Po raz kolejny przedruk z bloga Agaty Zakrzewskiej. Muzyczne widzimisię
Myślę, że każdy ma w swojej kolekcji płyty, które uważa za kultowe i spektakularne pod względem brzmieniowym. Dla mnie takim albumem jest ascetyczna, surowa i piękna w swej prostocie Czarna Brygada zespołu Brygada Kryzys z 1982 roku.
Wszelkiej maści opisy, poświęcone debiutanckiej płycie Brygady Kryzys, koncentrują się na okolicznościach jej powstania, czyli testowaniu przez zespół studia nagraniowego na warszawskim Wawrzyszewie. Uwaga krytyków skupia się także wokół warstwy literackiej tego wydawnictwa. Postanowiłam więc spojrzeć na Czarną Brygadę nieco inaczej – z perspektywy muzycznych detali, które sprawiają, że wciąż słucham jej z ogromnym wzruszeniem. W kontekście owego albumu najwięcej mówi się także o dwóch filarach, gigantycznych osobowościach, figurujących jako kompozytorzy i autorzy tekstów wszystkich utworów. Mam na myśli Tomka Lipińskiego oraz Roberta Brylewskiego. Absolutnie, ich dzieło nie podlega dyskusji, jednakże dla mnie opisywana płyta to owoc kolektywu. Niebywała selektywność wszystkich instrumentów jest tu w dużej mierze zasługą pomysłowego realizatora dźwięku – Kuby Nowakowskiego. Przed Wami dziewięciościeżkowa wędrówka, niespotykana, bowiem już na jej początku docieramy do punktu centralnego.
Centrala to dla mnie utwór-absolut i o ile tekstowo wciąż czekamy w nim na sygnał, o tyle muzycznych, rozpoznawalnych sygnałów mamy tutaj bez liku. Można do nich zaliczyć śpiewny, gitarowy riff, rozbrzmiewający przy akompaniamencie mrocznego basu Irka Wereńskiego, w którego partii słychać podstawę dwóch akordów. Wspomniane akordy stanowią budulec całej kompozycji. W opisywanym riffie kierunek melodii jest w dużej mierze opadający, jedynie na moment linia melodyczna wznosi się, by w zwieńczeniu zawisnąć na długich dźwiękach, łagodnie prowadzących nas ku dołowi, wprost w mroczną otchłań niskich rejestrów. Po dwukrotnym wybrzmieniu tej melodii słychać kolejny intrygujący detal – perkusyjny grzmot. Znakomity perkusista – Janusz Rołt, wykonujący te ekspresyjne uderzenia, posiadał zresztą w branży właśnie taki, jakże efekciarski pseudonim – Grzmot. Metaliczna, urokliwa partia wokalna początkowo eksploatuje pojedynczy dźwięk, niejako symbolizujący monotonię wiecznego czekania, obecnego w tekście. Z czasem melodia zagęszcza się, a apogeum stanowi przenikliwe wydłużenie do granic możliwości wokalnych centralnej sylaby tytułowego słowa utworu. Niniejsza kompozycja obfituje też w śpiewne epizody saksofonu Tomka Świtalskiego, a dwie subtelne gitarowe solówki sprawiają, iż melodyjności Centrali absolutnie nie da się zapomnieć. Kolejny utwór to miniaturka – Radioaktywny blok. Tekstowo, została tutaj odzwierciedlona egzystencja w szarej PRL-owskiej rzeczywistości, a pojedyncze wyrazy, wyskandowane z pozoru beznamiętnie, wspaniale korespondują z muzyką – artystycznie brudną i hałaśliwą. Tomek Lipiński w tytułowym słowie „blok” finezyjnie eksponuje głoskę „l”. Sekcja rytmiczna odpowiada za żwawy puls, natomiast gitarowe motywy są piękne w swej szorstkości. Dodatkowo, powyższy instrument w kulminacji gra techniką, opartą na szybkim powtarzaniu pojedynczych dźwięków. Posiada ona wdzięczną nazwę z języka włoskiego – tremolo. Początkowo w piosence Nie ma nic na pierwszy plan wysuwają się dźwięki saksofonu, ów instrument z czasem barwnie dialoguje z gitarą. Gitarzysta w pewnym momencie wykonuje niepokojący motyw, oparty w dużej mierze na najmniejszych odległościach pomiędzy dźwiękami, czyli tzw. półtonach. W partii wokalnej zwrotek dominuje jeden dźwięk, drugi występuje incydentalnie. W refrenie z kolei na słowach „nic do” słychać przepełnioną dramaturgią oraz w gruncie rzeczy niełatwą do zaśpiewania odległość pomiędzy dwoma dźwiękami. Jest to tzw. septyma mała – ostra, niepokojąca, niezwykle rzadko występująca w wokalnych liniach melodycznych. Wraz z przebiegiem utworu motywy saksofonu ujmują mnie dynamiczną gęstością, a kulminacyjne, gardłowo recytowane słowa „nie ma” uważam za cudowny nośnik kolorystyki brzmieniowej. Tekstowo, słyszę tu nadzieję na lepszy świat, którą próbuje stłumić dekadencka bezsilność, połączona z myślą, iż nie ma nic do stracenia. Ostatnia, umieszczona na albumie piosenka w języku polskim to swoisty wykrzyknik – Przestań śnić. Dominuje tu instrumentalna surowość i melodyjność. Wykonawczo, głos wokalisty jest nieco zamglony, niczym we śnie, nie brakuje w nim jednak emocjonalnej gwałtowności. Na uwagę zasługują ornamentalne motywy saksofonu, a partia perkusji oczarowuje miękkością. Obecne w tekście tytułowe wykrzyknienie ma swoją kontynuację w twórczości Tomka Lipińskiego, wszakże w kompozycji Tiltu, zatytułowanej Mówię ci, że, padają słowa: „jedyne wyjście to obudzić się”. Przeszywający krzyk w zwieńczeniu utworu symbolizuje raptowne wyrwanie się z letargu.
Anglojęzyczną część Czarnej Brygady otwiera piosenka Real One. Rytm wyznacza tu gitara, często racząc nas ostrymi niczym sztylet dźwiękami. Saksofon fascynuje motoryką pomiędzy wokalnymi epizodami. W ramach linii melodycznej Tomka Lipińskiego niezwykle imponuje mi wyartykułowanie przez niego tytułowych słów. Mają one w sobie coś, co w anglojęzycznej nomenklaturze można określić jako flow lub feeling. Kompozycja Travelling Stranger intryguje mnie nieuchwytnym, melodycznym mrokiem. Zawieszam w niej ucho na efektownych, perkusyjnych przebiegach Janusza Rołta. Wyrafinowanej melodii wokalnej towarzyszy metaliczność, szczególnie słyszalna w słowie „mind”. Except One to kolejna, okraszona kunsztownymi półtonami miniaturka, będąca w mojej opinii mistrzostwem ekspresji. W opisywanym utworze partia gitary jest równoprawnym, muzycznym partnerem wokalisty. Owe melodie wzajemnie się przenikają, zachwycając szlachetnymi współbrzmieniami. Na uwagę zasługuje też równomierny puls sekcji rytmicznej, grającej niczym jeden organizm. W piosence Ganja słychać echa muzyki rodem z Jamajki. Ów charakterystyczny mariaż Brygady Kryzys ze stylistyką reggae to niejedyny tego typu akcent w twórczości grupy. Słychać go także w rewelacyjnym utworze Wracamy do raju, który niestety nie doczekał się wersji studyjnej, jak również w piosence To co czujesz, to co wiesz, utrwalonej studyjnie dopiero dekadę od pierwszych szkiców, na albumie Cosmopolis. W utworze Ganja, a także w kolejnej piosence partię basu wykonał Tomek Szczeciński, grający z ogromnym wyczuciem. Ponadto, w oszczędnych motywach saksofonu królują powtarzane dźwięki, których melodia tworzy melancholijny, rozłożony akord. Kolorystykę brzmieniową kształtują także charakterystyczne szmery, symbolizujące spożywanie substancji psychoaktywnych, o których z racji tytułu piosenki mowa tu nieprzypadkowo. Szorstki niczym papier ścierny przester to początek epilogu albumu, kompozycji Fallen Fallen Is Babylon. Jakby w kontraście, z owej ostrości wyłania się śpiewny, gitarowy riff. Chwilę później wyrazisty rytm perkusji i basu stanowi akompaniament względem ascetycznych motywów gitary. Tomek Lipiński w zwrotkach śpiewa ekspresyjnie, z nutką subtelności, nieuchwytna dźwięczność okrasza choćby słowo „liberation”. W refrenie natomiast tytułowy wyraz Babilon szlachetnie rozkwita, ozdobiony uporczywie powtarzanymi dźwiękami. Akompaniament instrumentalny gdzieniegdzie upiększa piorunująca wirtuozeria perkusyjnych grzmotów. Nie należy także zapominać o kulminacyjnej, saksofonowej psychodelii Tomka Świtalskiego, która przechodzi tu najśmielsze oczekiwania. Przepełnia ją kunsztowna zgrzytliwość, przeszywająca do szpiku kości.
Czarna Brygada zespołu Brygada Kryzys jest moim zdaniem selektywna z racji ogromnej przestrzenności, dzięki której można uważnie wsłuchać się w poszczególne partie instrumentalne. Metaliczność dostrzegłam tu natomiast głównie za sprawą wokalu Tomka Lipińskiego. Głos wokalisty czasem brzmi lekko nosowo, to znów gardłowo i ostro, jednakże jego nieodłącznym atrybutem jest magiczna melodyjność. Ascetyczne, gitarowe solówki Roberta Brylewskiego fascynują z kolei niezwykle frapującym brzmieniem, w którym niejednokrotnie dominują szorstkie przestery. Ekspresyjna sekcja rytmiczna raczy nas wyrazistym pulsem, często niepozbawionym efekciarskiej wirtuozerii, natomiast partie saksofonowe Tomka Świtalskiego stanowią całą paletę barw – od dźwięków delikatnych i śpiewnych aż do zgrzytliwie psychodelicznych. Dodatkowo, dzięki warstwie literackiej tej płyty po prostu z nadzieją patrzę w przyszłość, ufam, cierpliwie czekając na sygnał z centrali, wierzę w coś pozytywnego na tym świecie, mimo iż nie mam nic do stracenia oraz twardo stąpam po ziemi, przestając naiwnie śnić. Za sprawą powyższych szlagwortów żyje mi się łatwiej; owe utwory to dla mnie prawdziwe, artystyczne brylanty, zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej.
AGATA ZAKRZEWSKA