Skip to main content

Koncert w BPMG

Biały śpiew, magia i czas

 |  Kamila Kasprzak-Bartkowiak  | 

Kiedy za oknem robi się coraz chłodniej, mimo że w dobie zmian klimatu to nigdy nie wiadomo, ale z pewnością skraca się dzień, to siłą rzeczy zaczynamy szukać światła, piękna i wspólnoty. Tak jak to miało miejsce w ostatni piątek września na bibliotecznej „Scenie między regałami”.

Mowa oczywiście o koncercie zespołu Cudawianki, który odbył się w głównej siedzibie Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna przy ul. Mieszka I i był piątym oraz niestety ostatnim występem w ramach niecodziennej inicjatywy pn. „Scena między regałami”. Pod tą ostatnią bowiem kryły się organizowane przynajmniej raz w roku, kameralne koncerty wśród książek znajdujących się w Czytelni. Niestety, co też wybrzmiało na początku, to ostatnie tego rodzaju wydarzenie, bo czytelnianą przestrzeń zajmą książki, przeniesione z obecnej Wypożyczalni dla Dzieci…

Tymczasem Cudawianki to inicjatywa, która zrodziła się w głowach grupy gnieźnianek z potrzeby dobrego spędzenia czasu i radości ze wspólnego śpiewania. Zespół to dziś siedem dojrzałych kobiet, choć w książnicy z powodu niedyspozycji głosowej jednej z nich, zaśpiewała ostatecznie szóstka. Co do repertuaru, to szeroko pojęte pieśni ludowe, które jednak nie są dobierane według regionalnego klucza, tylko indywidualnych preferencji śpiewających, dlatego też w trakcie koncertu można było usłyszeć zarówno utwory z Europy środkowo-wschodniej, jak i dalekiej Skandynawii.

Zaczęło się więc od pełnego emocji, wejścia w magiczną przestrzeń oświetloną setkami lampek na konstrukcjach w kształcie drzewek, które zostały przyozdobione prawdziwymi zielonymi gałązkami. Nie kryjące tremy artystki, z kolei chwilę przed wyjściem na scenę, stanęły w kręgu, by dodać sobie odwagi, zanim wysłucha ich kilkadziesiąt osób. A potem już popłynęło, czyli na pierwszy ogień poszła białoruska pieśń śpiewana o poranku, zaś wyznacznikiem dla kolejnych utworów stały się pory roku. Były więc rodzime szaro-bure jesienne dzieła i pieśni funeralne, których nie powstydziłby sam Adam Strug, w tym o chłopie, który zawarł pakt z diabłem i wskutek tego stracił dziecko czy przedchrześcijańskim wyobrażeniu życia po śmierci. Następnie w to wszystko i jeszcze jesienno-zimową porę, wpleciona została bułgarska pieśń, a zaraz po niej polska „o dawaniu” – najczęściej siebie innym w kontekście damsko-męskim. Bo też miłość i związane z nią rytuały, to kolejne tematy i niezmienne ludzkiego życia jak przemijający czas lub śmierć. Dalej więc już po „szarudze”, miłosne wątki były kontynuowane w odsłonie późnowiosennej, a dokładnie w okolicy Nocy Kupały i przeplatały się z magią, w tym z rusałkami oraz… weselnymi melodiami w postaci utworu „Oj, chmielu”, który najprawdopodobniej był znany jeszcze przed przyjęciem chrztu przez Polskę i wykonywano go podczas oczepin panny młodej.

Warto dodać, że to oczywiście nie wszystkie utwory zaśpiewane tego wieczoru przez Cudawianki, których łącznie było kilkanaście. Jednak najlepsze lub też najciekawsze wybrzmiały w okolicy bisów. To wtedy bowiem można było usłyszeć niełatwą w artykulacji starobretońską pieśń o trzech marynarzach zakochanych w jednej dziewczynie, macedońską kompozycję mającą przywołać deszcz z którą lepiej uważać, bo może sprowadzić bardziej intensywną zmianę pogody czy wreszcie zjawiskową pieśń rdzennych mieszkańców Skandynawii – Saamów, która przez ponad 300 lat była im zakazywana. A wszystko to zaprezentowane przez gnieźnianki, które wymyśliły sobie, że będą uprawiać biały śpiew, czyli wydobywać najbardziej pierwotne dźwięki z głębi naturalnych rezonatorów swego ciała i przy okazji też pomogą w ocaleniu ludowej spuścizny mieszkańców z różnych regionów. Jeszcze trochę prób i „otwarcia głosów”, a będą mogły wypłynąć na szersze wody. Bo ewidentnie są warte ponadgnieźnieńskiego poznania i sukcesu.

Kamila Kasprzak-Bartkowiak
Kamila Kasprzak-Bartkowiak