Klimatyczno-nomadyczne Jarzmo
Gdyby sami nie wykreowali swojej tożsamości, to pewnie stworzyłyby ich obecne czasy. A tak, poza dobrym i potrzebnym przekazem, to równie ciekawie grają, łącząc ze sobą taneczne folkowe melodie z pomrukami cięższego brzmienia.
Pamiętam jak kiedyś dopominałam się o zespoły podejmujące w swych utworach tematykę zmian klimatu lub nadchodzącą katastrofę klimatyczną. Oczekując takich kapel wyobrażałam sobie, że podejmą ją przede wszystkim w warstwie tekstowej, wyśpiewując o jakichś apokaliptycznych wizjach lub wzywając krzykiem do opamiętania się. Tymczasem u duetu Jarzmo teksty i muzyka zdają się harmonijnie współgrać, a przesłanie jest także akcentowane przez Katarzynę Bobik (wokal i perkusja) i Piotra Aleksandra Nowaka (nyckelharpa i wokal) w strojach i opowieściach pomiędzy utworami. Artyści bowiem zgodnie wyznają, że: – Jarzmo powstało jako projekt, który ma dbać o środowisko i myśleć o zmianach klimatu które się dzieją. Sami jesteśmy tu nomadami, którzy wędrują po zniszczonym świecie, mają ze sobą tylko instrumenty i zastanawiają się co dalej?
Jarzmo wystąpiło w Gnieźnie w połowie czerwca, w drugi dzień weekendu otwarcia plenerowego i niezależnego ośrodka kultury, którym jest Latarnia na Wenei i było to faktycznie otwarcie „na grubo”, jak zapowiadał je Piotr Buri Buratyński, jeden z współtwórców Latarni. Bo poza dniami pełnymi atrakcji – „gruba” tu była również muzyka. Wszak duet próbuje pożenić ze sobą wspomniane folkowe melodie z cięższym rockowym, by nie rzec, że chwilami metalowym brzmieniem. Kaskady szalenie różnorodnych i kontrastowych dźwięków, jakie wydobywali tego wieczoru muzycy ze swych instrumentów, świadczyły bowiem o ich kunszcie, który nie mógł być przypadkowy. Kluczem do oryginalności kompozycji jest zaś zestawienie tradycyjnej i „ludowej” nyckelharpy z najczęściej rockową i „współczesną” perkusją, które pozwoliło na mocno niebanalną podróż. Doceniła to zresztą zajmująca niemal wszystkie miejsca publika, w tym fani metalowego Electric Wizard, a na pewno ich albumu „Dopethrone”, którzy, jeśli wierzyć naszywkom, też byli obecni na koncercie.
Natomiast wśród utworów, które pojawiły się tego wieczoru, nie zabrakło nieco psychodelicznego motywu nawiązującego do serialu „Miasteczko Twin Peaks”, żywiołowego i niepokojącego „Oberka” czy podobnie zatrważającego jak obraz orkiestry grającej na chwilę przed zatonięciem Titanica – „Dworu”. To wszystko, czyli własne kawałki oraz dobry odbiór wśród słuchaczy, sprawiło, że Jarzmo już niebawem wyda swoją debiutancką płytę pod znaczącym tytułem „Antropocen”. Z kolei szukając jeszcze porównań dla muzyki duetu, to z uwagi na instrumenty oraz obraną stylistykę, chwilami przypominała ona skrzyżowanie Metalliki oraz Apocalyptiki grającej utwory tej pierwszej. I pomyśleć, że wszystko przez drapieżną perkusję i liryczną nyckelharpę…
Fot. Paweł Bartkowiak
#Tagi
- koncert | Latarnia na Wenei | rock | Jarzmo | folk