Skip to main content

Koncert zespołu Hańba na Festiwalu Filmowym Offeliada

Energetyczna Hańba po raz czwarty!

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

Swoją pasją i energią mogliby zasilać elektrownię, ale zamiast tego potrafią rozruszać każdą publiczność. A jeśli w dodatku ich buntowniczy przekaz ze sceny to krytyczne i czasem alternatywne podejście do polskiej historii oraz głos niezamożnej większości, to trudno o zespół z większym RiGCZem *!

Zbuntowana kapela podwórkowa Hańba po raz pierwszy w Gnieźnie pojawiła się prawie 10 lat temu, czyli w 2013 roku, kiedy dopiero twórczo i scenicznie raczkowała. Wypatrzona przez lokalny Klub Krytyki Politycznej w momencie, kiedy poza rodzinnym Krakowem nie wiedziała o niej reszta Polski, zagrała w grodzie Lecha w ramach Królewskiego Festiwalu Artystycznego i zgromadziła niespełna 20-osobową widownię w nieistniejącym dziś Klubie Muzycznym Młyn. Kolejny występ w 2016 roku i znów na zaproszenie Klubu KP, to już większe wydarzenie z liczniejszą publiką i znów w niedziałającym obecnie, ale podobnie jak Młyn klimatycznym, Centrum Kultury Szuflada. Sam kwartet był już wtedy po zdobyciu nagrody specjalnej im. Czesława Niemena na 17. Festiwalu Folkowym Polskiego Radia „Nowa Tradycja” czy występach na OFF Festiwalu w Katowicach, w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin oraz rejestracji koncertu na ulicach katowickiego Nikiszowca dla prestiżowej, amerykańskiej rozgłośni KEXP. Natomiast trzecia wizyta Hańby w Gnieźnie to granie plenerowe w stosunkowo młodej, lecz zjawiskowej i kultowej Latarni na Wenei. Bo tym razem to animatorki i animatorzy tego niezależnego ośrodka kultury postanowili zaprosić w 2019 roku krakowskich muzyków, których dorobek wzbogacił Paszport Polityki (2018) i kolejne utwory przysparzające im już licznych odbiorców.

Tymczasem listopadowy koncert, który uświetnił Festiwal Filmowy Offeliada, to w zasadzie potwierdzenie dokonań i kunsztu Hańby. Zespołu, który nie z powodu „gwiazdorzenia”, lecz cierpliwego czekania na offeliadową publikę, przybywającą do Restauracji Europejska po późno zakończonych pokazach – zaczął grać chwilę po czasie. W niecodziennej scenerii (oryginalny parkiet i wysokie wnętrza z tarasem) oraz w od czasu do czasu zadymianym czerwonym oświetleniu, kapela zaczęła swoją wyprawę do przeszłości od melodyjnego i ciągle niestety aktualnego kawałka „Cukier krzepi”. Bo choć kwartet w swej twórczości sięga do tematów i tekstów rodem z dwudziestolecia międzywojennego, a nawet lat 40. XX w. oraz przesuwa czas powstania punkrocka okraszonego folkową czy klezmerską nutą na tamten okres – to wiele spraw pozostaje aktualnych przez dekady, by nie powiedzieć… stulecia. Wszak, o drożyźnie i cieple z węgla, które także dziś nam towarzyszą, opowiada „Cukier krzepi”, zaś jeden z bardziej skocznych i popularnych utworów Hańby, czyli „Narutowicz” to rzecz o tym do czego prowadzi wszelkie szczucie i znów niestety obecny w przestrzeni publicznej nacjonalizm. Śmierć urzędującego tylko kilka dni pierwszego Prezydenta II RP Gabriela Narutowicza to bowiem nie tylko wina jego zabójcy Eligiusza Niewiadomskiego, ale również całej tej prawicowej inteligencji czy prasy, które urządziły na niego nagonkę. Dalej, podbity równie energicznym rytmem „Madagaskar” lub tytułowy kawałek z ostatniej płyty, czyli „Nikt nam nie zrobił nic”, które dla zespołu napisał Ziemowit Szczerek, to już bardziej historia alternatywna, choć pierwszy z nich zdradza niestety jak najbardziej obecne w dwudziestoleciu rodzime ciągoty kolonizatorskie, zaś drugi przedstawia rzeczywistość, gdzie Polska wygrywa II wojnę światową…

Co więcej, słuchając tekstów i muzyki kapeli, trudno nie odnieść wrażenia, że zarówno na pojedynczym występie lub albumie, jak i w działaniach przez lata – utrzymuje ona wciąż charakterystyczny oraz wysoki poziom. Muzycy bowiem są konsekwentni w swej opowieści, mimo że osobiście bardziej trafiają do mnie wątki, które są bliższe prawdy. Podobna wytrwałość cechuje twórców jeśli chodzi o brzmienia, które początkowo były raczej minimalistyczne, by z biegiem czasu przemienić się w bardziej rozbudowane formy. A wszystko to przy zachowaniu stałego instrumentarium jak banjo, klarnet i akordeon, tuba czy bęben zwany barabanem. Jednak nie byłoby takiego czaru, gdyby nie jeszcze świetny kontakt zespołu z publicznością, szczególnie wokalisty Andrzeja Zamenhofa, który w pewnym momencie zszedł ze sceny, by razem słuchaczami rozkręcić szalone… pogo. W końcu jak punkrock to punckrock!

Fot. Anna Farman, film Andrzej Edward Krasa

  • RiGCZ – skrótowiec, którego rozwinięcie to „Rozum i Godność Człowieka”. To określenie znalazło się w jednej z pierwszych polskich past (opowiadań, historyjek internetowych), której autor użył go do zawstydzenia osoby obrażającej Papieża Jana Pawła II. Początkowo popularne wśród prawicy, dziś używane raczej przez lewicę.
Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak