Skip to main content

Spotkanie z Anną Bańkowską w BPMG

Jak Anna z Anną o Anne

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

„Zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je facjatki” – napisała we wstępie do swego tłumaczenia jednej z najsłynniejszych powieści Lucy Maud Montgomery. A potem przyszły zachwyty i oburzenie wśród czytelników, choć przecież każdy może wybrać swój ulubiony przekład, a cała rewolucja była potrzebna.

Mowa oczywiście o Annie Bańkowskiej, polonistce, redaktorce i tłumaczce literatury anglojęzycznej, która w dojrzałym wieku podjęła się przełożenia książki znanej wszystkim jako „Ania z Zielonego Wzgórza”. Tłumaczka bowiem po językoznawczyni Katarzynie Kłosińskiej czy pisarzach Macieju Płazie i Zbigniewie Rokicie, stała się kolejną gościnią w ramach fantastycznego projektu „Polszczyzna – zawsze na czasie!”, który zrealizowała Biblioteka Publiczna Miasta Gniezna.

Spotkanie z Bańkowską, które odbyło się w siedzibie książnicy przy ul. Staszica, podobnie jak pozostałe, zostało poprowadzone przez osobę dla której kultura i literatura są ważne, czyli tym razem Annę Dzionek. Zatem to niekoniecznie przypadek sprawił, że Anna rozmawiała z Anną o Anne. A zaczęło się od cech wspólnych tłumaczki z rudowłosą bohaterką, gdzie ta pierwsza wyznała, że podobnie ja Anne była chuda i piegowata, chociaż nie ruda, też miała przyjaciółkę, której imię zaczynało się na literę „D” (Danusia jako odpowiednik książkowej Diany) czy… limitowany czas na czytanie, co chyba bolało najbardziej. Dalej, nie mogło zabraknąć oczywiście pytania o całe to „kontrowersyjne tłumaczenie” i przywołany cytat ze wstępu, na co autorka odpowiedziała, że czytelnicy na różnych forach czy grupach w internecie już od dłuższego czasu dopominali się o nowe tłumaczenie powieści Montgomery. Poza tym ona sama nie boi się burzyć utartych schematów i przyzwyczajeń czytelniczych, a na wszelkie zarzuty odpierała, że tak naprawdę każdy może sobie wybrać swoje ulubione tłumaczenie, bo jest ich 16, zaś sama zawsze kieruje się wolą i zamysłem autorów.

O cóż więc sprawa poszła? Przede wszystkim o tytuł, który kompletnie zrywa z „Anią i Zielonym Wzgórzem”, bo chcąc być wiernym oryginałowi, a może i logice, w tym imion, dobrze wiemy, że kanadyjska Anna to Anne, Mateusz to Matthew, a zamiast Maryli jest Marilla, zaś Zielone Wzgórze nie istnieje, tylko jest błędnym tłumaczeniem nazwy farmy Cuthbertów. Ta ostatnia bowiem to Zielone Szczyty i swą nazwę zawdzięcza pomalowanym na zielono szczytowym ścianom domu. Oprócz tego został na nowo ustalony pojazd, którym Ania – Anne przyjechała na farmę, jej ulubione kwiaty czy właśnie rodzaj pokoju, gdzie mieszkała i którym nie była żadna facjatka (pomieszczenie znajdujące się na strychu, które zostało wydzielone z poddasza osobnymi ścinami i własnym dachem), tylko normalny pokój na piętrze w szczytowej ścianie domu.

Warto dodać, że Anna Bańkowska podczas spotkania, dała się poznać jako konsekwentna i odważna osoba, co zapewne pomaga w jej pracy, ale też twórczyni obdarzona poczuciem humoru i dystansem do siebie. Co więcej, choć zaczęła tłumaczyć literaturę stosunkowo późno, bo dopiero w wieku 50 lat, to uważa, że wcześniejsza praktyka redaktorska była dobrą zaprawą i oczywiście biegła znajomość języka angielskiego oraz internetu. Ten ostatni zresztą, jak przyznała, jest jednym z lepszych narzędzi pozwalających nie tylko komunikować się z osobami z najdalszych zakątków świata czy instytucjami, ale też pogłębiać wiedzę i przenosić się w miejsca, których nie jest się w stanie lub nie można odwiedzić osobiście. No i pomaga również fascynacja postacią Montgomery. Bo tyle o autorce „Anne z Zielonych Szczytów”, co podczas spotkania z Bańkowską, trudno gdziekolwiek indziej na żywo, dowiedzieć się więcej.

Spotkanie odbyło się w ramach bibliotecznego projektu „Polszczyzna – zawsze na czasie!” dofinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Narodowego Centrum Kultury – Ojczysty – dodaj do ulubionych. Edycja 2022.

Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak