” z 1931 roku.

Wprawdzie w sporej części „człowiek mucha” zawiódł publiczność, wrażeń dodał jej jednak Gnieźnianin Aleksander Hennig. Ten znany mieszkańcom z lubosci do popisów młodzian wspiął sie po linie na pierwsze piętro a potem paradował jak opisuje “Lech” po gzymsie z lekkością bez zabezpieczenia.Z racji jednak na nadprogramowość show Henniga zatrzymała policja. On jednak wzbudził aplauz publiczności.

Wawrzyńca 25 – popularny Olimp. pocztówka z międzywojnia. Zasoby MPPP

Judym na Olimpie

Mijając po drodzę kamienicę obok PZU, wspomnieliśmy, że to tu w 1991 roku zamontowano pierwszy w Gnieźnie domofon. Jednak obok wspomnianego już kościoła i kamienicy na winklu z Bednarskim Rynkiem, uwagę przykuwa kolejny narożnik Wawrzyńca i Czysta. Budynek nazywany przez Gnieźnian Olimpem, to niezwykle okazała kamienica, z ciekawym podziałem architektonicznym. Jest tu też niezwykle ciekawe malowidło iluzoryczne na suficie zaraz na wejściu na klatkę schodową. Trzeba przyznać, że zachowane w dobrym stanie. Jak wspominali uczestnicy spaceru, tutaj kiedyś mieszkał znany gnieźnieński adwokat Buchwald. Tu też przez lata mieściła się tajna biblioteka towarzystwa Tomasza Zana. Jednak najznakomitszą postacią wśród byłych mieszkańców Olimpu wydaje się być Ignacy Trepiński.

Urodzony pod Gnieznem, młodość spędzał już w Gnieźnie, tu ukończył Gimnazjum będąc prezesem towarzystwa „filomackiego”. Doktorat z medycyny bronił w 1901 roku. Niezwykła i niestety zapomniana postać, upamiętniona wprawdzie przed laty uliczką w okolicach ul. Konopnickiej.
„Matura w gimnazjum w Gnieźnie, gdzie był prezesem koła filomackiego (1894-1896). Studiował medycynę w Lipsku i Berlinie, doktorat w 1901 r. Aktywny członek „Zet” i Związku Towarzystw Młodzieży w Niemczech. W procesie akademików 9 XI 1901 r. w Poznaniu skazany na 2 miesiące więzienia, które odsiedział we Wronkach. Jako lekarz praktykował w Mogilnie, potem w Gnieźnie, gdzie w VII 1907 r. założył ponownie gniazdo Tow. Gimn. „Sokół”. Był też prezesem „S” okręgu gn. (1907-1914). W jego mieszkaniu mieściła się przez kilkanaście lat biblioteka gn. TTZ. Współzałożyciel czytelni rozprowadzającej książki dla dzieci. Inicjator założenia drużyny skautowej. Przed 1914 r. przyjęty do Ligi Narodowej. W 1916 r. za zorganizowanie obchodów 50. rocznicy powstania styczniowego miał drugi proces. Rok później powołany do armii niemieckiej. W XI 1918 r. członek Wydz. Wykonawczego Rady Ludowej. Po wybuchu powstania w Gnieźnie został lekarzem oddziałów ochotniczych (kpt.). Jako delegat G. i NRL uczestniczył w rokowaniach pol.-niem. w Bydgoszczy 4 I 1919 r. Rozkazem DG nr 69 z 14 III 1919 r. zweryfikowany w stopniu mjr. ze starszeństwem od 1 I t.r. Był chirurgiem w szpitalu wojskowym w Gn. Po zakończeniu powstania został radcą miejskim w Gn. oraz decernentem szpitala z ramienia rady miejskiej. Był też czł. Zarządu Drukarni „Lecha’, wiceprezesem Zw. Oficerów Rezerwy RP w Gn. Pełnił też funkcję prezesa Stronnictwa Narodowego na powiat gnieźnieński. Organizował kampanie wyborcze do sejmu i rady miejskiej. W 1926 r. był czł. zarządu powiatowego Organizacji Obrony Państwa wymierzonej przeciwko zamachowi J. Piłsudskiego. Zmarł 6 VIII 1931 r. i pochowany został na cm. Św. Piotra w Gnieźnie. Nie założył rodziny” – czytamy w biogramie IPN przygotowanym przez znawcę tematu profesora Janusza Karwata.

To rzecz jasna ta oficjalna edycja życiorysu. Część uczestników spaceru powołując się na opowieści swoich rodziców i dziadków, rysuje portret niezwykle uczynnego zaangażowanego społecznie “pana doktora”.
– Jak mówiła moja babcia, to był człowiek dusza. Kiedy ktoś chorował, a nie miał pieniędzy pomagał bez pytania o pieniądze. A dziadek to pożyczał od niego książki. Chyba można powiedzieć, że oprócz tego, że był patriotą był wspaniałym lekarzem, takim doktorem Judymem z Wawrzyńca albo nawet Fludrem – opowiadała pani Maria uczestniczka spaceru.


Do historii i miejsc na Wawrzyńca wrócimy odwiedzając między innymi piekarnię pana Maciejewskiego.
Wsparcie
Sławomir Łubiński IMG
Rafał Wichniewicz

Wnętrze piekarni Jana Maciejewskiego. Z prawej właściciel piekarni.

Jarosław Mikołajczyk – Muzeum Początków Państwa Polskiego

przedruk z Gnieźnieński Tydzień

Muzeum Początków Państwa Polskiego, Interaktywne Muzeum Gniezna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *